57. Birthday

522 43 30
                                    

Nie lubiłam urodzin, nieważne do kogo one należały. Wolałam zawsze myśleć, że to po prostu zwykła impreza, ale wnoszenie tortu i dmuchanie świeczek mi w tym przeszkadzało. Dlatego właśnie wymknęłam się tylnim wyjściem na zewnątrz i usiadłam na ławce, zaczynając się odpychać od ziemi. Spojrzałam w niebo i popatrzyłam w gwiazdy. Myśli znowu powędrowały w stronę Teodora, ale nie chciałam już nawet próbować ich odgonić, w końcu nigdy i tak się nie udawało. Będąc odrobinę wstawioną, weszłam w wiadomości z nim i wysłałam mu kolejną wiadomość, choć byłam pewna, że i ta zostanie bez odpowiedzi.

bitchin
Wiem, że nie chcesz ze mną pisać i z jakiegoś powodu chcesz zerwać ze mną znajomość, ale wiedz, że wciąż tu dla Ciebie jestem i zawsze będę.
Musisz nauczyć się żyć ze świadomością, że komuś na Tobie zależy i nie mam zamiaru Cię zostawić, cokolwiek byś nie napisał oraz cokolwiek byś nie zrobił. Nie jesteś złym człowiekiem i nigdy nie uwierzę, że jest inaczej.

Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w ekran z nadzieją, że tym razem będzie inaczej, ale w końcu musiałam się poddać. W moich oczach zebrały się łzy by zaraz spłynąć po policzkach.
- Aż tak nie lubisz urodzin? Nie sądziłem, że mogą kogoś doprowadzić do płaczu, prócz solenizanta - odwróciłam gwałtownie głowę w drugą stronę i otarłam policzki. Mężczyzna w tym samym czasie usiadł koło mnie i nie odzywając się, zaczął pomagać mi się bujać.
- Co ty tu robisz? Twoje miejsce jest w środku - w końcu postanowiłam przerwać ciszę, ale nie spojrzałam na niego.
- Tak samo, jak i Twoje. Nigdzie się nie ruszam, póki nie powiesz mi co Cię męczy.
- Nott, odpuść. Nic mi nie jest, chwila słabości, nie wypominaj mi jej - brunet zatrzymał się gwałtownie, przez co prawie upadłam na ziemię. Musiałam na niego spojrzeć i ze zdziwieniem odkryłam, że on już od dawna na mnie patrzy. Zarumieniłam się, ale coś w jego oczach nie pozwoliło mi odwrócić głowy.

- Wiem, że nie jesteśmy jeszcze ze sobą wystarczająco blisko, ale jestem tu dla Ciebie i możesz opowiedzieć mi o wszystkim. Nie będę oceniać i jeśli chcesz to nawet tego nie skomentuję, po prostu będę tu, wspierając - niepewnie położył mi dłoń na tę moją i ścisnął. Spojrzałam na nasze złączone kończyny, a następnie ponownie mu w oczy. Oparłam się o jego ramię, ku jego zdziwieniu, ale objął mnie ramieniem.
- Znam pewnego mężczyznę. Może nie jakoś dobrze, ale mam wrażenie, że lepiej niż ktokolwiek inny. Opowiedział mi coś, co wydarzyło się w jego dzieciństwie, co go złamało. Starałam się go wesprzeć, ale on stwierdził, że nie może już więcej się ze mną zadawać. Nie powiem, złamało mi to serce, ponieważ zależy mi na nim i poczułam, że jest to moja bratnia dusza. Nie umiem być na niego jednak o to zła, ponieważ wiem, że boi się zaufać ludziom i boi się, że wykorzystam to przeciwko niemu, ale ja bym w życiu tego nie zrobiła! - ostatnie zdanie wypowiedziałam podniesionym głosem, mimo łez, które znów zebrały mi się w oczach. Nott milczał, oddychając trochę ciężej niż poprzednio. Nie widziałam jego twarzy, ale z jakiegoś powodu poczułam, że przejął się bardzo moją historią. Może jest podobna do takiej, która i jemu się przydarzyła?

- Daj mu trochę czasu. Jestem pewien, że w końcu sobie wszystko przemyśli i wróci do Ciebie. Jak ktoś mógłby z Ciebie zrezygnować? Jesteś wspaniała - tak bardzo cieszyłam się, że mnie teraz nie widzi. Moje policzki paliły żywym ogniem, choć nie miałam pojęcia dlaczego aż tak mocno reaguję na jego komplementy. Od innych przyjmowałam je łagodniej, z rozczuleniem, a nie zawstydzeniem. Przekonywałam się jednak by myśleć, że to dlatego, że dopiero zaczęliśmy się znowu odzywać i nie jestem przyzwyczajona do jego pochwał.
- Co tu gołąbeczki robicie? - odsunęłam się gwałtownie od mężczyzny słysząc pijacki bełkot Lavender. Kobieta miała podniesioną brew i uśmiechała się szeroko, puszczając zawadiacko, w jej mniemaniu, oczko.
- Nic, już wracamy do środka - wstałam ze swojego miejsca, gdy szatynka zaczęła kiwać głową.
- Nie, nie, zostańcie tu sobie, widać, że wam przyjemnie. To ja sobie pójdę - jeszcze raz mrugnęła, a ja poczułam zażenowanie. Zaraz odwróciła się i chwiejnie weszła spowrotem do środka. Bałam się spojrzeć na Nott'a, ale rozluźniłam się od razu, gdy tylko usłyszałam jego głośny śmiech. Tak rzadko to robił, a brzmiało to tak dobrze.
- Nie mogła nas zobaczyć gorsza osoba, poważnie. Teraz to już nie uwolnimy się od tej jej gadki, że idealnie do siebie pasujemy i kiedyś zostaniemy parą.
- Gdy będzie piła tak dużo, jak do tej pory, zapomni o tym do jutra. Tak jednak z ciekawości, to takie okropne, że ktoś myśli, że moglibyśmy ze sobą kręcić? - brunet kiwnął od razu głową, a ja zmarszczyłam brwi. - Dlaczego?

- Ponieważ do siebie nie pasujemy. Pisałem prawdę twierdząc, że nie jesteś dla mnie odpowiednia, ale zapomniałem dopisać, że i ja nie jestem odpowiedni dla Ciebie. Jesteśmy jak dwa nie pasujące kawałki puzzli - wzruszył ramionami, a ja poczułam uścisk w klatce piersiowej. Nie chciałam pokazać mu, jak bardzo mnie to zabolało, nie wiedziałam zresztą dlaczego tak jest, więc uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wracajmy do środka zanim inni wymyślą jakieś plotki na nasz temat. W końcu ewidentnie bardzo by Ci to przeszkadzało.
- Granger.. - miałam deja vu, nie dając mu dokończyć, ale nie chciałam tego słuchać. Wyminęłam go, pokonałam dzielącą mnie odległość do drzwi i weszłam do środka. Praktycznie od razu dopadł do mnie pijany Draco. Z buzi cuchnęło mu wódką i cały nią śmierdział, jakby wylał ją na siebie. Objął mnie jednak tak mocno, że nawet jakbym chciała to bym mu się nie wyrwała.
- Tęskniłem za Tobą, skarbie - pocałował mnie w policzek, zjeżdżając ustami na szyję. Zaśmiałam się, ponieważ było to moje czułe miejsce.
- Nie było mnie z trzydzieści minut, a ty już doprowadziłeś się do takiego stanu?
- W końcu świętujemy moje narodziny. Jaki mógłby być lepszy powód by się najebać?

- W sumie, racja.
- Jesteś za trzeźwa, musimy to zmienić - stwierdził, ale nie puścił mnie. Wręcz przeciwnie, przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Wiesz, że muszę do tego się poruszyć, prawda? - mężczyzna po raz kolejny dotknął mojej szyi, więc zaśmiałam się. Właśnie w tej chwili do środka wszedł Nott, który minę miał niezbyt przyjazną. Zmierzył nas spojrzeniem i choć na początku myślałam, że wyjdzie, oparł się o lodówkę i zaczął popijać alkohol, który nie wiadomo skąd wziął. Nie spuszczał z nas czujnego spojrzenia przez co poczułam się bardziej niż niezręcznie. - Puścisz mnie, skarbie? Później możemy się przytulać ile chcesz, ale na prawdę chciałabym się napić.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - jego dłonie zniknęły z moich bioder i mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Zgarnęłam ze stołu jakiegoś kolorowego drinka i wypiłam za jednym zamachem. Później kolejnego i kolejnego, aż zaczęło szumić mi w uszach. Nie chciałam się upić, więc na tym skończyłam. Reszta nie miała jednak takich hamulców i już koło godziny drugiej większość zgonowała na wolnej części podłogi, sofy i innych miejsc. Draco ponownie do mnie przylgnął jak druga skóra, więc nie za bardzo wiedziałam co z nim zrobić.

- Pomóc Ci? - spytał Nott, który całą imprezę łaził za mną jak jakiś duch.
- Byłabym wdzięczna - wspólnymi siłami udało nam się oderwać ode mnie blondyna i przenieść do jego pokoju, gdzie ułożyliśmy go wygodnie oraz przykryłam go kołdrą, całując w czoło na odchodne.
- Ty i Malfoy to coś poważnego? - spytał mnie brunet, gdy tylko znaleźliśmy się na korytarzu. Zaśmiałam się krótko by po chwili uświadomić sobie, że to poważne pytanie.
- Przyjaźnimy się. Wiem, że to czasami wygląda na coś więcej, ale to dlatego, że bardzo się lubimy oraz czujemy się ze sobą bardzo swobodnie - wzruszyłam ramionami, a gdy zakręciło mi się w głowie, stwierdziłam, że starczy wrażeń na dziś.
- Został jeden wolny pokój, bardzo Ci będzie przeszkadzać, gdy będziemy dzielić łóżko? - zarumieniłam się słysząc jego propozycje, ale zgodziłam się na to. Razem przekroczyliśmy próg i weszliśmy do pokoju. Brunet od razu rzucił się na łóżko i westchnął z ulgą. - Będziesz tak stać i się patrzeć czy położysz się w końcu koło mnie? - niepewnie podeszłam do łóżka, jakby coś zaraz miało mnie ugryźć. Usiadłam na brzegu, wzięłam głęboki wdech i ułożyłam się na boku, tyłem do niego, przodem do okna. Przykryłam się kołdrą aż po samą szyję, czując się błogo.

Starałam się nie zwracać uwagę na to, że materac jest lekko ugięty po drugiej stronie, ale nie byłam w stanie. Ciągle zmieniałam pozycję by znaleźć tę odpowiednią, aż w końcu poczułam dużą dłoń chwytającą moje biodro i przyciągającą w swoją stronę. Uderzyłam plecami w twardy tors, piszcząc z zaskoczenia. Mężczyzna w ogóle się tym nie przejął, obejmując mnie i układając tak, że byłam tą małą łyżeczką. Ciężko było się przyznać do tego, że poczułam ciepło oraz bezpieczeństwo. Moje oczy od razu się zamknęły, gdy złączyłam swoją dłoń z tą jego i przycisnęłam je do swojej klatki piersiowej. Zasnęłam uśmiechając się do siebie.

strangers ~ teomioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz