52. • ZŁE WIEŚCI •

3K 230 135
                                    

Lipiec minął tak szybko, a co za tym idzie połowa wakacji poszła już dawno w zapomnienie. Coraz bliżej było do rozpoczęcia roku szkolnego, jednak nikt się tym zbytnio nie przejmował. Dni w domu przy Grimmauld Place 12 mijały w zaskakująco miłej i przyjemniej atmosferze. Alyssa wraz z bliźniakami spędzała prawie całe dnie na tworzeniu coraz to innych gadżetów. Była nawet autorką pomysłu na pachnące fajerwerki. Miały one zastosowanie tak jak normalne sztuczne ognie, jednak przy wybuchu pachniały tak jak amortencja. Co prawda pomysł był trudny do zrealizowania, jednak bliźniakom tak spodobał się ten pomysł, że postanowili się nie poddawać i dzień w dzień testowali coraz to różniejsze receptury. Fajerwerki po wybuchnięciu miały pachnieć tym co daną osobę najbardziej pociąga. Sam eliksir był dość skomplikowany do uwarzenia, a powstrzymanie jego działania i zostawienie samego zapachu było wręcz niemożliwe do zrealizowania. Jednak gdy tylko im się uda to wzbiją na tym fortunę, sprzedając w przyszłości.

– Dajcie już z tym spokój, nie wiadomo czy to nawet wypali – powiedziała Alyssa po raz setny. Próbowała wytłumaczyć bliźniakom, że ten pomysł jest niemożliwy do zrealizowania. Gdy o nim powiedziała, nawet nie myślała, że mogliby wziąć go na poważnie.

– My nie znamy rzeczy niemożliwych – odezwał się George, ani na chwile nie podnosząc głowy znad książki na temat eliksirów.

– Gdyby Snape zobaczył was z nosem w książkach, to chyba dostałby zawału.

– Eliksiry zawsze mieliśmy w małym palcu, kwiatuszku – odparł Fred, puszczając oczko do zaczerwienionej Alyssy. Chłopak nadal uwielbiał się z nią drażnić i zawstydzać.

– To ciekawe dlaczego ledwo co je zdaliście na SUMach – prychnęła dziewczyna, przewracając oczami.

– Bo my uczymy się na własną rękę. Szkoła jest dla nas totalnie bez sensu – wyjaśnił George.

– Święta racja braciszku. Jedynym plusem chodzenia do szkoły jest to, że możemy tam sprzedawać własne produkty i się zareklamować.

– Gdyby nie szkoła, to nie poznalibyśmy się – westchnęła Alyssa, zwracając przy tym wreszcie uwagę bliźniaków, którzy od razu wlepili wzrok z książki na dziewczynę.

– Nie wspomnieliśmy o tym, bo to jest wręcz oczywiste – rzekł Fred, podchodząc do Alyssy. Położył jedną dłoń na jej talii, przyciągając ją bliżej siebie, a następnie przytulając. Ciepło i znajome uczucie bezpieczeństwa, w którym się zatracili.

George jak zwykle nie chciał przerywać im tej chwili. Rzucił ostatnie spojrzenie w stronę brata i przyjaciółki, a następnie aportował się do pokoju Rona. Alyssa i Fred trwali w uścisku, nie zauważając nawet zniknięcia George'a. Szybkie bicie serc i przyspieszone oddechy dawały im się we znaki. Oboje czuli szczęście nie do opisania. Było do siebie dopasowani jak dwie krople wody. Mimo tego, że każdy z nich miał inny charakter oraz posiadali wiele różniących, a czasem nawet sprzecznych ze sobą cech, to byli dla siebie wręcz stworzeni. Uczucie między nimi z dnia na dzień stawało się coraz silniejsze oraz trwalsze. Co prawda żadne z nich nie było jeszcze gotowe wyznać sobie uczuć jakie się w nich tliły, lecz drobnymi gestami okazywali je sobie nawzajem. Kto by pomyślał, że najlepsi przyjaciele będą w stanie zbudować tak prawdziwą i wspaniałą relację, w której rodzi się miłość. Najprawdziwsza i czysta miłość pomiędzy dwójką młodych ludzi.

– Za niedługo mnie udusisz Freddie – odparła Alyssa, gdy chłopak przycisnął ją mocniej do swojej klatki piersiowej.

– Daj spokój, nie moja wina, że tak bardzo cię uwielbiam – wyszeptał, ani na chwilę nie przerywając uścisku.

– Uwielbiasz mnie zawstydzać i denerwować – prychnęła żartobliwie, chwytając dyskretnie różdżkę, a następnie szybko aportując się na dół.

Ray of Hope  |  Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz