Nie spały razem. Była zła, zanim zasnęła, wyszła na spacer i zagryzła pare wałęsających się po ulicy psów. Gdy wróciła, Alyse już spała. Jennefer wykąpała się i poszła spać na kanapie. Wiedziała, że będzie jej trudno zasnąć...
Szła przez znaną jej tak dobrze ulice, pomiędzy zaparkowanymi samochodami. Obok ktoś szedł. Wiedziała, że to ktoś z jej znajomych, ale nie widziała twarzy. Czuła sie zmęczona. Chciała zasnąć i nie budzić sie już. Nagle zachwiała sie i krzyknęła. Zaczęła spadać w dół, który nagle przed nią wyrósł. Słyszała swój krzyk pomieszany z płaczem, śmiech niknący w oddali i widziała ciemność nieprzeniknioną, pochłaniającą ją coraz głębiej.
Usiadła gwałtownie. Był środek nocy, co do tego nie miała wątpliwości. Wstała, wyciągnęła wino, wypiła parę łyków. Zastanawiała sie, co może teraz zrobić... ,,Może wpadnę do niego? Dawno sie z nim nie widziałam..." . Chwilę później wyszła i pognała Kelpie do jego domu.
-Kto tam! - odezwał sie głos wyraźnie zdenerwowany.
-Wpóść mnie Jacoe. To ja, Jennefer.
Po chwili już była w środku, popijając gorący napar.
-Wiesz, która jest godzina? - burknął - Nie to, żebym sie nie cieszył, ale o tej godzinie raczej nikogo nie przyjmuje.
Jacoe był lekarzem, zielarzem i znawcą w dziedzinie religii. Nie rozumiała go, ale lubiła. Czasem... Cóż, wykorzystywała go, a raczej jego miłość.
-Chyba nie chcesz znowu jakiejś zwariowanej mikstury? - westchnął i ziewną. Wzięła kolejny łyk gorącego napoju.
-Nie tym razem, Jacoe. Musisz mi powiedzieć, skąd wytrzasnąłeś tego gościa, dla którego miałabym pracować.
Zauważyła zaskoczenie na jego twarzy. Uprzedziła pytanie:
-Nie, nawet go nie widziałam. To musi być gruba sprawa. Muszę wiedzieć, w jakie gówno wejdę tym razem.
-W zasadzie... ja też nic o nim nie wiem. Powiedział mi o tym kumpel, ktory też dowiedział sie od kogoś dalej. Przykro mi.
Westchnęła. Dlaczego on był taki neutralny? Nigdy nie mogła liczyć, że ochroni ją przed mieczem.
-Ale nie dlatego tu przyszłaś... - powiedział po chwili -Poklucilas sie z Alyse?
Kiwnęła głową. Bo i co wiecej miała mu powiedzieć?
Podszedł do niej, kucnął i przejechał delikatnie palcem po jej policzku. Dlaczego kiedyś miała z nim romans skoro on w ogole jej nie podniecał?
-Pójdę już. - wstała, wciskając mu kubek.
-Poczekaj. -chwycił ją za rękę - Mam coś dla ciebie.
Oglądając sie co chwila pobiegł schodami na górę. Słyszała, jak gorączkowo czegoś szukał. Wreszcie usłyszała jego kroki na schodach. Niósł olbrzymie białe pudło. Wyciągną je w jej stronę.
-Idź do łazienki albo do naszego pokoju i przymierz - uśmiechną sie blado. Wzięła je od niego i poszła do dużego pokoju. Gdy otworzyła skrzypiące drzwi, wróciły wspomnienia. Położyła pudło na krześle, przejechała dłonią po miękkiej pościeli, spojrzała na szafę, pełniącą też funkcje ogromnego lustra. Spojrzała na siebie. Zauważyła łzy. ,,Nie wspominaj. To cie zabije. Tego już nie ma i ma nie byc..." Podeszła do pudła i otworzyła je. Wyciągnęła czarną skórzaną bluzkę z ukrytymi kieszeniami na sztylety i pochwą na plecach na miecze. Były tam też spodnie z tego samego materiału, miały kieszenie z tyłu, oraz buty, sięgające nieco poniżej kolan, sznurowane na kształt wiązania gorsetu. Popatrzyła na rzeczy z uznaniem, po czym zdjęła buty i spodnie, nakładając nowe rzeczy. Spojrzała w lustro. Spodnie leżały idealnie, wyszczuplając jej sylwetkę. Buty też były niesamowite. One rownież miały skrytkę na sztylet. Uśmiechnęła sie do swojego odbicia. Zdjęła bluzkę, założyła nową, która naprawde bardzo jej sie podobała. Włożyła ją w spodnie, zacisnęła na biodrach czarny pas, z dużą klamrą. Spojrzała w lustro. Wygladała naprawde dobrze... Drgnęła na dźwięk westchnienia i odwróciła sie gwałtownie.
-Wiedziałem, że będziesz pięknie w tym wyglądać... -uśmiechną sie znowu -Musisz w końcu chociaż troche wyglądać jak dziewczyna!
Zaśmiali sie razem.Kiedy wyszła, pochowała swoje sztylety i miecze. Narzuciła na siebie płaszcz, który rownież jej podarował. Skierowała Kelpie na umówione miejsce spotkania. Gdy dojechała do starej stajni królewskiej, zeskoczyła z klaczy i przywiązała ją przed wejściem. By uspokoić swoją przyjaciółkę poklepała ją po karku i ucałowała jej czarne chrapy. Weszła do opuszczonego budynku. Wsłuchiwała sie w ciszę. Nie chciała zostać zaskoczona. Wiedziała, że nie usłyszy jej zwykły człowiek. Nagle usłyszała kroki, zauważyła światło ognia. Szybko ukryła sie w szczelinie. Z daleka usłyszała, jak ktoś powtarza jej imię. Oczekiwali jej, to nie była zasadzka. Stanęła przed młodym chłopakiem, który drgnął, gdy sie przed nim wyłoniła, niczym czarny demon, piękny i straszny zarazem. Pochodnia prawie wypadła mu z dłoni, w porę ją złapała.
-Pani... Jennefer? - wyjąkał chłopak, patrząc w jej twarz, nie wyrażając żadnych uczuć.
-To ja. Prowadź chłopcze.
Szli korytarzem. Cieszyła sie, że ma koci wzrok. Inaczej nic by nie widziała i zgubiła by go. Widziała, jak bardzo jest przestraszony i jak bardzo sie stara. Położyła mu delikatnie rękę na ramieniu.
-Jak cie zwą chłopcze?
-Antoinne... -wyszeptał
-Ile masz lat Antoinne?
Po chwili odpowiedział jeszcze ciszej:
-Dwanaście, lady Jennefer.
,,Lady..." pomyślała z uśmiechem, zdejmując dłoń z jego ramienia ,,Czy każdy już wie, że teoretycznie płynie we mnie szlachecka krew?" a po chwili pomyślała ,,Szlachecka krew wyklętej... Tak mnie zwali"
-To tutaj lady...- odsunął sie, ukazując przestronna sale. Ruszyła ku wejściu. Czuła jak patrzy na nią z podziwem, szacunkiem i strachem. Uśmiechnęła sie. Nikt nigdy jej publicznie nie znieważył. I nikt tego nigdy nie dokona. Jest na to zbyt silna. Dotknęła zimnej klamki. Usłyszała głosy dochodzące z sali.
,,Czas zobaczyć kto i co od nas chce"
CZYTASZ
To, co niedostrzegalne...
FantasyWejdź do świata umysłu, władaj nim. A potem wszystko zmieni się w nieustanną ucieczkę...