🅇🅇🄸

3.8K 180 2
                                    

Kolejne światło, tylko tym razem jaśniejsze i większe. Niebieskie i zielone ściany - szpital. Słyszałam kilka szlochów i szybkich oddechów. Dopiero potem poczułam metaliczny smak krwi w ustach i zapach wilkołaków. Na samym końcu poczułam ból w sercu i dotyk czyjejś ręki na mojej dłoni. Ktoś masował moją dłoń kciukiem powoli, ale i nie cierpliwie. Popatrzyłam lekko w stronę osoby, która przy mnie siedziała - jakiś ciemnoskóry brunet.

- Co... - wychrapiałam. Gardło pękało mi ze zbyt suchego przełyku. Poczułam kilka wzroków na mnie, a chłopak popatrzył na mnie zaczerwionymi oczami - jednym niebieskim, a drugim piwnym.

Zaraz potem przed twarzą stanęła blondynka o niebieskich oczach. Podała mi szklankę wody i przybliżyła do ust, abym mogła sie napić. Usłyszałam warknięcie bruneta, a blondynka spiorunowała go wzrokiem. Upiłam kilka łyków i popatrzyłam na twarze patrzące na mnie. Czułam, że skądś ich znam, ale niby skąd? Nie poznawałam żadnej z osób. Poznałam w nich tylko jedną.

- Ma... Mama? - spytałam patrząc na czarnowłosą wysoką kobietę ze łzami w oczach. Kobieta podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno, aby nie uszkodzić - jak się domyśliłam - bandaży na mojej ranie w sercu, a raczej na plecach. - Kim... Kim oni są?

Wszyscy otworzyli szeroko oczy.

- Córciu to... - usłyszałam głos mamy. Spojrzała na mnie ze współczuciem. - Masz amnezje skarbie... Po kilku tygodniach powinny ci wrócić wspomnienia z tego miesiąca...

Kobieta znów mnie przytuliła.

Z jakiś przyczyn usiadłam na łóżku bez bólu. Otworzyłam buzię. Oczy wywróciły mi się do góry i...

- Mogę wiedzieć gdzie jestem? - spytałam. Dostałam kopniaka.

- Wataha Walker - odpowiedział po chwili biało włosy.

- Kocham cię, Hope - brunet powiedział z bólem.

- Ja ciebie też kocham - powiedziałam nawet nie wiem kiedy. - Kocham cie, Marcusie.

I pocałowałam go...

~~~

- Już obudziła się - usłyszałam ponowny głos mamy. - Zemdlałaś, skarbie - dodała widząc moje pytające spojrzenie.

- Mama? Marcus? - szepnęłam, nawet nie było mnie stać na powiedzenie głośniej, spojrzałam na bruneta siedzącego obok mnie. Przeniosłam wzrok na biało włosą alfę. - Kasper?

Wszyscy się uśmięchnęli. Marcus przytulił mnie mocno, ale nie na tyle, aby połamać mi żebra.

- Kocham cie, Hope...

- Ja... Ja ciebie też... - powiedziałam oddając mu przytulasa. - Ile? - dodałam gdy się odsunął.

- Miesiąc... Leżałaś w śpiączce miesiąc - powiedziała mama. - A potem zemdlałaś na kilka dni... Gdyby nie Amanda to...

- Amanda? - spytałam szukając wzrokiem blondynki. - Gdzie ona jest?

- Siedzi w celi - odpowiedział Kasper. Oblizałam wargi.

- Prosze, przyprowadź ją...

- Oczywiście - powiedział po chwili ciszy i wyszedł.

~~~

- Dlaczego mnie uratowałaś? I jak? - spytałam blondynki siedzącej obok mojego łóżka.

- Ja... - zaczęła dziewczyna patrząc się w okno. - Ja uciekłam... Zobaczyłam jak ratujesz Kaspera i Marcusa... Ochroniłaś ich mogąc stracić swoje życie... A ja zamiast uciec gdzieś daleko, podbiegłam do ciebie i starałam się ciebie uzdrowić. Na szczęście udało mi się przesunąć metalowy pocisk nasiąknięty tojadem z kości, a reszte zrobiłaś sama...

- Dziękuje... - powiedziałam. - Postaram się ci pomóc...

Dziewczyna się zarumieniła, a zaraz posmutniała.

- Musze ci coś powiedzieć... Kiedy dostałaś pociskiem w plecy, od ciebie wybuchła jakby bariera, która zabiła łowców. To dziwne, ale wszystko jest możliwe z trybrydą - uśmiechnęła się lekko. - Przepraszam cie, Hope. Zachowałam się okropnie.

Dotknęłam ramienia dziewczyny. Uśmiechnęłam się do niej.

- Wybaczam, w końcu mnie uratowałać.

Trybryda ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz