XVI

520 23 4
                                    

*Marinette*

Agreste jest takim idiotą, siedzi cały dzień nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co z rozwaloną ręką. Najchętniej to ja rozjebałabym mu przez to ryj o asfalt. A przecież miałam iść do Vanessy, nie mogę tego przecież tak odkładać, bo w końcu będzie za późno i ona wyjdzie za tego dupka. Ale nie zostawię przecież Adriena teraz samego, chłopak jest załamany, został sierotą. Nie wiem co robić, może po prostu do niej zadzwonię i poproszę, aby do mnie przyjechała. To będzie chyba najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Wybrałam numer do dziewczyny. Usłyszałam sygnał. Teraz już nie ma odwrotu. Po krótkiej chwili  dziewczyna odebrała.

V: Hej Marinette, co u ciebie, dawno nie dzwoniłaś!

Usłyszałam jej szczęśliwy głos. To właśnie Vanessa. Dziewczyna pełna życia, zawsze szczęśliwa. Boli mnie to, że muszę zabrać jej to szczęście.

M: Cześć kochana, nie miałam zbytnio czasu, dużo się teraz dzieje, ale nie o tym chciałam porozmawiać.

V: No to o czym? Mów.

M: Wolałabym abyś przyjechała i wtedy byśmy o tym porozmawiały. To nie jest rozmowa na telefon.

V: Skoro to takie poważne to przyjadę. Adres masz ten sam?

M: Tak, ten sam.

V: Okej, będę za jakąś godzinę, do zobaczenia!

M: Do zobaczenia.

Rozłączyłam się. Nie mam pojęcia jak to ubrać w słowa, nie chcę, aby ją to zraniło. Co ja mówię to na pewno ją zrani, przecież dowie się, że chłopak, którego kocha i chce poślubić zdradza ją z jakąś dziwką. Tak bardzo jej współczuję. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby Adrien zrobił mi coś takiego. Nawet nie wiem czy go kocham, czy to by mnie zabolało. Dałam nam szansę, ale nie wiem czy to właściwe rozwiązanie. On tak bardzo mnie o to prosił, chcę, aby był szczęśliwy, a wiem, że dzięki temu będzie. Ale czy ja będę szczęśliwa w tym związku? Przecież moje szczęście też jest ważne. Tylko ja nie wiem czy chcę tego związku. Nie mam pojęcia co teraz jest między mną a blondynem. Niby za dużo na przyjaźń, ale jednocześnie za mało na prawdziwy związek. Co jest pomiędzy tym? Nie wiem.

Odłożyłam telefon i podeszłam do Adriena. Obejrzałam jego rękę. Trzeba będzie chyba jechać do szpitala, nie wiadomo czy nie wdało się zakażenie. Siedział przecież cały dzień z otwartą raną.

M: Jedziemy na pogotowie.

Ad: Chyba sobie żartujesz, nic mi przecież nie jest. To zwykła rana, zabandażuj ją i będzie po wszystkim.

M: Nie Adrien, jedziemy, ubieraj się, to będzie dla ciebie nauczka aby więcej tak nie robić.

Ad: Nigdzie nie jadę.

M: Adrien, błagam cię...

Ad: No dobrze, niech ci będzie.

Pomogłam chłopakowi się ubrać. Poszliśmy na przystanek i wsiedliśmy w autobus, który jedzie do najbliższego szpitala. Ludzie patrzyli się na nas jak na idiotów. Nikt nigdy nie zrozumie drugiego człowieka, ehh. Unikałam wzroku innych pasażerów, choć było to trudne. Skupiłam się na blondynie. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie w talii zdrową ręką. Strasznie przyjemne uczucie. W całym moim życiu brakowało mi tego. Bliskości. Nie seksualnej, tylko takiej szczerej, z miłości. Przy Adrienie to czuję. Jak mocno przy mnie bije mu serce, przy mnie jest szczęśliwy. Jaka byłam głupia, że nigdy tego nie zauważyłam. Teraz to wszystko staje się dla mnie jasne. Jego zachowanie w stosunku do mnie. Zawsze starał się mi pomagać, byłam ponad wszystko. Najważniejsza. A na dodatek robiłam mu jeszcze większą nadzieję...

Po kilkudziesięciu minutach autobus podjechał na nasz przystanek. Wysiedliśmy z niego, a oprócz nas kilkoro innych osób. Do szpitala trzeba było jeszcze trochę przejść się pieszo. Na szczęście pogoda była ładna, choć wiał lekki wiaterek. Godzina była już późna. Niewiele ludzi chodziło po ulicach. Dość szybkim krokiem kierowaliśmy się w stronę szpitala. Już po chwili stanęliśmy przed wejściem. Przekroczyliśmy próg i skierowaliśmy się do rejestracji. Adrien pokazał rękę i opowiedział co się stało. Kobieta podała mi kartę aby zarejestrować blondyna. Usiedliśmy i czekaliśmy, aż chłopak będzie mógł wejść na salę. Z każdą minutą niecierpliwiłam się coraz bardziej. Wchodziły coraz to kolejne osoby, a my dalej siedzieliśmy przed salą. W końcu jakaś pielęgniarka wyczytała nazwisko "Agreste". Ruszyliśmy w stronę wejścia do sali. Niestety nie mogłam wejść z Adrienem, kazali mi zostać na zewnątrz. Usiadłam i czekałam. Dziesięć, dwadzieścia a w końcu pół godziny. Tak bardzo się denerwowałam. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle z sali wyszedł lekarz, który zajmuje się blondynem. Szybko do niego podbiegłam.

M: Panie doktorze, co z Adrienem?

Dr: Jesteś kimś z rodziny.

M: Jestem jego dziewczyną.

Mówiąc to serce zabiło mi mocniej.

Dr: Przykro mi, ale nie mogę Ci udzielić informacji na temat jego stanu zdrowia, ale możesz do niego wejść, ale tylko na chwilę.

Szybko weszłam na salę i skierowałam się w stronę łóżka, na którym leży Adrien. On na mój widok uśmiechnął się i podniósł się do pozycji siedzącej. Usiadłam obok niego i od razu go  przytuliłam. Chłopak zasyczał z bólu.

M: Boże, Adrien ja przepraszam, zapomniałam...

Blondyn tylko się zaśmiał i delikatnie mnie przytulił.

M: Co z ręką?

Ad: Nic wielkiego, zdezynfekują mi ją, opatrzą i dadzą jakieś środki przeciwbólowe. I mogę wyjść. Wiedziałem, że przesadzasz.

M: Po prostu się bałam, nie chciałam, aby coś ci się stało, strasznie się martwiłam.

W tym momencie wszedł lekarz i poprosił abym wyszła. Ja wykonałam jego polecenie. Tak bardzo się cieszę, że Adrienowi nic się nie stało. Zależy mi na nim. Czuję, że jednak się w nim zakocha, że jest szansa na szczerą miłość z mojej strony. Na razie nie wiem co czuję, ale wierzę, że z dnia na dzień coraz bardziej będę się uświadamiać w tym co czuję do chłopaka. Przecież każdy zasługuje na miłość, a ja chcę dać nam szansę i postaram się, aby rozkwitła prawdziwa, szczera miłość między nami.

Zagubieni W Uczuciach | MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz