Trece

793 41 6
                                    




-Do dzieła

Przygotowaliśmy blondynkę do planu. Było to dosyć proste, wystarczy było jej powiedzieć, że jeśli nie zrobi tego dobrze, to i tak ją zabijemy. Potem jej powiem, że to była zagrywka. Berlin poszedł po Arturito, którego miał "przypadkowo" przeprowadzać przez magazyn. Denver wyprowadził Monice i razem doszliśmy do miejsca w którym zaczynaliśmy naszą część planu.

-Twoje życie leży w twoich rękach.- Denver chciał jeszcze bardziej podsycić kobietę. Ta pokiwała głową. Spojrzałam na zegarek i na chłopaka.

Denver niespodziewanie podniósł kobietę i przerzucił przez ramię. Blondynka zaczęła krzyczeć i się wyrywać. Ja szłam za nimi kiedy dostrzegłam Arturo i Berlina kątem oka, odegrałam swoją role.

-Zamknij się!- krzyknęłam przeładowując broń i celując jej w głowę. Nie było w nim żadnych naboi, jednak nikt tego nie wiedział- Pierdoleni zakładnicy, po chuja ci był ten telefon? Co? Chciałaś im wysłać zdjęcie cycków?- krzyczałam gniewnie. Nic co mówiłam było prawdą, Monica była czarująca i pewnie gdybyśmy poznały się w innych okolicznościach, bardzo bym ją polubiła.- Cholera jasna! Denver, nie obchodzą mnie zasady, zabierz ją do piwnicy i pozbądź się jej, mam dość jej głosu i całej jej. Bez śladów.- rzuciłam i wyszłam. Po takiej scenie byłam dość odprężona, wykrzyczałam ostatnie obawy i złe emocje. Potrząsnęłam głową i westchnęłam.

W czasie mojej rozmowy, Berlin udał zaskoczenie i wyprowadził Arturo na tyle daleko by nic nie widział, ale żeby słyszał jak każe ją zabić. Kilka minut później, w piwnicy byliśmy ja, Denver i Monica. Chłopak wyciągnął scyzoryk z kieszeni kieszeni i spojrzał na mnie niepewnie.

-Musisz to robić? Nie możesz po porostu zawinąć ręki bandażem?- westchnął.

-Nie. No dalej, zrób to.- podeszłam bliżej na kilka kroków.

-Ja?! Nie ma mowy.- podniósł ręce w geście obronnym.

-Dalej, dawaj. Wzdłuż tej lini. Uznaj to za karę, powiedziałeś mi, że musimy ją zabić - pokazałam mu na mojej dłoni.

Brunet westchnął i otworzył nóż, przyłożył do mojej ręki. Złapałam go drugą ręką za kombinezon. Blondynka przyglądała się nam z odległości kilku metrów. Spojrzeliśmy sobie w oczy, pokiwałam głową. Poczułam zimne ostrze scyzoryka i spięłam ciało. Zacisnęłam rękę na ubraniu Denvera i odwróciłam głowę w przeciwną stronę od dłoni. Poczułam zapach krwi, tak samo jak poczułam ją na swoim ciele.

-Gotowe. Przepraszam, tak mi przykro. Specjalnie naostrzyłem na tą okazję- spojrzał na mnie z bólem i zaśmiał się na koniec.

-Nie, spokojnie, sama chciałam. Chodź tu.- odwróciłam się do niego przodem.

Wyciągnęłam rękę i pomazałam jego ubranie. To on miał wpaść na Arturo. Kiedy skończyłam już tą, dosłownie, brudną robotę, Denver zajął się opatrzeniem mojej rany. Obmył ją, tym co znalazł w apteczce, potem nakleił na to opatrunek i na koniec owinął bandażem. Kiedy to mieliśmy z głowy, brunet wystrzelił kulę z pistoletu. Monica krzyknęła najgłośniej jak mogła, po czym on strzelił po raz drugi. Kobieta wtedy zamilkła, uśmiechnęliśmy się do siebie z chłopakiem, blondynka była cały czas przerażona.

-Monica, spokojnie. Nie zabijemy cię, to była zagrywka byś była realistyczna.- podeszłam do niej i pomasowałam jej ramiona. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja posłałam jej zadziorny uśmiech.

Kiedy upewniliśmy się, że nikogo nie ma pobiegliśmy w trójkę do sejfu. Zostawiliśmy tam blondynkę z wodą, obiecaliśmy jej, że wrócimy z jedzeniem i innymi rzeczami. Zamknęliśmy to pomieszczenie w taki sposób, że dało się je otworzyć tylko od zewnątrz. Ruszyliśmy dokończyć plan, Arturo zostawiony sam sobie w kotłowni w piwnicy, wariował i nie wiedział co ma zrobić. Wtedy do akcji wkroczył Denver, wszedł do pomieszczenia Arturito i udawał piękne zaskoczenie i potem wkurwienie, że on się tu znajdował. Po tym wszystkim odprowadziliśmy go do holu, oczywiście ja a nie Denver we krwi, był przerażony i milczał. Było to do niego niepodobne, ale znaczyło to, że plan zadziałał. W czasie naszego zadania Berlin zawiadomił wszystkich, o tym co się stało i jak to rozwiązaliśmy. Weszliśmy do pokoju dowodzenia, lub salonu jak to nazywał Berlin, wszyscy tam zgromadzeni spojrzeli na nas jak na wariatów.

-Mała, chodź tu, on napewno to spartaczył.- Nairobi pociągnęła mnie na kanapę i odwinęła moją dłoń, po czym zajęła się nią jak profesjonalistka. Denver w tym czasie uspokajał swojego tatę, który nie do końca zrozumiał na czym polegał plan. Bardzo się zdenerwował, usiadł na kanapie i głęboko oddychał.

-Tato, wszystko w porządku? Monice nic nie jest, możesz sam pójść zobaczyć- odparł kucając przy ojcu. Położył rękę na jego kolanie w pocieszającym geście.- Tylko Zurych ucierpiała.- uśmiechnęłam się do Moskwy, podnosząc, moją opatrzoną kończynę do góry.

-Ty to jej zrobiłeś?- zapytał spoglądając mu w oczy.

-Zmusiłam go. Nic mi nie jest, spokojnie.- zapewniłam mężczyznę.

Moskwa wstał, wyszedł. Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy za nim. Był już na dole i z nieznanego dla nas powodu, zbliżał się do drzwi.

-Moskwa, co robisz? Moskwa!- Helsinki, który pilnował zakładników, wycelował w niego karabinem. Ten jednak nieubłaganie zbliżał się do drzwi, otworzył je. Wtedy wszyscy ocknęliśmy się, rzuciliśmy żeby to zakończyć. Denver powalił ojca, za to Berlin zamknął drzwi.

-Czemu to zrobiłeś? Tato, co się dzieje?- mężczyźni leżeli razem na podłodze rozmawiając. 

Patrzyłam tak na nich, kolejny raz nasunęła mi się myśl, że są dla siebie wielkim wsparciem i kochają się bardzo mocno. Denver strasznie kochał swojego tatę, zrobił by dla niego wszystko. Za to Moskwa, chciał chronić młodego chłopaka przed wszystkim co złe. Zazdrościłam mu takiej relacji. Teoretycznie uporaliśmy się z problemami, jednak kolejne już pojawiały się na horyzoncie.

---------------------------------

Witajcie! Mam nadzieje, że ud mi się wrócić do starego rytmu. Narazie łapcie ten rozdział, następny będzie w czwartek.

Studentka bez domu.

Jesteś strasznie uparta, wiesz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz