🅇🅅🄸

5.1K 204 19
                                    

Po raz kolejny schodziłam po schodach do więzienia. Mój pomysł na cele dla Amandy był genialny. Drewniane kołki w ścianie i bariera chroniąca przed jej czarami. No geniusz!

- Siemka - przywitałam się ze strażnikami, w zasadzie moimi znajomymi. Lucien i Rhysand, w zasadzie wołam na nich Lu i Rhys.

- Witaj, Hope - odpowiedzieli we dwóch. - Właśnie będą ją karmić.

- Dzięki - pomachałam kierując się w głąb korytarza.

Kilka zarętów, metalowe ściany, kilka lampek i kinkietów, betonowa podłoga. No ogólnie nie ma szału, ale przynajmniej coś jest.

Do uszu dotarły wrzaski, które się pogłaśniały z każdym moim krokiem. Kilka dźwięków dochodzących od metalowych krat, co jakiś czas pojawiało się w moich uszach.

- Kawałek chleba i werbena z wodą... - powiedziała smutna dziewczyna. - Serafinie, może dałbyś mi coś jeszcze? - spytała słodko. Na odpowiedź dostała prychnięcie Serafina. Istotnie wcześniej Amanda podobała się Serafinowi.

Blondynka po raz kolejny dostała kopniaka. Weszłam do jej celi. Złapałam Serafina za bark. Mężczyzna spojrzał na mnie.

- Wystarczy - powiedziałam stanowczo. - Wiem, że zasługuje na więcej, ale przestań.

Zerknął spowrotem na Amandę i wrócił wzrokiem do mnie. Pokiwał lekko głową i odszedł.

- Masz - powiedziałam szybko rzuczając blondynce jabłko i butelke wody. - Nie pytaj tylko odpowiadaj. Kto?

- Znowu? Już dziesiąty raz w ciągu dwóch dni - spytała retorycznie hybryda. Dostała kopniaka. Syknęła. A potem dodała szeptem - Oni...

- Jacy oni?

- Łowcy... - wychrypiała. Podniosłam pytająco brew. - Wynajeli mnie do zabicia tego stada. Oprócz Kaspera...

- Łowcy? Po co mieli by to robić? - w dalszym ciągu dopytywałam. - Łowcy polują na wampiry, a wampirem jesteś ty.

Dziewczyna zrobiła łyk wody. Popatrzyła na mnie.

- Łowcy przeszli na, tak jakby nowy tryb. Polują na wilkołaki. Biorą je za niebezpieczne, tak samo jak kotołaki - Amanda ucichła po czym dodała. - Przykro mi, Hope.

- Niby czemu?! - dopytałam zdenerwowana.

- Polują też na demony... Na twoją matkę. Podobno to oni zabili Lucyfera.

- To niemożliwe. Lucyfer jest nie śmiertelny - zaoponowałam. - Tylko bóstwa z innego świata potrafią go zabić. A moja matka nie żyje.

- No właśnie - odpkwiedziała Amanda wstając na nogi. - Łowcy jakimś cudem skontaktowali się z potworami, a one im pomogły. Miałam zrobić to samo... Co do Samanthy... Cóż... Mają podstawy twierdzić, że żyje.

- Powiedzmy, że ci wierze - rzuciłam i skierowałam się do wyjścia. Wtedy mnie olśniło - Dlaczego? Dlaczego się przyznajesz? Dlaczego ich nie kryjesz?

- Nie ma sensu ich kryć - wzdechnęła dziewczyna. - Z tego co pamiętam mieli zaatakować watahę i mnie uwolnić zaraz po tym jak wyślę im znak. Ale czekam tu już dwa dni...

Pokiwałam głową. Wyszłam z celi.

- Wezmę to pod uwagę.

- Hope - powiedziała cicho blondynka. - Zaatakują jeszcze dziś lub jutro. Prosze... Prosze chroń Kaspera...

~~~

Nie wierzyłam własnym oczom. Na skraju terytorium watahy, czychało kilka rosłych mężczyzn i umięśnionych kobiet. Skórzane pasy zwisały im z ramion, a w nich noże. Nie byle jakie noże - metalowe. Przy pasach na biodrach mniejszość ludzi miała dymne granaty, prawdopodobnie z tojadem. Kusze oparte na blecach i strzały. Byli przygotowani na wszystko. Dosłownie w s z y s t k o. Czekali tylko na odpowiedni moment. Do uszu dobiegł szept.

- Dziś - powiedział jeden mężczyzna trzymający w ręku sztylet. - czy jutro.

- Lepiej natychmiast - odpowiedziała szeptem kobieta. - Ale jutro...

Poczekałam jeszcze chwilę, a kiedy rozchodzili się zeszłam po cichu z drzewa. Ruszyłam w stronę domu głównego.

Szykowała się duża jadka.

Trybryda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz