Rozdział VI

172 12 14
                                    

*Igor Bugajczyk*

Zimny wiatr rozwiewał moje potargane włosy. Szedłem powoli, jakby myśląc, że czas dotrzyma mi kroku. Niestety, nie mogłem cofnąć minionych zdarzeń. Starałem się odgonić natrętne myśli. Ola została zgwałcona, pewnie jest teraz przerażona, a ja jak jebany idiota uciekłem. Naprawdę czułem się chujowo.

Zamglonym wzrokiem zjechałem okolicę. Dotarłem do parku, który o tej godzinie był całkowicie pusty. W sumie nic dziwnego, dochodziła właśnie piąta nad ranem. Przeszedłem kilka kroków, kiedy zauważyłem jakiegoś najebanego typa. Siedział ze spuszczoną głową i coś bełkotał. Nie mogłem zarejestrować jego słów, gdyż był około piętnaście metrów ode mnie. Kiedy zbliżyłem się do niego, moim oczom ukazała się morda Adriana. Co ten gościu odpierdala?!

- Adrian? Co ty tu kurwa tworzysz?! - chłopak najpierw nie ogarnął, że do niego mówię. Gdy na mnie spojrzał, w jego oczach błysnęły łzy.

- I-igor, co ty tu robisz? - wybełkotał.

- To raczej ja powinienem zapytać o to ciebie. I z kim ty kurwa rozmawiasz? - zapytałem rozglądając się za potencjalnym rozmówcą Borowskiego.

- Z... mrówkami - powiedział, a następnie gwałtownie wskoczył na ławkę. - Igorku! Uciekaj, szybko! One chcą cię zabić!

Mimowolnie zaśmiałem się z jego głupoty. Nie sądziłem, że może się tak schlać zaraz po tym, kiedy to mnie nawracał. Wziąłem głęboki oddech i uniosłem ręce, aby zdjąć z ławki Adriana. Gdy postawiłem go na ziemię, chłopak ukląkł przede mną.

- Co ty odpier...

- Igor, ja... przepraszam - spuścił wzrok.

- Za co ty mnie przepraszasz? Chłopie, chyba za dużo wypiłeś. Chodź, odprowadzę cię do domu - uklęknąłem przy nim.

- N-nie chciałem, żeby t-tak wyszło - Borowski spojrzał na mnie zapłakanymi oczyma.

Nie wiedziałem co mam o tym sądzić. Przecież to była tylko zwykła kłótnia. Tak, wiem, że się na niego obraziłem, ale to mój przyjaciel. Nigdy nie reagował tak na żadną sprzeczkę. No chyba, że o tym nie wiem...

- Adrian, to nie ty powinieneś mnie przepraszać. Martwisz się, wiem o tym. Jestem chujowym przyjacielem. - wyznałem, bo taka była prawda. Zrąbałem sprawę z Olą, przeze mnie Adrian topi smutki w wódzie. Co ze mnie za człowiek?!

Wstałem i podałem chłopakowi rękę. On ją chwycił, a ja pomogłem mu wstać. Chwiejnym krokiem zaczęliśmy podążać do mieszkania Borowskiego.

- Słuchaj, a o czym ty rozmawiałeś z tymi mrówkami? - zapytałem, aby zabić ciszę panującą wokół.

- Cóż... zapytałem jak to robią, że ich tak dużo, ale one chyba się na mnie obraziły i chciały cię zaatakować. No i nadal nie znam odpowiedzi - powiedział to tak przygnębionym głosem, że nie mogłem powstrzymać się przed uśmiechem.

Reszta drogi minęła w spokojnej atmosferze. Rozmawialiśmy o głupotach, rechotaliśmy przy tym tak głośno, że niektórzy wydzierali się na nas z okien mieszkań. Musiałem oczywiście podtrzymywać pijanego Adriana, bo inaczej skończyłby gdzieś w rowie. Ale czego się nie robi dla przyjaciół.

Po jakiś trzydziestu minutach stanęliśmy przed drzwiami Adriana. Półprzytomny brunet trzymał się mojego ramienia, a ja przegrzebywałem jego kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Pod palcami wyczułem poszukiwany przedmiot. Jedną ręką otwierałem mieszkanie, a drugą przytrzymywałem przyjaciela. Wprowadziłem go do niedużego przedpokoju.

- Adi, już jesteśmy - powiedziałem i lekko nim potrząsnąłem. Ten spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem i przywarł ciałem do mnie. Torsje wstrząsnęły nim, a gdy chciałem jakoś zareagować, zwymiotował na moją koszulkę.

- Przepraszam, Igor - szepnął i osunął się na podłogę.

Klęknąłem przy nim i zacząłem go szarpać. Jego skóra stała się jakby bledsza, a z zamkniętych powiek poleciały słone krople.

- Adrian, kurwa! Słyszysz mnie? - wrzeszczałem nad nim usiłując go dobudzić. - Weź mi tu nie umieraj, chłopie!

Moje ręce zaczęły się trząść, a oczy zaszkliły się. Szybko sprawdziłem jego oddech.

Oddychał. Całe szczęście.

Wziąłem go w ramiona i delikatnie podniosłem. Przeszedłem z nieprzytomnym brunetem do jego sypialni. Jak zwykle panował tam straszny bajzel. Zepchnąłem z łóżka ciuchy i położyłem na nim Adriana. Moja koszulka śmierdziała niemiłosiernie. Borowski chyba nie obrazi się, jak pożyczę jakąś od niego. W sumie to trochę jego wina, że muszę mu kraść ubranie. Zdjąłem z siebie górną część odzieży i zacząłem rozglądać się za czystą bluzką.

- Niezłe mam tu widoczki - usłyszałem za sobą lekko zachrypnięty głos chłopaka.

- Adrian, cholero ty, idź w pizdu - odpowiedziałem na jego głupotę.

Odwróciłem się w jego stronę, zakładając przy tym czystą koszulkę. Była nieco za mała, ale na szczęście szwy wytrzymały.

- Najpierw na mnie napadasz, a potem kradniesz moje ubrania? - zaśmiał się krótko. - Nie ładnie, Igor.

- Kto powiedział, że robię ładne rzeczy? - zapytałem z przekąsem.

- Nie chciałem żeby to tak za..

- Nie tłumacz się, po prostu mam dzisiaj ciężki dzień - westchnąłem przysiadając na krawędzi łóżka.

- Coś się stało? - zapytał z rozczulającym uśmiechem na ustach.

- Adi, pogadamy jak będziesz trzeźwy - odpowiedziałem, a następnie skierowałem się do wyjścia.

Mimo, iż nie chciałem wracać do domu i znów przeżywać kolejne sprzeczki z Olką, cieszyłem się jak dziecko ze spotkania z Borowskim. W końcu nie może być już gorzej. Czas wkrótce odkryje swe karty, lecz wtedy nie będzie już odwrotu.

NIE_JA || Reto x Hypeman [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz