🄸

15.5K 526 93
                                    

5 gwiazdek kolejny rozdział

Leżałam na gałęzi jako biały tygrys.

Odpoczywałam po ucieczce przed jedną z watah wilków. Mimo że minęło już kilka godzin od ucieczki i zmyliłam trop wilków, nie chciałam schodzić. Nasłuchiwałam czy nikt się nie kręci niedaleko.


Po chwili zeszłam z drzewa. Zamieniłam się w człowieka. Dzięki mocom demona mogę zachować ubrania podczas przemiany. Uważam, że to lekka przesada, ale i małe ułatwienie.

Kierowałam się... sama nie wiem gdzie. Nie mam watahy, ani znajomych. Nie jestem introwertykiem, ale nie lubię być w tłumie. To instynkt tygrysa. A instynkt wilka objawia się gdy muszę wymyślić jakiś plan lub podjąć decyzję i kiedy muszę uciekać. Ale jednak łazić po drzewach to tylko tygrysem. Wydaje mi się, że ma większą przyczepność. Chociaż w ucieczce pomaga mi wilk. Jest zdecydowanie szybszy.

Droga z piasku w lesie. To nie należało do mądrych decyzji. Jestem łatwym celem dla wilków, a w szczególności watah.

Trzask gałązki wyostrzył moje zmysły. Zatrzymałam się. Zero zapachu i zero hałasu. Spojrzałam pod nogi. Kamień z serca. To ja nadepnęłam na gałąź. Ruszyłam znowu. Kolejny trzask, spojrzałam pod nogi. To nie byłam ja. Kolejny dźwięk, szelest liści.

- Cholera - szepnęłam, gdy zobaczyłam kilkanaście metrów ode mnie szarego wilka. A raczej wilkołaka.

Usłyszałam warczenie za mną. Powoli się odwróciłam. Kolejny wilkołak. Z lewej i prawej - kolejne wilki. Odwróciłam się do przodu. Przede mną również stał wilk, ten sam, szary wilk. Był większy niż wcześniej.

Ruszyłam biegiem przed siebie. Skoczyłam wysoko nad szarym wilkiem, który próbował mnie ugryźć. Wylądowałam kilka metrów za wilkiem. Zamiast na ziemi wylądować nogami, wylądowałam czarnymi łapami wilka. Biegłam przed siebie najszybciej, jak potrafiłam. Słyszałam kłapnięcia szczęk blisko mnie.

Skręciłam w prawo. Poślizg wilka uderzył falami dźwiękowymi w moje uszy. Zapach reszty stał się mniej intensywny. Po chwili zniknął z nozdrzy. Zdziwiłam się i zwolniłam.

Przybrałam ludzką postać. Strasznie się zdyszałam. Oparłam ręce o kolana.

Nagle jakiś ciężar przewrócił mnie na glebę. Wilkołak. Był ciężki. Mimo to próbowałam wstać. Najwyraźniej wilkołak nie dał za wygraną i się przemienił. Znów próbowałam wstać. Poczułam jeszcze większy ciężar, najwyraźniej trzymało mnie dwóch mężczyzn. Złapali mnie za ręce i pociągnęli do góry. Wstałam, warcząc na napastników. W zamian oni warknęli na mnie i pociągnęli za ręce.
Przede mną stanął umięśniony facet. Opuściłam wzrok, nie lubię patrzeć komuś prosto w oczy, chyba że komuś grożę lub atakuje. Spojrzał na mnie bez żadnej emocji. Miał piękne białe włosy.

- Wataha - powiedział groźnie.

- Banita - odpowiedziałam szybko. Wataha? Pff... Klaus Mikaelson, aka mój tata, zabił się wraz z wujkiem Elijah. Mama, podobno jest w Neydarli lub nie żyje. Obstawiam to drugie. Zostałam banitą, czyli wilkołakiem bez watahy i stada.

- Do więzienia - powiedział, obrócił się na pięcie i ruszył żwawo.

~~~

- Mogę, dowiedzieć się gdzie jestem? - spytałam. Dostałam kopniaka.

- Wataha Walker - odpowiedział mi biało włosy.

Wkroczyliśmy na główny teren watahy. Domy i tak dalej.

Stałam się popularna. Każdy wilkołak na mnie patrzył i wciągał nieznajomy zapach.
Lekko się uśmiechałam. Moje brązowe włosy zasłaniały mi część twarzy, przez co wyglądałam na tajemniczą.

Białowłosego nie było przede mną.

Dwóch nagich mężczyzn wprowadziło mnie do szopy. W środku znalazły schody, prowadziły, najwyraźniej, do więzienia.
Kamienie i metal - z tego było zbudowane więzienie. Kilka małych cel i dwie osoby. Jeden chłopak i jedna kobieta. Strażnicy wepchnęli mnie do celi i zamknęli.

~~~

Usłyszałam kroki. Otworzyłam oczy. Przed moją celą stał muskularny, czarno włosy mężczyzna. Pewnie beta.

- Imie, wiek, ranga i wataha - powiedział zimno. Uśmiechnęłam się.

- Jestem Hope, dziewiętnaście lat - podniosłam się na nogi. - Alfa i banita.

- Nie kłam.

- Nie kłamie.

- Jeszcze raz - prawie krzyczał. - Ranga i wataha!

- Alfa i banita - powiedziałam spokojnie.

Wkurzył się i odszedł.

~~~

Po niedługiej chwili pojawili się strażnicy. Wyciągnęli mnie z celi i zakuli srebrnymi kajdankami, odpowiedziałam syknięciem z bólu. Srebro kaleczy wilkołaki, ale mnie jako trybryde bolało mniej.

Wyszliśmy z więzienia. Poczułam na sobie wzrok kilku wilkołaków. Rozejrzałam się po terenie.

Strażnicy szarpnęli mnie. Szli w kierunku głównego domu watahy. Weszliśmy do niego. Po czułam kolejne spojrzenia na sobie.

Jeden ze strażników zapukał do pokoju podpisanego "Alfa". Bez odpowiedzi, a raczej odpowiedzi telepatycznej, weszliśmy do gabinetu alfy.

- Witaj, alfo - powiedzieli strażnicy, kłaniając się lekko.

- Witajcie - powiedział alfa. Podniosłam na niego wzrok. Ten sam biało włosy chłopak.









Trybryda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz