Powoli otworzyłam oczy. Czy to był sen? I ciekawe która godzina...
-Witaj. -wyskoczyłam prawie z łóżka na głos męskiego głosu. Spostrzegłam Jacoe'a, ostatniej osoby jakiej spodziewałam sie tu spotkać. Dopiero po chwili zauważyłam, że dziwnie sie na mnie patrzy. Zakrywam sie kołdrą, zauważając, że jestem półnaga.
-Jacoe... Co ty tu robisz?
-Jennefer mnie wpóściła. -wzruszył ramionami, a ja spostrzegłam lekki uśmiech. Serce mi drgnęło, ale wiedziałam, że on nie należał się mi. Westchnęła moja dusza. Dlaczego ja go dalej kochałam..?
-Cóż, będę już szedł. Wpadłem... Tylko się przywitać. -wstał i wyszedł zostawiając mnie rozdartą jak zwykle. Westchnęłam. Powoli podniosłam się i rozejrzałam. Jen jak zwykle zniknęła. Usłyszałam jak wyszedł. Wstałam i zarzuciłam na siebie jakąś bluzkę, której musiałam szukać, bo na wierzchu były tylko jej rzeczy, które były dla mnie za małe. Podniecała mnie tym swoim rozmiarem, nie tylko mnie zresztą. Ciekawa byłam gdzie ona znowu przepadła. Zeszłam na dół i zauważyłam jedzenie. Wyglądało mi to na jego robotę. Jennefer zawsze zostawiała syf. Uśmiechnął sie i zaczęłam szybko jeść. Przed jej powrotem miałam coś jeszcze do załatwienia...Było już całkiem ciemno, kiedy wróciłam do domu. Otworzyłam drzwi i spragniona ciepła weszłam do domu, zamykając się. Nie wiedziałam, o której ona wróci, ale dawałam jej klucze... Podeszłam szybko do kominka rozpaczliwie próbując zapalić ogień. W końcu mi sie udało, zrzuciłam mokrą kurtkę, rzuciłam ją na podłogę i usiadłam na fotelu przymykając oczy. Wreszcie było mi ciepło, poczułam jak bardzo mokra jestem. Nagle przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Pomyslałam o otwartch drzwiach, ale to nie było to. Ktoś był ze mną w środku. Obserwował mnie. Moje włoski na karku i rękach stanęły dęba, zadrżałam. Wsłuchiwałam się w mój płytki oddech i powolny i głęboki oddech tego kogoś. Poczułam jak robi mi się słabo. W ciemności, pod ścianą, zobaczyłam świecące żółto-zielone oczy.
-Alyse, czy możesz mi wytłumaczyć, co to za dziecko? - usłyszałam tak dobrze znany mi złowieszczy szept. Znów zadrżałam.
-Jennefer... Na Boga, myślałam, że miałaś jakieś spotkanie...
-Tak jakby
-Czy ty mnie śledzisz...?
-Nie zmieniaj tematu. - warknęła. Zawsze się jej bałam... -Dlaczego Iola przeżyła?!
Wiedziałam, że kiedyś sie dowie, że jej dziecko nie zostało tam, w górach. Że go nie zrzuciłam w przepaść. Nie mogłyśmy mieć dzieci. Nie tyle jako para, raczej z powodu powikłań genetycznych. Ona była mutantem, ja miałam to z powodu choroby. Różniłyśmy się jednym: ja chciałam mieć dzieci a ona nie. Zawsze się starałam i zazdrościłam jej, że ma więcej okazji do zajścia w ciążę. Kiedyś stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Jennefer zaszła w ciążę i urodziła dziecko. Była to urocza dziewczynka. Ale ona... Kazała mi ją zostawić. Nie mogłam, po prostu nie mogłam...
-Alyse - wycedziła - Dlaczego ta dziewczynka przeżyła?
CZYTASZ
To, co niedostrzegalne...
FantasyWejdź do świata umysłu, władaj nim. A potem wszystko zmieni się w nieustanną ucieczkę...