Catorce

901 39 16
                                    

Usłyszeliśmy krzyki zakładników i nagle odwróciliśmy się w ich stronę. Za nami stał Arturo. Chwilę później leżał już na ziemi. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Byłam tak skonsternowana jak jeszcze nigdy. Dopiero gdy zobaczyłam krew wypływającą przez jego kombinezon, otrzeźwiałam. Snajperzy strzelili do zakładnika. Nie ma co ich winić, mężczyzna miał na sobie maskę i trzymał w dłoni atrapę broni. Wszyscy inni zaczęli biegać po holu i przenosić Arturito na stół. Ja jednak stałam cały czas w tym samym miejscu.

-Zurych! Zurych, pobudka, cholera!- dopiero to zdanie wypowiedziane przez Tokio, wyrwało mnie z transu.

-Co?- odparłam jak idiotka

-Pomożesz nam czy nie?- spojrzała na mnie zdenerwowana.

-Tak, już.- nadal osowiała podeszłam do dyrektora mennicy, który wił się z bólu na stole.

Pocisk nie przeszedł przez jego ciało i z tego co widziałam, nie naruszył żadnych narządów.

-Dajcie mi gazę i skalpel, Berlin! Ty przynieś whisky.- wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę. Warto wspomnieć, że nikt nie miał pojęcia o tym, że kiedy mój tata jeździł na różne ćwiczenia i wracał z ranami, większymi lub mniejszymi, nauczył mnie je leczyć.- Nie będę piła, do dezynfekcji! Tutaj nasza woda utleniona nie wystarczy, a i dajcie też kubek dla niego.- mężczyzna pobiegł do swojego gabinetu po alkohol.

Rozerwałam jego kombinezon i obejrzałam ranę ponownie. Już widziałam, że nie dam rady wyjąć kuli, ale musiałam zrobić coś. Kiedy wszyscy wrócili z rzeczami o które prosiłam, odkręciła szybko butelkę. Wzięłam duży łyk napoju, po czym opłukałam w nim ręce, następnie przystawiłam whisky do twarzy Arturito by on wypił kilka łyków. Nasączyłam gazę płynem i zaczęłam obmywać ranę, kiedy jej okolica była w miarę wyczyszczona, przycisnęłam mocno nowy kawałek materiału do rany. Jak okazało się kilka minut później, za około 10 minut przyjdzie zespół medyczny. Podobno kiedy mężczyzna został postrzelony zdjął maskę i policja poznała jego tożsamość. Nie wyobrażam jak musi się teraz czuć osoba wydająca rozkazy. Zanim zjawili się medycy, Arturo rozmawiał z żoną. Słuchając tego, myślałam przez bardzo krótką chwilę, że może dyrektor mennicy nie jest taki okropny.

-Naprawdę nie wiem co ty we mnie widziałaś Monico.- jak mówiłam, bardzo krótką.-...Lauro. Nie wiem co we mnie widziałaś, Lauro.- myślałam, że Berlin pęknie ze szczęścia. Serio, nigdy nie widziałam, żeby typ uśmiechał się tak szeroko na skutek czegoś innego niż wino.

Sama uśmiechnęła się do sobie pod nosem. Jak już ktoś postanawia zdradzać żonę, niech robi to porządnie. Chwilę później zjawiła się Nairobi.

-Berlin, mi amor, telefon do ciebie.- zawołała kpiąco mulatka. Ona i Berlin mieli bardzo dziwną relację. Ten tylko uniósł brwi w górę i wyszedł.

-Zurych, myślisz że to mój koniec?-zapytał mnie ze stołu mężczyzna

-Zamknij się, gnido jedna, bo nie ręczę za siebie.- odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Spojrzał na mnie pytająco na co westchnęłam ciężko.- Jesteś z kobietą, która cie kocha. Musi byś bardzo niesamowita, skoro wzięła ślub z takim idiotą jak ty. Masz trójkę dzieci, jednak dla ciebie to za mało. Musisz mieć jeszcze romans z asystentką. Brawo, Arturito. Mam szczerą nadzieje, że jeśli przeżyjesz wszyscy wypierdolą cię za drzwi.- skończyłam swój wywód i odeszłam od niego.

W tym czasie Nairobi zastąpiła mnie przy przyciskaniu waty do jego rany. Wyszłam z pomieszczenia udając się do salonu. Tam zastałam Berlina, Tokio i Helsinki. Wszyscy byli jacyś nad wymiar zadowoleni.

-A wy co? Macie jakieś wino czy co?- zapytałam, kierując ostatnią część zdania do Hiszpana.

-Nie, wprowadzamy w życie naszego własnego, konia trojańskiego.- odparł dumnie. Otworzyłam szeroko oczy i zaśmiałam się szczerze.- Jak przy tym jesteśmy, idź do naszej blondi i zanieś jej jedzenie i pilnuj by nie odwalała nic z medykami.- kiwnęłam głową

Jesteś strasznie uparta, wiesz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz