*Igor Bugajczyk*
- Gdzie ty do cholery byłeś? - sapnęła oburzona Ala.
- Chuj cię to obchodzi - odpysknąłem i rzuciłem się na kanapę.
Czułem się wyprany z wszelkich emocji. Gdzieś na dnie serca tkwił zalążek nadziei, że Adrian jednak da oznaki życia. Ostatnimi czasy bardzo się zmienił. Z niegdyś pogodnego chłopca stał się poważnym i skrytym człowiekiem. Bolało mnie to, że po prostu nie starał się nawet porozmawiać. A przecież jestem jego najlepszym przyjacielem.
Czy nadal jednak nim byłem?
- Igor! Mówię coś do ciebie - Alka nerwowo pstryknęła palcem w moje ramię.
- Co jest? - zapytałem lekko zamroczony.
Dziewczyna westchnęła i usiadła obok mnie. Zmartwiony wzrok utkwiła w moich tęczówkach.
- Co się dzieje? Tylko nie mów, że nic - pogroziła. - Nie jestem ślepa, matole.
- Sam chciałbym wiedzieć - wzruszyłem ramionami. - Adrian ostatnio dziwnie się zachowywał, a teraz okazuje się, że nie ma go w domu, bo się wyprowadził i na dodatek nie daje znaku życia.
Brunetka bez słowa wstała z kanapy i podeszła do barku z alkoholem. Wyciągnęła z niego dwa kieliszki i butelkę wina. Postawiła wszystko na stoliku i usiadła na poprzednie miejsce.
- Dam ci pewną radę - dziewczyna zaczęła rozlewać czerwoną ciecz do naczyń. - Alkohol to taki eliksir szczęścia, ale należy stosować go z umiarem.
Prychnąłem na jej słowa. Takie kazania to mogłaby prawić dzieciakom z podstawówki, a nie takiemu wytrawnemu pijakowi jakim jestem ja.
- Lej, siostro, a nie pierdolisz od rzeczy - złapałem za kieliszek i upiłem łyk wina. Po moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło.
Po dwóch lampkach wina, Alicja zabrała resztę i odstawiła z powrotem do barku.
- A teraz zamiast zanudzać w domu, wypierdalaj po zakupy, bo w chałupie jeść nie ma co - brunetka wypchnęła mi portfel do ręki.
- Chyba sobie jaja robisz - stęknąłem. - Kurwa, z domu porządnych obywateli wyrzucać. Z własnego domu! Tego jeszcze nie było!
- Idź i nie marudź. Chyba, że chcesz jeść na kolacje wczorajszy barszczyk? - uśmiechnęła się niewinnie.
Co za podła żmiją.
- Dobra, to ja jednak pójdę - zrezygnowałem z dalszej sprzeczki.
Alicja nie należy do osób, które łatwo ustępują. Niby nic do niej nie mam, ale potrafi być czasem wkurwiająca. Wczoraj na ten przykład ugotowała tak słony barszcz, że nawet ona go nie tknęła. A to tylko dlatego, że musiała sama wziąć sobie świeży ręcznik. No cóż kurwa, jak chce mieszkać, to niech dba chociaż o siebie.
Wyszedłem przed blok i od razu skierowałem się w stronę najbliższego supermarketu. Postanowiłem kupić sos do spaghetti i makaron. Moja kreatywność nie pozwalała na nic lepszego. Kierując się powoli do kasy, zahaczyłem jeszcze o stoisko z chlebem. Rano chociaż kanapki będzie z czego zrobić. Gdy miałem już iść, moją uwagę przykuła kłótnia przy jednej z kas.
CZYTASZ
NIE_JA || Reto x Hypeman [zakończone]
Fanfiction"Czemu samotność to taka straszna trwoga Niby pijesz z ziomami ale znowu pije sam Tak niewierzący łapię za ręce Boga Którego nie zna i nie chce poznać już od paru lat..."