XVI

585 28 2
                                    

Nagle poczułam, ze telefon w mojej torebce zaczął wibrować. Szybko go wyciągnęłam i spojrzałam na ekran. Widniało tam imię Vanessy. Boże, kompletnie zapomniałam o naszym spotkaniu. Odebrałam. Tak jak się spodziewałam dziewczyna była na mnie niemiłosiernie zła. Nie dziwię jej się.

V: Marinette, gdzie ty się podziewasz, czekam już pod twoim domem od dobrych dwudziestu minut! Gdzie ty kurwa jesteś!?

M: Jejku, tak bardzo cię przepraszam, po prostu musiałam podjechać z Adrienem do szpitala, nic poważnego mu nie jest. Za godzinę będziemy w domu, a ty w tym czasie się rozgość, klucz jest pod doniczką.

V: O Boże, rozumiem sytuację, ale czy z Adrienem nie mógł pojechać ktoś inny?

M: Opowiem ci wszystko w domu, na razie muszę z nim siedzieć. Do później.

V: No, do zobaczenia.

Rozłączyłam się. Nie chcę, aby Vanessa dowiedziała się o związku moim i Adriena, przecież to nie jest jeszcze nic pewnego. Jak wszystko się ułoży to jej o tym opowiem. Jest jeszcze za wcześnie, aby to ogłaszać.

***

Adrien był w pokoju lekarzy, ja czekałam przed pomieszczeniem. Tak bardzo się cieszę, że on już wychodzi, że wszystko z nim jest dobrze. Może ja na prawdę go kocham, skoro tak się martwiłam, że niepotrzebnie kazałam mu jechać do szpitala. Chociaż to dobrze, po zawsze lepiej jest się upewnić, niż potem żałować na przyszłość. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś mu się stało, za bardzo mi na nim zależy. Muszę koniecznie z nim porozmawiać i dowiedzieć się dokładnie co się stało, lecz najpierw czeka mnie rozmowa z Vanessą, już wiem, że będzie ona bardzo trudna. Nie wiem ja ona na to wszystko zareaguje. Pewnie będzie załamana, przecież to nie codzienne, że narzeczony rucha na boku pustą dziwkę. Tak bardzo jej współczuję.

W tym momencie drzwi się otworzyły. Natychmiast wstałam z krzesła. Zobaczyłam blondyna trzymającego w ręce wypis. Popatrzyłam w jego piękne, zielone oczy. On do mnie podszedł i mnie pocałował. Oczywiście oddałam pocałunek. Uwielbiam to robić, on tak dobrze całuje...

Skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Adrien splótł nasze ręce. Ruszyliśmy w stronę przystanku autobusowego. Było już ciemno, nie widziałam wielu przechodniów. Większość pewnie już spała. Słyszałam tylko krzyki pijanych ludzi, zapewne moich rówieśników. Nawet nie przeszło mi przez myśl, aby do nich dołączyć. Za dużo mnie to kosztowało, po za tym muszę jechać z Adrienem do domu. Zgodnie stwierdziliśmy, że dzisiaj chłopak będzie spał u mnie, będę się czuła lepiej monitorując jego stan na bieżąco. Kto wie, może przecież mu się pogorszyć, choć mam nadzieję, że to tego nie dojdzie. Już na samą myśl o tym zrobiło mi się słabo. Ścisnęłam mocniej jego rękę. W rezultacie on na mnie popatrzył i przytulił. Tak dobrze czuje się w jego ramionach. Jestem taka bezpieczna, nic złego nie może mi się wtedy stać. Wiem, że blondyn mnie obroni przed całym światem, za każdą cenę. Wszystko by dla mnie poświęcił. Dopiero teraz to widzę. Tyle rzeczy dla mnie robił. Odrabiał za mnie lekcje, wstawiał się za mną u nauczycieli, zawsze przyjeżdżał, gdy napisałam mu, że coś mnie trapi. Pomagał mi we wszystkim, zawsze był przy mnie, gdy tego potrzebowałam. Tylko czy ja też mogę się tym pochwalić? Wątpię. Wolałam imprezy od rozmowy z najlepszym przyjacielem. Jaka ja byłam głupia, że nie poświęcałam mu więcej czasu, że nie wspierałam go w trudnych momentach. Tak bardzo tego żałuję, lecz teraz wiem, że będzie lepiej, że się poprawie i będę przy nim. Zawsze przy nim będę. Do końca.

Nagle podjechał nasz autobus. Wsiedliśmy do niego i usiedliśmy na najbliższe wolne miejsca. Z tego co zauważyłam, jechało tylko pięć czy sześć osób prócz nas. Nic dziwnego, bo godzina była już strasznie późna. Ja sama już ziewałam, prawie przysypiałam.

Nim się zorientowałam byliśmy na naszym przystanku. Wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Na szczęście nie było to daleko i szybko przestąpiliśmy przez potężną bramę, prowadzącą na posesję. Szliśmy teraz przez pięknie oświetlony i zadbany ogród. Moi rodzice strasznie o niego dbają. Zatrudniają najlepszych ogrodników w całej Francji. W tym ogrodzie dużo razy bawiłam się z Adrienem dwa takie małe bąbelki, w takim wielkim ogrodzie.

Spojrzałam na dom. W moim pokoju paliło się światło. W oknie stała Vanessa. Na jej widok przełknęłam ślinkę. Udając, że jaj nie widzę weszłam do domu. Od razu zaciągnęłam blondyna do salonu, podałam mu pilota i kazałam coś oglądnąć, ja za to ruszyłam w stronę pomieszczenia, w którym znajdowała się brunetka. Położyłam rękę na klamce. Przez chwilę się zawahałam. Nawet nie wiedziałam jak mam zacząć, co jej powiedzieć, ale cóż, raz kozie śmierć. Weszłam do środka Vanessa siedziała na łóżku, na mój widok natychmiast wstała.

V: O czym chciałaś pogadać? Przepraszam, że od razu przechodzę do konkretów, ale nie mam zbyt dużo czasu, rozumiesz, jest już strasznie późno, a jutro mam przymiarkę sukni ślubnej i muszę się wyspać.

Gdy to mówiła uśmiech nie schodził z jej twarzy. Widać jak bardzo ona chce tego ślubu, jak bardzo kocha Lukę.

M: Wiesz, nie wiem od czego zacząć...

V: Najlepiej od początku.

Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam dziewczynie wszystko co się stało tamtego dnia. Ona unikała mojego wzroku, ale widać było łzy sączące się obficie z jej oczu. Gdy skończyłam mówić nastała cisza. Podeszłam do niej j ją przytuliłam. Siedziałyśmy tak przez dłuższa chwilę.

V: Przepraszam ja... ja muszę wyjść...

Nie zatrzymywałam jej. Wiedziałam, że musi sobie to wszystko przemyśleć. Nie wiem co ja bym zrobiła na jej miejscu. Tak bardzo jej współczuję. Zasługuje na kogoś lepszego.

Zeszłam na dól do Adriena, okazało się, że już spał. Wygląda tak słodko jak śpi. Wyłączyłam telewizor i ułożyłam się koło niego. Po niedługiej chwili zasnęłam.

Zagubieni W Uczuciach | MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz