Rozdział XII

124 10 6
                                    

*Igor Bugajczyk*

Minęły dwa tygodnie. Dwa cholerne tygodnie bez Oli. Nie mogłem odwiedzić jej w szpitalu psychiatrycznym, gdyż sobie tego nie życzyła. Dobre sobie. Martwiłem się o nią. Starałem skontaktować przez ten cały czas, lecz nie odpisywała ani nie odbierała połączeń. Informacje o zdrowiu blondynki otrzymywałem od Jagody. Wiedziałem więc dobrze, że dzisiaj ją wypisują.

Zespół stresu pourazowego.

Diagnoza, którą postawił psychiatra. Podobno ma to związek z traumatycznym przeżyciem w dzieciństwie, a choroba ujawniła się po gwałcie. Naprawdę nie wiedziałem co o tym sądzić. Dziewczyna, z którą byłem tyle lat z pewnością przeżyła piekło w młodym wieku, a ja nic o tym nie wiem. Gdy o tym myślę, czasami zachowywała się dość dziwnie, niekiedy bywała smutna. Myślałem jednak, że ma po prostu gorszy dzień. Jaki ja byłem głupi i ślepy, że nie zauważyłem żadnych zmian.

Pierdolony egoista!

Piłem właśnie zimne piwo, gdy ktoś zapukał do drzwi. Leniwie zwlokłem się z kanapy, aby wpuścić nieproszonego gościa.

- Cześć - w progu stanęła szczupła blondynka. Jej twarz wyglądała spokojnie, jakby tych dwóch tygodni w ogóle nie było. Jakby czas zadrwił boleśnie z mojej duszy i skazał na te męki z nieznanego mi powodu.

- Ola - tyle jedynie zdołałem z siebie wykrztusić.

Dziewczyna jakby nigdy nic weszła do mieszkania i ruszyła w stronę sypialni.

- Przyszłam tylko po swoje rzeczy. Nie przejmuj się, nie będę zawracać ci niepotrzebnie głowy - rzuciła i zaczęła pakować ubrania do walizki, którą wyciągnęła z szafy.

- Ale dlaczego? - nadal nie docierała do mnie niedorzeczność całej tej sytuacji.

- Wyprowadzam się, Igor - powiedziała patrząc mi w oczy. Jakby czekała podświadomie na moją reakcje.

Westchnąłem i oparłem się o futrynę. Dokładnie przeglądałem się poczynaniom blondynki, która siłowała się z kolejną stertą ubrań.

- A co z nami? - zapytałem obojętnym tonem. Moje zdenerwowanie zdradzały jedynie trzęsące się ręce, które wsadziłem do kieszeni spodni.

- Nie ma już nas. Igor, nawet nie wiesz przez co ja przeszłam. Muszę się odciąć od przeszłości. Zalecenia psychiatry - uśmiechnęła się sztucznie.

- Ola, ja chciałem się z tobą skontaktować. Próbowałem...

- Wiem, ale ja nie chcę już tak dłużej, rozumiesz? - spojrzała na mnie ze złością. Odchrząknęła i wróciła do pakowania. - Nie mogę się denerwować. Jestem chora, a ty dobrze o tym wiesz. Chociaż prosiłam Jagodę, żeby nic ci nie mówiła.

Wzięła w ręce dwie torby i ruszyła do wyjścia. Stanęła przy drzwiach i odwróciła się w moją stronę. Wyciągnęła prawą dłoń, w której błyszczał srebrny kluczyk do naszego mieszkania.

- To koniec, Igor. Było mi z tobą dobrze, lecz wszystko się kiedyś kończy.

- Nadal może być - starałem się odgonić łzy z mych oczu.

- Nie. Podjęłam już decyzję. - wcisnęła w moją dłoń klucz.

Kiedy spojrzała na mnie ostatni raz wiedziałem, że to naprawdę był nasz koniec. Starałem się walczyć z tym uczuciem, które wypełniło moje ciało, gdy drzwi zostały ponownie zamknięte, a przez nie odeszła moja pierwsza i jedyna miłość. Każdy oddech dostawał się do płuc, które zdawały palić żywym ogniem. W oczach zaś po raz kolejny zalśniły łzy, które popłynęły strumieniami po policzkach. Czułem jakby ktoś wyrwał moje serce, a w jego miejscu pozostała pustka. Czarna otchłań, której nic nie zdoła wypełnić.

I nagle ta myśl...

Spokój był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło sięgnąć do barku po jakiś alkohol i odpłynąć. Odpłynąć w otchłań nicości...

Powolnym krokiem ruszyłem do salonu. Wyciągnąłem whisky i nie zawracając sobie głowy szklanką, upiłem dużego łyka. Kolejnego. I jeszcze jednego...

A łzy toczyły się po rozgrzanych policzkach.

Każdy kolejny łyk alkoholu pozostawiał po sobie pustkę. Ale to dobrze, bo nie mógłbym znieść tej bezradności. Zamiast tego mój umysł spowiła kojąca obojętność. Następna butelka. Gdzieś pomiędzy wypalony papieros. I jeszcze jeden. Zatraciłem się w tej chwili całkowicie ignorując otaczający mnie świat. Jakbym zawiesił się w innej czasoprzestrzeni. I to było piękne, pochłaniające...

Poczułem nagle jakieś dziwne wibracje w kieszeni. Sięgnąłem ręką w tamtą stronę. Telefon. Starałem się odczytać nazwę kontaktu, który próbował się ze mną połączyć. Na nic jednak były moje starania, alkohol już zrobił swoje.

- Igor? Już piąty raz próbuje się do ciebie dobić! Co ty sobie wyobrażasz? - głos jakiegoś mężczyzny rozbrzmiewał w urządzeniu. Chwile zajęło mi przeanalizowanie kto to.

- Adrian? - wybełkotałem.

- Piłeś? Cholera, co się dzieje, Igor? - nie rejestrowałem jego słów. Mój umysł pochłonął ten ton głosu. Przejmował się mną? Dlaczego?

- Ola. Ona odeszła - wychrypiałem, a w moich oczach znów pojawiły się łzy. Alkohol, potrzebowałem więcej.

- Zaczekaj tam! Zaraz będę! - krzyknął, a połączenie się urwało.

Nie. Nie mógł mnie widzieć w takim stanie. Nikt nie mógł...

Na chwiejnych nogach wstałem z podłogi. Zataczając się co chwila, dotarłem do drzwi. Darowałem sobie nakrycie wierzchnie, zakładając tylko jakieś buty. Wyszedłem z mieszkania nawet go nie zamykając. Powoli zszedłem po schodach o mało z nich nie spadając. Na szczęście mieszkam na drugim piętrze, a nie na piątym. Wyszedłem na dwór, a moją twarz owiał zimny wiatr. Chwiejąc się znacznie, zacząłem iść przed siebie. Nie miałem celu gdzie chcę dojść, ale nie mogłem też zostać w domu. Nie spodziewałem się też, żeby Adrian zawracał sobie głowę szukaniem mnie. W końcu jestem dorosły i mogę robić co mi się podoba.

Idąc chodnikiem, zakręciło mi się w głowie i runąłem jak długi. Nie miałem siły wstać, a co dopiero iść dalej.

- Kurwa! - przekląłem pod nosem.

Pot spływał po moim czole. Słońce jakby mocniej grzało i paliło skórę. Przez umysł błysnęła myśl, że tu zakończy się mój żywot. Jak nic nieznaczący pies. Zamknąłem oczy nie mogąc znieść tej oślepiającej jasności. Skrzywiłem się gdy ktoś szarpnął mnie ku górze. Obrazy przed oczyma wirowały i zlewały się w gamę kolorów. Zarejestrowałem, iż siedzę w czyimś samochodzie. Mężczyzna. Mówił coś do mnie. Tak mi się właściwie wydawało, lecz pewny nie mogę być. Mój mózg w tym momencie był totalną papką pomieszaną z dużą, bardzo dużą ilością alkoholu. Kolejne szarpnięcie. Tym razem spowodowane bodajże jazdą samochodem. Oparłem się o zimną szybę. O tak. Pomyślałem sobie, że jest tutaj bardzo przyjemnie. Chciałem przekazać swoje spostrzeżenia kierowcy, którego nadal nie rozpoznawałem. Wyszło z tego jedynie jakieś dziwne bełkotanie. Język nie współpracował ze mną. Śmieszne, nieprawdaż?

Starałem skupić na czymś wzrok, lecz było to bardzo trudne. Wszystko wokół kręciło się jak na jakiejś cholernej karuzeli. Zrobiło mi się niedobrze. Zamknąłem oczy. Spokój nareszcie zagościł w moim sercu. Z lekkim uśmiechem na ustach pogrążyłem się w głębokim śnie.


×××
Witam! Dziś już ciekawszy rozdział, jak mówiłam akcja zaczyna się dziać! Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komentarzach, żebym wiedziała czy wam się podoba. Pozdrawiam! 🤪❤️

NIE_JA || Reto x Hypeman [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz