Rozdział 2

58 1 1
                                    

Zarys okna stawał się coraz bardziej widoczny. Po chwili patrzyła na znajome białe firanki i szary świat, kryjący się za nimi. Zamrugała. Czuła, że wróciła.
- Triss, nie taka była umowa! - głos matki był coraz głośniejszy. Szykowała sie kolejna awantura.
- Mamo, zamyśliłam sie...
- A potem dostajesz złe oceny! Nie będziesz mogła już czytać książek lub słuchać muzyki, rozumiesz?! - matka wyszła trzęsąc sie w złości. Triss pomyślała, że jeżeli słuchałaby jej jeszcze chwile dłużej to by sama zaczęła krzyczeć. Wtedy ona uderzyłaby ją w twarz. Albo w coś innego. Znowu.
- Idę do sklepu. - wiedziała jak bardzo jest wkurzona - Zaraz wracam.
Gdy usłyszała zamykane drzwi odetchnęła. Zbiegła na dół do kuchni. Wyciągnęła ukrytą butelkę wina, wyjęła z torby matki paczkę papierosów. Wyszła na taras. Było zimno, wiał wiatr. Zbierało się na deszcz. Zbliżała sie zima. Odkorkowała butelkę, wypiła kilka dużych łyków. Wyciągnęła papierosa, zapaliła, ale tylko jednego. Chciało jej sie płakać, jak zawsze. Jednak nigdy nie płakała mimo starań. Popatrzyła na butelkę i niedopałek. ,,To jest chore." pomyślała ,,Jak wszystko tutaj. Po co ja tu jeszcze jestem?" Wyrzuciła papierosa, zamknęła wejście na taras, schowała paczkę i butelkę. Powoli poczłapała na górę. Usiadła i zaczęła patrzeć w okno. Myślała tylko o tym by trafić tam, ale w inne miejsce. Daleko od Urgalów. Poczuła jak odlatuje w dal. Uśmiechnęła sie lekko. Jak zawsze...

To, co niedostrzegalne...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz