🅇

6.2K 269 23
                                    

21 października
Tak założyłam pamiętnik. Musze sie komuś wygadać. Siedze już w tej watasze prawie miesiąc, a czas do końca waruków zamyka się za dziesięć dni. Po pierwsze Amanda nachodzi mnie prawie codziennie. Doprowadza mnie do szału.  W wtorek prawie wybuchłam. Po drugie... dziś w nocy znów miałam koszmar. To samo. Uratowałam alfę stada. Skończyło się wolnością i depresją... Starciłam Marcusa. Jeśli będzie jeszcze raz... uratuje go.

~~~

... już odpychałam chłopaka. Już zaraz miałam go uratować. Przeszkodził mi w tym ból pleców spowodowany pociskiem z innego pistoletu.

- Przepraszam - wydukałam. - Marcus.

Osunełam się na kolana, a później tylko czerń...

Usiadłam na łóżku z przerażenia. Zaczęłam wyrównywać oddech. Wstałam z łóżka i sięgnęłam po kocyk na fotelu i owinęłam ramiona wełną. Wyszłam z domu kierując się w dobrze znane mi miejsce. Do uszu wtargnęło warczenie wilkołaków. Spuściłam głowę, warczenia ustąpiły, ale i tak czułam na sobie palące spojrzenia. Otuliłam się szczelniej kocykiem. Zbliżałam się do domu. Otworzyłam drzwi i zaraz za sobą zamknęłam.

Powoli weszłam do sypialni. Na łóżku leżał chłopak. Uśmiechnęłam się. Widział mnie.

- Hope, czy..? - spytał się. Przerwałam mu potakiwaniem i podeszłam do jego łóżka. - Chodź, skarbie...

Wtuliłam się w tors Marcusa, wciągając jego czekoladowy zapach. Chłopak położył swoje ramię na mojej talii i przyciągnął do siebie.

Po dłuższej chwili Marcus złapał mnie mocniej za talię i spiął mięśnie. Zrobiłam to samo obawiając się najgorszego.

- Wszystko dobrze? - spytał się mnie chłopak rozlużniając mięśnie. Przytaknęłam i zrobiłam to co chłopak. - Przepraszam, skarbie. Kasper coś do mnie mówi.

Przytaknęłam lekko. Wtuliłam się mocniej w tors dwudziestolatka. Powoli zamykałam powieki, aby pójść spać.

Co robisz u Marcusa?! - krzyknął na mnie Kasper w myślach, wybudzając mnie szybko. Wiedziałam, że mnie wytropi po zapachu ael nie spodziewałam się tak szybkien reakcji.

To nie twoja sprawa - odpowiedziałam dumnie. Przecież moge robić co chce. Jestem i pełnoletnia i nie mam chłopaka.

Nagle do pokoju wbiegł alfa. Złapał mnie za nadgarstek i szarpnął tak abym zeszła z łóżka. Na moje nieszczęścke uderzyłam o ścianę, a raczej ON mną rzucił na ścianę. Kasper po chwili rzucił się na Marcusa leżącego w łóżku. Podbiegłam do alfy watahy i odciągnęłam go od młodszego brata.

- Co ty odwalasz?! - krzyknęłam widząc jak znów chce zaatakować Marcusa. - To ci nic nie da! Nie załatwisz tego przemocą.

- Mówisz jakbyś była moją mamą - powiedział Kasper. - A ja chce tylko, żebyś była szczęśliwa i bezpieczna. I uwierz mi z NIM nie będziesz szczęśliwa. A tym bardziej bezpieczna!

On mi tu będzie teraz o bezpieczeństwie nawijać?!

- Bezpieczna?! - pisnęłam. - Niby z tobą będe bezpieczniejsza, tak?! - biało włosy pokiwał głową. - Przed chwilą rzuciłeś mną o ściane, żeby przywalić bratu! Własnemu bratu!

- Hope ja... - dopiero teraz Kasper zrozumiał co zrobił. Chciał przeprosić jednak przerwałam mu uderzając swoją ręką w jego prawy policzek.

- Nie - powiedziałam. - Jesteś żałosny - po moim policzku spłynęła łza. - Jesteś okropny...

- Hope... - wyjąkał jeszcze alfa. Cały czas miał czerwony policzek od mojego uderzenia. - Ja naprawde cie przepraszam - powiedział próbując przytulić się do mnie. Ja się tylko odsunęłam.

- Nawet mnie nie dotykaj! - rozkazałam. - Mam cie dość. I nie próbuj nawet na mnie patrzeć!

Wykrzyknęłam wychodząc z domu. Zaczęłam płakać. Przezemnie mogło się coś stać Marcusowi. Nie powinnam się w żadne znajomości wplątywać.



Trybryda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz