Thank you so much!

249 22 3
                                    

Python🥰:
Olivia mam problem.
Proszę Cię zadzwoń...

Trochę się zaniepokoiłem wiec szybko wybrałam jego numer. Pierwszy sygnał. Drugi, aż tak do szóstego. Nie odbierał ode mnie. Zadzwoniłam jeszcze raz. Też nic, nie odbierał. Napisałam do niego SMS.

Ja:
Payton no odbierz!
Coś się stało???
Haloooo
Człowieku daj jakąś oznakę życia...
No kurde Payton!
Co jest?

Przyspieszyłam trochę, aby szybciej się dostać do domu. Przy okazji zadzwoniłam do Jackson'a.

- Co się stało mała? - powiedział chłopak
- Nic, ale mam prośbę. Czy mógłbyś mnie zawieźć szybko w jedno miejsce? Oczywiście nie teraz bo dopiero co do domu wchodzę a muszę się szybko uszykować. Proszę to jest bardzo ważne!
- Jasne. A co się stało?
- Po prostu potrzebuje abyś mnie gdzieś zawiózł.
- Okey. To do zobaczenia!
- Papa.

Otworzyłam drzwi od domu. Wbiegłam na górę. Ubrałam pod skradziony T-shirt oraz spodenki strój kąpielowy. Do mojej torby chwyciłam portfel, jakieś perfumy, krem do ciała, okulary przecie słoneczne jak i moje zwykłe na noc. Nałożyłam torbę na ramie i napisałam szybkiego SMS'a do Felt'a aby już przyjechał. Poszłam szybko do kuchni i chwyciłam moją ulubioną wodę FIJI. Schowałam ją do torby. Wzięłam klucze do ręki. Spojrzałam jeszcze na salon zastanawiając się czy wszystko wzięłam. Jak byłam pewne wyszłam szybko z domu. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do auta chłopaka, który stał już przed moim domem. Torbę położyłam na tylne siedzenie. Zamknęłam tylne drzwi i poszłam usiąść obok Jackson'a.
- Co ty taka rozkojarzona jesteś?
- Nie wiem Jacks. Podwieziesz mnie pod ten adres? - pokazałam mu na telefonie gdzie ma mnie zawieść.
- Będziesz szła do Starbucksa?
- Tak, ale pierw muszę szybko gdzieś skoczyć, więc pojedź na plaże. I później wyślij mi adres Okey?
- Jasne. Powiedz mi jak tam u ciebie?
- Chyba dobrze. - powiedziałam uśmiechając się do chłopaka. - Moje  przypuszczenie, że coś dzisiaj się stanie się sprawdza. - powiedziałam pod nosem
- Co mówiłaś?
- Pytałam się a co u ciebie hah.- źle się czułam, że musiałam go okłamać.
- No w sumie nic specjalnego. Każdy dzień prawie taki sam. Tylko mam nadzieje, że będziesz więcej razy uciekała do mnie z jedzeniem Hahahha.
- No się jeszcze zobaczy. Pierw muszę deskę sobie załatwić nową. A do sklepu mi nie spieszno.
- Możesz brać moją!
- Żebym tobie połamała. Nie będę się narzucała. I tak się tobie narzucam. Już dużo dla mnie zrobiłeś. A ja dla ciebie nic...
- Nie przesadzaj. Zobacz, ta bluzka wyglada znacznie lepiej na tobie niż na mnie. Ja w niej wyglądałem jak clown. Pomogłaś mi w wielu rzeczach. Wyluzuj porty.
- No ale...
- Nie ma żadnych ,,ale". Pamiętaj, że gdy jesteś ze mną to mi pomagasz swoją obecnością. Pomogłaś mi się pozbierać po tej sprawie co byliśmy ostatnią noc w Polsce. Nie pamiętasz?
- Pamiętam. Ja lubię pomagać. Może nie zawsze mi to wychodzi, ale się staram.
- Dobra mała my tutaj gadamy a ty zaraz wysiadać będziesz. Zaparkuje obok Starbucks'a. Wtedy wysiądziesz i się zabierzesz. Jak będziesz chciała abym po ciebie przyjechał to pisz. Bo już prawie 10:20.
- Jasne. Dziękuje tobie z całego serducha. - pocałowałem chłopka w policzek i wyszłam z auta. Chwyciłam moja torbę.
- Papa Jacks.
- Narka. Pamiętaj jak coś to dzwoń.
- Jasne. - zamknęłam drzwi i ruszyłam do Starbucks'a.

Zamówiłam szybko sobie VT Icd Coffee. Za ten czas znalazłam gdzie dokładnie jest szpital. Akurat gdy zauważyłam na jakiej to jest ulicy, odebrałam od pani zamówienie. Zanim wyszłam założyłam okulary przeciwsłoneczne. Zaczęłam kierować się szybkim krokiem do miejsca docelowego. Popukałam co chwile kawę ponieważ jest straszny upał. Gdy dotarłam pod szpital akurat skończyłam pic kawę. Jest godzina 10:38. Dość długo mi to zajęło, ale mniejsza. Weszłam do szpitala. Tym razem nie pytałam się gdzie jest chłopak, ponieważ zapamiętałam drogę. Weszłam szybko do windy i wybrałam piętro, na którym znajduje się chłopak. Gdy winda się otworzyła pobiegłam szybko do jego pokoju. Przy łóżku była jakaś pani. Chyba to jego mama. Podeszłam powoli do łóżka. Jak zbliżyłam się do łóżka, chłopaka w nim nie było. Natomiast brązowowłosa pani się do mnie odwróciła. Wyglada na sympatyczną.

- Mogę w czymś tobie pomóc?
- Umm. Przyszłam do Payton'a. Nie odbiera moich telefon i się wystraszyłam. Przyjechałam jak naszybciej mogłam.
- Rozumiem. Nie wiem czemu się tak zachował, ale on dzisiaj się bardzo źle poczuł. Jest teraz na przeglądzie. Doktor go zabrał kiła minut temu, ponieważ zasłabł.
- O Boże. To ja na niego poczekam. Chcę mieć pewność czy wszystko z nim jest w porządku.
- Kruszynko spokojnie. Powiadomię Cię jak tylko mój syn poczuje się lepiej. Ma on twój numer prawda?
- Tak ma, ale naprawdę mogę poczekać.
- Spokojnie. Naprawdę możesz iść. Pewnie na plaże jechałaś i tutaj tylko przejazdem jesteś. Leć się bawić.
- Nie naprawdę. Nie jestem przejazdem. Powiedziałam Jackson'owi aby mnie podwiózł. Miałam jechać z nim na plażę, ale Payton nie odpowiadał na moje wiadomości jak i telefony. Martwię się.
- Nie ma co się martwić. Obiecuję, że ty dowiesz się odrazu jak Payton wróci. - podeszła do mnie i mnie przytuliła. - teraz zmykaj. Leć się dobrze bawić.
- Dziękuję Pani bardzo.
- Jaka Pani. Mów mi Joanne.
- Dobrze Pani Joanne. Znaczy Joanne. Dziękuję jeszcze raz. Naprawdę pani nie wie ile to dla mnie znaczy.
- Oj tam. Do widzenia, miłej zabawy! - uśmiechnęła się
- Dziękuję! Do widzenia.

Po 3 minutach wyszłam ze szpitala. Skierowałam się jeszcze do Starbucks'a, ponieważ na dworzu jest strasznie gorąco. Potrzebuje czegoś zimnego. Po drodze zadzwoniłam do Felt'a. Chłopak nie odbierał. Postanowiłam, że po złożonym zamówieniu zadzwonię do niego jeszcze raz. Jak nie odbierze to zamówię Taxi.

Weszłam do Starbucks'a i zamówiłam sobie tym razem Carmel Latte Macchiato. Zadzwoniłam jeszcze raz do Jackson'a. Jednak ten nadal nie odbierał. Gdy odebrałam zamówienie, zaczęłam się kierować ma dwór. Zamówiłam w miedzy czasie Taxi pod Starbucks'a. Ustawiłam się gdzieś w cieniu, ponieważ tylko w cieni jest w miarę zimniej. Po kilu minutach przyjechał uber. Nie wiedziałam gdzie mam się kierować. Ale akurat Jackson napisał do mnie gdzie jest. Powiedziałam gdzie chcę dojechać i po chwili ruszyłam na miejsce. Jackson zapytał się mnie także czy ma po mnie przyjechać. Odpisałam mu, że nie i już jadę. Napisałam także do mamy czy może zrobić obiad na 5 PM. Mama natomiast mi odpisała, żebyśmy jednak wpadli na kolację, ponieważ ma dużo pracy dzisiaj. No to się poszczęściło. Po około 20 minutach byłam już na miejscu.

Ja:
Jackson. Przyjdź po mnie. Jestem obok takiej knajpki gdzie obok jest wejście na plażę.

Syrena🐬:
Jasne. Już idę!

Zablokowałam telefon i postanowiłam pić sobie dalej moją kawę. Było jej jeszcze dość sporo. Stałam jakoś kilka minut na słońcu ale było mi za gorąco, więc podeszłam do jakiegoś najbliższego cieniu. Zaledwie po kilku sekundach dostałam zawału. Jackson podszedł do mnie od tylu i założył mi coś na głowę jak i na oczy.

- Mogę kawy??? - zapytał chłopak
- Jasne tylko nie wiem gdzie ona jest, ponieważ nic nie widzę.
- No tak. Sorka. Nie możesz tego zdejmować. Ponieważ przywiozłem tobie superancką niespodziankę!
- Nieeee. Jackson ja nie mam siły dzisiaj. Za gorąco jest. - powiedziałam
- Jakie gorąca. Daj mi twoją torbę. Chodź idziemy bo szkoda czasu.
- Spoko spoko.

Chwyciłam chłopaka za rękę, ponieważ jakoś musiał mnie zaprowadzić, a tak chociaż miałam pewność, że mi się nic nie stanie. Bo paru minutach chłopak mnie puścił i gdzieś sobie poszedł. Powiedział abym czekała. Nagle ktoś podszedł i zaczął mi odsłaniać oczy, abym mogła coś widzieć...  

———————
Siemaneczko. Taki jakiś luźny rozdział, bo wena w końcu dała swe znaki. Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział.

Miłego dnia wszystkim !

1200 słów

Stay with me // P.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz