🅇🄸

6K 263 97
                                    

Spojrzałam się za okno. Na trawie bawiło się kilka młodych wilkołaków. Dzieci bawiły się w chowanego, berka, skakały przez gumę. Każdy uśmiech takiego dziecka dodawał mi odrobinke szczęścia.

Hope, do mnie - powiedział telepatycznie Kasper. Uśmiech zniknął mi z twarzy.

Popatrzyłam jeszcze chwilkę na dzieci i zeszłam z parapetu. Po zdażeniach z nocy nie miałam na nic ochoty, a zwłaszcza na rozmawianie z chłopakami.

Założyłam kaptur na głowę, aby nikt, a w szegulności Amanda, nie zauważył, że być może mam dziś zepsuty humor. Schowałam ręce w kangurku granatowej bluzy.

Wyszłam z domu i skierowałam się od razu do domu głównego. Minęłam kilka wilkołaków. Większoć z nich na mnie warczała. Mimo wszystko szłam do przodu.

Weszłam do dużego budynku. Kilka wilkołaków mordowało mnie wzrokiem, sama nie wiem czemu. Stanęłam w miejscu i popatrzyłam na wilkołaki. Te lrzestały warczeć, podniosły brody do góry i spojrzały na mnie. Przewróciłam oczami zaczynając iść korytarzem. Na jego końcu drzwi z podpiską na górze "Alfa". Nie pukałam. Weszłam od razu.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to pięciu strażników. Dwóch za alfą, dwóch obok drzwi i jeden przy oknie. Skrzywiłam się. Dygnęłam głową na powitanie alfie. Ten mi nie odpowiedział.

- Będziesz pilnować dzieci - powiedział Kasper wstając z fotela za biurkiem. Bez zastanowienia odpowiedziałam.

- Nie ma takiej opcji - zaśmiałam się. - Od pilnowania dzieci jest luna - dodałam. Luna to partnerka alfy. Chroni watahę duchowo i wspiera. - A z tego co wiem, kochanieńki, ja nią nie jestem, a jest nią Amanda.

Powiedział uśmiechając się. Obróciłam się na pięciedo wyjścia. Drzwi zatorowało mi dwóch strażników.

- Nigdzie nie idziesz - powiedział ostrzegawczo alfa. Zacisnęłam mocniej szczękę. Odwróciłam się z powrotem. - Pilnujesz dzieci i nie ma "nie".

- Jest nie - powiedziałam podchodząc do biurka. - Dzieci pilnuje luna - powiedziałam powoli. - A jest nią Amanda, która teraz siedzi na dupie i nic nie robi! - krzyknęłam szybko.

Kasper podszedł powoli do mnie. Złapał mnie za brodę. Wyrwałam się.

- Amanda i ja nie jesteśmy razem - powiedział alfa przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. - Ale my możemy.

- Nie, dlaczego? - spytałam odchodząc od chłopaka.

- Bo jesteś mi przeznaczona.

- Nie prawda - prychnęłam szybko.

Alfa gwizdnął na co strażnicy wyszli z gabinetu. Kasper zbliżył swoje usta do moich i złączył je w pocałunku. Starałam się odsunąć lecz alfa złapał mnie za talię i trzymał ją przy sobie. Nie oddałam jego pocałunku. Zaczął intensywniej całować. Nie mogłam mu pozwolić. Oderwałam głowę od chłopaka i popchnęłam go na biurko. Kasper uśmiechnął się.

- Jesteś silna - powiedział z przekonaniem.

- Logiczne - odpowiedziałam podchodząc do drzwi, nie spuszczając alfy z oka. - Jestem hybrydą.

- Wiem, wiem o tobie wszystko - powiedział podchodząc do mnie. - Jesteś Hope Mikaelson. Hybryda wilkołaka i kotołaka.

- W takim razie nie wiesz o mnie nic, Kasper - syknęłam przymrużając oczy. - Jeśli to wszystko to nara. A, miałeś na mnie nie patrzeć - ciągnęłam, gdy zauważyłam jak chłopak lustruje mnie od góry do dołu.

Odwróciłam się i wyszłam z ganinetu. Wilkołaki stojące przed pokojem warknęły na mnie. Nie byłam im dłużna i odpowiedziałam tym samym.

- Nie podoba ci sie? - spytała się mnie moja wilcza strona, Amara.

Każdy z wilkołaków lub kotołaków ma swoją "drugą" stronę, w którą się zamienia. To taki jakby przewodnik.

- Błagam cie, on?! - krzyknęła Tamara, moja kocia strona. Szczerze mówiąc zgodziłam się z nią.

Tak, moje obydwie strony mają bardzo podobne imiona. Prawdopodobnie jest to przez bycie hybrydą. Hybrydą? Tak, nie mam "drugiej strony" demonicy, albo jeszcze nie odkryłam...

- Jest przystojny i jest alfą stada - kontynuowała Amara.

- I zarozumiały, nie dzięki - wtrąciłam się do rozmowy zwierząt.

- Nie przesadzaj, przecież dobrze całuje - szepnęła wilczyca. Na moje policzki spadł lekki rumieniec.

- Nie jestem pewna, a teraz będziemy musiały sobie odparzyć ryj - dodała Tamara. Przytaknęłam lekko na jej słowa.

Wyszłam na dwór. Zaraz potem poczułam najomy mi zapach czekolady - Marcus.



Trybryda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz