Ocho

970 44 1
                                    

-Malarz, co maluje?- to zdanie wyrwało mnie z zamyślenia. To dziś. Dzisiaj wszyscy dowiedzą się o naszym istnieniu. Poznają Dalich.

-Tak.- opowiedział Moskwa zrezygnowany. Denver dzisiaj nadzwyczajnie mnie irytował, a może to cały stres się skumulował.

Auto się zatrzymało. Przepuściliśmy Moskwę, mężczyzna wysiadł, zatrzasnął drzwi i klepnął w nie na znak, że możemy jechać. Po kolejnych kilkunastu minutach, zatrzymaliśmy się ponownie. Tym razem wysiedliśmy i załadowaliśmy cały trzy tonowy arsenał. Podjechaliśmy pod krzaki nie daleko miejsca, gdzie planowo zatrzymujemy ciężarówkę z papierem. Ubraliśmy maski, kaptury w ręce chwyciliśmy karabiny M-16. Schowaliśmy się, a Rio zakłócił ich kontakt radiowy. Wtedy gdy natrafili na zaporę, zaczęliśmy akcje. Wszystko działo się szybko, w jednej chwili kładziesz się o 3 w nocy w czyimś ogrodzie, w drugiej za to proponują ci napad, a w trzeciej krzyczysz na 26-letnich policjantów.

-Odłóż to pieprzone radio, bo ci głowę rozstrzelę! Wysiadać!- krzyknęłam ale oni siedzieli tylko przestraszeni w radiowozie.

-Skurwysyny, nie słyszeliście co mówi koleżanka? Wypierdalać z samochodu!- głos Denvera chyba bardziej ich przestraszył bo zaczęli w pośpiechu wysiadać z pojazdu.

Myślą że, skoro jestem kobietą nie potrafię walczyć? Lepiej niech spytają Denvera bo nie mam dzisiaj humoru. Kiedy te dzieci w końcu stały pod ciężarówką, razem z kierowcą wcześniej wymienionego pojazdu, wytłumaczyliśmy co się będzie dziać. Potem Denver i Berlin przebrali się w policyjne mundury.

-Ej, do twarzy ci, może zgłosisz się do policji po napadzie?- krzyknęłam do młodszego z nich, zaśmialiśmy się w głos.

Poszłam z dziewczynami przebrać się, miałam być pracownicą społeczną która przeprowadza badania o relacjach w pracy, zbiorę kilka osób z chorobami serca i kobietę w ciąży i spokojnie powiem im co się dzieje. Podsunęłam ten pomysł Profesorowi, a on stwierdził że będzie to dobry pomysł skoro i tak robimy napad bez ofiar. Wiedzieliśmy kto dokładnie będzie w mennicy, wiec nie miałam problemu kogo mam szukać. Kiedy reszta bandy jeszcze się przebierała czy przemawiała do policjantów, ja wsiadłam do starego samochodu i podjechałam do Berlina.

-Broń jest w łazience za szybem wentylacyjnym. Nie za bardzo podoba mi się ten pomysł ale ufam ci. Szczęścia.- powiedział wsiadając do radiowozu.

-Nie dziękuję.- po czym odjechałam. Widziałam w lusterku całą grupę. Szczególnie rzucił mi się w oczy Denver w policyjnym mundurze.

Do mennicy miałam jakieś dwadzieścia minut drogi, jechałam szybko, na tyle ile pozwalał mi pojazd. Przebywając kolejne kilometry drogi, słyszałam w słuchawce rozmowę Berlina z Tokio. Później za to rozmowę dwóch dziewczyn i jakieś rozmowy Serbskich braci. Kiedy tak jechała drogą krajową słuchając głosu czarnowłosej, przypomniało mi się zdarzenie z przed 4 tygodni.

Poczułam miękki materac mojego łózka, ale nie miałam siły żeby odpowiedzieć dziękuję osobie która mnie wniosła. Przeczucie podpowiadało mi, że to Denver. Kiedy usłyszałam westchnięcie, byłam juz tego pewna. Zdecydowanie się upiłam, jednak taki był mój zamiar. Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na chłopaka. Uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił. Kiedy zobaczyłam, że chce wyjść z pokoju, otworzyłam ponownie oczy.

-Nieeee, Denveer. Zostań tu, śpisz ze mną dzisiaj, chodź. Przesunęłam się w łóżku i zrobiłam mu miejsce. Brunet westchnął po czym usiadł koło mnie.

-Mała, nie możemy się tak zachowywać, albo jesteśmy partnerami albo..- przerwał mówić kiedy zauważył, że zasnęłam. No, dobra tylko zamknęłam oczy i go nie słuchałam, ale on był pewny, że ja śpię. Delikatnie podniósł się, przykrył mnie kołdrą i nachylając się dał mi całusa w czoło. - Dziewczyno, co ty ze mną robisz? Jesteś aż tak uparta?- po tych słowach odsunął się i wyszedł, a ja faktycznie zasnęłam.

Jesteś strasznie uparta, wiesz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz