Prolog

2.2K 52 13
                                    


Nigdy nie sądziłam, że jedna pijacka noc może kompletnie zmienić moje życie. Do dzisiaj śmieje się z tamtych dni. Jeden shot mniej i nigdy by mnie tu nie było. Podobno Szwajcarzy nie piją za dużo, mimo tego jestem Zurych* a tak to się zaczęło.

Sobota 23:40

  -Pij, pij, pij !!!!!- wrzeszczał cały bar. Siedziałam w jakimś zamiejskim pubie w Madrycie. Byłam daleko od mojej kawalerki. Nikt na mnie w niej nie czekał. Zwykle poznawałam ludzi na jedno picie, bez zobowiązań. Nie miałam pracy, żyłam z zasiłków lub innych zaoszczędzonych pieniędzy. Wlałam w siebie kolejne mililitry alkoholu i ukłoniłam artystycznie do tłumu nie ruszając się o centymetr.

-Cześć piękna, wolna jesteś?- poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie, zauważyłam chłopaka który uśmiechał się do mnie białym rzędem zębów.

-Tak i wole, żeby tak pozostało więc spierdalaj stąd.- zaczęłam niby słodko i skończyłam już mniej przyjemnym tonem.- Dam ci radę, nigdy nie dotykaj dziewczyny po tyłku. Jestem dzisiaj łaskawa ale następna da ci w mordę.- po tej wypowiedzi odeszłam. Zawsze tak jest, frajerzy myślą, że jak będą grali maczo to wszystkie na nich polecimy.

Poszłam do innego baru, dalej w kierunku Toledo. Weszłam, znalazłam przyjaźnie wyglądającą grupę ludzi i zaczęłam z nimi pić. Od początku, picie, tańce, kolejni faceci maczo i ich napuszone blond suki. Po kolejnych kilku godzinach byłam tak pijana, że wpadałam na najgłupsze pomysły. Wyszłam z tego cholernego baru i zaczęłam iść w nie znaną mi stronę. Było coś koło 3 w nocy. Wlokłam się pod górę w jakimś mieście ale szczerze mnie to nie obchodziło. Doszłam na samą górę i pokochałam tamten widok. U dołu wzgórza było widać małe mieściny pełne światełek. NIc dziwnego, był piątek wszyscy Hiszpanie świętowali, koniec tygodnia. Daleko w tyle było widać budynki Madrytu, mimo że był oddalony kilkanaście kilometrów, był dobrze widoczny. Skręciłam w lewo i zaczęłam iść wzdłuż wzgórza. Po około dwóch kilometrach natknęłam się na stary dom. Nie widziałam go nigdy, zwykle chodziłam w prawą stronę. Był przynajmniej oddalony z pięć kilometrów od jakiejkolwiek drogi nie mówiąc już nic o innych domach. 

Moje decyzje podjęte w kilku następnych sekundach przeważą o moim życiu.

Pijana i zmęczona nie myślałam jasno, na niebie widniało tysiące gwiazd. Nie było dzisiaj żadnych chmur. Podeszłam bliżej domu i zauważyłam duży stół z kilkunastoma krzesłami. Wtedy jeszcze nie połączyłam faktów o tym, że skoro stół stoi na dworze, ktoś mieszka w domu. Odeszłam znowu kawałek dalej, stwierdziłam że usiądę na ziemi. Trawa była sucha po całodniowym ukropie. Położyłam głowę na zdjętej kurtce i spojrzałam w niebo.

-Na pewno wszyscy tam jesteście dumni ze mnie. Upijam się i siedzę na jakimś wzgórzu. Szerze dołączyłabym do was. Może to nie najgorsze rozwiązanie?- gadałam jeszcze długo aż nie zasnęłam kompletnie zapominając on tym, że w cholerę nie wiem gdzie jestem i czy coś mnie w nocy nie zje albo porwie.

Pierwsze promienie słońca padały na moją twarz już koło 6 rano, ale wtedy tylko zasłoniłam się kurtką i przewróciłam na inną stronę. Zasnęłam i szczerze rzadko zdarza spać mi się tak dobrze. Może częściej powinnam spać na dworzu? Rozmyślanie o tym przerwało ściągnięcie ze mnie kurtki.

-Cholera!- krzyknął ktoś.

 Ja tylko przysnęłam na kolejne pół godziny albo bóg wie ile. Ostatecznie poczułam, że ktoś mną potrząsa. Obróciłam się i odetchnęłam gdzieś nie znajomą rękę. Położyłam się na plecach i otworzyłam oczy. Jakie było moje zdziwienie gdy pochylało się na de mną siedem osób. Nie wyglądali na rodzinę. Powoli odzyskiwałam trzeźwość umysłu i przypomniałam sobie, że zasnęłam na czyimś trawniku.

-Co się do chuja dzieje?- było jedyni słowami jakie potrafiłam odpowiedzieć.



*Jakby ktoś się zastanawiał to się to czyta Ciurich.

Jesteś strasznie uparta, wiesz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz