Alyssa wiedziała, że coś jest nie tak. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na twarz pana Weasleya, a wszystko stało się jasne.
Nie trzeba było jej powtarzać. Zabrała szybko swoją kurtkę, która leżała na oparciu sofy. Zanim wybiegła z namiotu, poczuła jak ktoś chwyta ją za dłoń. Obróciła głowę i ujrzała Freda. Ich palce splątały się ze sobą. Chłopak trzymał ją mocno, a Alyssa lekko się uspokoiła, wiedząc, że przyjaciel jest zaraz obok niej.
Wyszli z namiotu. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, dopóki nie rozległy się krzyki. Ludzie zaczęli uciekać we wszystkie strony. Zapanował chaos. W świetle płonących ognisk można było dostrzec sylwetki. Tłum zamaskowanych czarodziejów szedł przez pole namiotowe, trzymając wyciągnięte różdżki.
Ciemnowłosa czuła jak jej serce zaczyna bić szybciej. Gryfońska odwaga zniknęła, wraz ze zbliżającymi się tajemniczymi czarodziejami. Niektóre namioty płonęły, a krzyki stawały się coraz głośniejsze.
Fred mocniej ścisnął dłoń Alyssy. Sam do końca nie wiedział co ma robić. Jedynym słusznym rozwiązaniem w takiej sytuacji była ucieczka do lasu, lecz nikt się nie ruszał. Każdy zamarł, widząc to co się dzieje. Dopiero gdy pan Weasley odezwał się stanowczym tonem, wszyscy oprzytomnieli.
– Biegnijcie do lasu! Charlie, Bill, Percy wy idziecie ze mną. Fred, George pod waszą opieką zostawiam Ginny. Nie zawiedźcie mnie. Trzymajcie się razem i nie wychodźcie z ukrycia, dopóki po was nie przyjdę!
Trójka najstarszych braci pognała za swoim ojcem. George chwycił Ginny za rękę i wraz z Fredem oraz Alyssą pobiegł do lasu. Ciemnowłosa była przekonana, że Harry, Ron i Hermiona są zaraz za nimi. Gdy udało jej się obrócić na chwilę głowę, nie dostrzegła nigdzie znajomych twarzy.
– Fred nie ma ich! – krzyknęła. – Zgubiliśmy ich! Co jak są ranni?!
– Spokojnie poradzą sobie, już nie raz byli w gorszych tarapatach. Na pewno są już w lesie – odparł Fred, drżącym głosem.
Ani na chwilę nie puścił dłoni Alyssy. Jego wzrok wlepiony był w brata i Ginny, którzy biegli z samego przodu. Nie mogli się zgubić. Musieli trzymać się razem i w razie potrzeby się bronić.
Gdy dotarli do lasu, usiedli przy drzewie i próbowali złapać oddech. Ginny była przerażona, dlatego George objął ją ramieniem. Rudowłosa położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy.
Alyssa cały czas rozglądała się na wszystkie strony. Nigdzie nie widziała Harry'ego, Rona i Hermiony. Martwiła się o nich. Dobrze wiedziała, że tata mówił, aby miała oko na Wybrańca, lecz ona zawiodła. Przerosła ją jedyna rzecz, o jaką ją prosił. Zrezygnowana, oparła się o pień drzewa. Przyciągnęła nogi do siebie, a następnie schowała twarz w dłoniach. Czuła jak jej całe ciało drży, a serce bije w bardzo szybkim tempie.
Silne ramiona przyciągnęły ją do siebie. Alyssa od razu wiedziała, że Fred dalej jej nie opuścił. Dzięki niemu uspokoiła oddech. Chłopak zaczął delikatnie gładzić ją po plecach.
– Nic im nie będzie zobaczysz, na pewno schowali się gdzieś w lesie. W końcu jest z nimi Hermiona, nie masz się o co martwić – powiedział cicho.
– Miałam opiekować się Harrym... obiecałam to tacie – łkała ciemnowłosa. – Dlaczego jestem w Gryffindorze jak jestem tchórzem?
– Nie wygaduj głupstw Alysso. Nie spotkałem odważniejszej dziewczyny od ciebie. Każdy ma chwile słabości, nawet ci najpotężniejsi. Zaufaj mi.
Słowa Freda lekko podniosły ją na duchu. Harry'emu na pewno nic nie jest. Walczył z bazyliszkiem, dementorami i wyszedł z tego cało. Musi dać sobie radę.
CZYTASZ
Ray of Hope | Fred Weasley
Fanfiction„Fred wpatrzony był w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała Alyssa. Trzymając się za policzek, który dotknęła swoimi ustami, nie zwracał uwagi na otaczający go świat. - No ładnie Freddie - powiedział George, opierając się na ramieniu brata. - W...