Rozdział XI

125 10 10
                                    

*Igor Bugajczyk*

- Kurwa mać! - szarpnąłem mocno za końcówki włosów.

Wyciągnąłem z kieszeni kolejnego papierosa. O tak, nikotyna to coś, co zdecydowanie pomaga w takich sytuacjach. Od czasu kiedy Jagoda poinformowała mnie o próbie samobójczej Olki, zdążyłem wypalić już paczkę fajek. A było to piętnaście minut temu.

- Igor, uspokój się wreszcie - sapnął Adrian, który dość miał już mojego zachowania i siedział z twarzą w dłoniach na szarej kanapie. - Może tam pojedziemy?

Spojrzałem na niego. On tak na poważnie? Mam jechać do szpitala, bo Olka chciała się zabić po tym jak groziła mi nożem? No chyba kurwa nie.

- W dupie ci się coś popierdoliło - stwierdziłem zaciągając się dymem.

- Stary, mnie nie oszukasz. Zależy ci na niej cholernie - wzruszył ramionami jakby od niechcenia. - Inaczej nie denerwowałbyś się tak.

- Ja się kurwa denerwuje?! Ty chyba nie widziałeś mnie zdenerwowanego! - wydarłem się na Borowskiego.

On jedynie wstał i podszedł do mnie. Położył dłonie na moich ramionach i zmusił do spojrzenia w jego oczy.

Błękitne, jak te Oli...

- Bugajczyk! Masz w tej chwili zebrać się do kupy, rozumiesz? - podniósł głos, lecz nie krzyczał. Mówił pewnie, jednak w łagodny sposób. - Nie chcę widzieć na tej twarzy smutku. Nawet przez jakąś pierdoloną miłość twojego życia. Bo zasługujesz jedynie na szczęście. A ja dopilnuje tego, aby żadna osoba nigdy, ale to nigdy nie doprowadziła cię do płaczu. Obiecuję...

Ostatnie słowa wypowiadał tak czule i spokojnie, że trudno mi było powstrzymać uśmiech ciągnący się na wargi. Przeciągnąłem bruneta bliżej i mocno przytuliłem. Taki przyjaciel jak on to prawdziwy skarb.

- Dziękuje ci... Nawet nie wiesz jak cholernie jestem wdzięczny - szepnąłem i położyłem czoło na jego ramieniu.

Adrian przycisnął dłonią moją głowę mocniej do swego ciała, a drugą gładził delikatnie me plecy. Przy nim mogłem być sobą. Zawsze udawałem twardego chłopaka, który nie przejmuje się opinią innych. Tą wrażliwą stronę znają jedynie nieliczni, w tym oczywiście Adrian. To on był ze mną w tych najcięższych chwilach. Wspierał i dawał nadzieję na lepsze jutro. Jestem mu za to cholernie wdzięczny.

- Igor, nie chcę ci nic narzucać, ale nie myślałeś może żeby jednak pojechać do tego szpitala? - powiedział delikatnie znów patrząc w moje oczy.

- Sam nie wiem. A najgorsze jest to przeczucie, że ona targnęła się na życie przeze mnie. Dlaczego niby najpierw...

- Shh... - spokojny głos Adriana przerwał moją chaotyczną wypowiedź. - Wiesz co ja myślę? Że ona chciała żyć mimo tego, co ją spotkało. Dlatego tak bardzo dziwi mnie, czemu to zrobiła?

- Może nie mogła znieść tego, że ktoś ją zgwałcił? Ona potrzebowała wsparcia, którego jej nie dałem. - powiedziałem, a mój głos zdawał się drżeć przy każdym słowie. - Bo tak naprawdę nie zasługuję na nią, na ciebie. Zasługuję jedynie na samotność, gdzie już nikogo nie zranię.

Westchnąłem i już chciałem odejść od Adriana, lecz mocne palce zacisnęły się na moich ramionach nie pozwalając zrobić nawet jednego kroku.

NIE_JA || Reto x Hypeman [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz