Rozdział XV

111 11 0
                                    

*Igor Bugajczyk*

Chłodny wiatr muskał moją twarz, gdy od ponad godziny łaziłem bez celu po okolicy. Kurwa, ja przecież wiem, że to był ten facet. Matkę raczej miałby zapisaną w kontaktach, a po jego zachowaniu można wiele wnioskować. Nie mogę jednak pojąć dlaczego mi nie ufa? Dlaczego po prostu nie powie co się dzieje? Chyba do chuja jestem jego przyjacielem!

Uliczne latarnie oświetlały drogę, aby za chwilę rozpłynąć się w otchłani ciemności. Kaptur na mojej głowie ochraniał mnie od nieprzyjemnej mżawki. Deszcz znacznie się osłabił, lecz zdążył mnie porządnie zmoczyć. Szedłem więc w ciszy rozglądając się niekiedy. Dotarłem wreszcie do parku, gdzie pośród drzew znajdował się plac zabaw. Podszedłem do huśtawki po czym usiadłem na niej i zacząłem lekko się bujać.

W przód i w tył...

- Igor! Pomóż mi! - krzyczał przerażony chłopak.

Skierowałem na niego wzrok. Czy on nigdy nie dorośnie? Adrian siedział na drabince, z której najwyraźniej bał się zejść. Oczy miał mocno zaciśnięte i kurczowo trzymał się szczebli.

- Weź go tam zostaw - stwierdził Dawid. - Musi wreszcie przestać się wszystkiego bać. Jak będziesz mu na każdym kroku pomagał, to nigdy nie będzie samodzielny.

Spojrzałem na blondyna, a potem znów w stronę wystraszonego Adriana.

- Dobra, my z Kacprem idziemy do mojego dziadka. W piwnicy powinien mieć jakieś wino, to się napijemy. Jak chcesz możesz dołączyć. Tylko bez niego - Dawid skinął głową na bruneta, który wciąż prosił o pomoc.

Naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić. Chłopaki to nowe towarzystwo, w którym czułem się lepszy. Adrian natomiast był takim dzieciakiem, którego ciągle musiałem niańczyć. Nie powiem, lubiłem to. Cieszyłem się za każdym razem, gdy pokazywałem mu coś nowego. Kiedy sprawiałem, że na jego twarzy pojawiał się uśmiech. To on był moim najlepszym przyjacielem i bardzo chciałem, żeby tak pozostało.

- Wiecie co? Idźcie beze mnie - odpowiedziałem i ruszyłem w stronę Adriana.

- Okej, tylko żebyś potem nie żałował - Gruszecki zaśmiał się i razem z Kacprem poszedł w przeciwnym kierunku.

- Adi! Poczekaj chwilkę, zaraz ci pomogę - krzyknąłem i podbiegłem do drabinek.

Wspiąłem się na sam szczyt konstrukcji. Brunet otworzył wreszcie oczy i spojrzał na mnie. Strach jaki w nich zobaczyłem pchnął mnie do działania. Ostrożnie, krok po kroku, schodziłem razem z roztrzęsionym chłopakiem. Trzymałem jego wątłe ciało, aby przypadkiem nie spadł. Gdy stanęliśmy na pewnym gruncie, odetchnął z ulgą.

- Co ci strzeliło do głowy, żeby tam wchodzić? - zapytałem zniecierpliwiony.

- Ja... chciałem tylko, żebyś wreszcie był ze mnie dumny - odpowiedział odwracając wzrok.

Zaniemówiłem. Adrian Borowski, najbardziej bystry i inteligentny chłopak jakiego znam, chce by taki ktoś jak ja był z niego dumny.

- Adrian, przecież ja zawsze jestem z ciebie dumny - wypaliłem. No bo co miałem mu powiedzieć? Żeby bardziej się postarał i przezwyciężył ten głupi lęk wysokości? Niby po co?

NIE_JA || Reto x Hypeman [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz