Dieciocho

721 41 6
                                    

Mała, blondwłosa dziewczynka biegała po ogrodzie. Po chwili słysząc nawoływanie z domu, szybko wbiegła do kuchni. Poprosiła tatę o wodę, którą wypiła w mgnieniu oka.

-Co będziemy dzisiaj robić, tato?- zapytała wdrapując się ze stołka na blat.

-Ja muszę pójść załatwić parę spraw w bazie, wiec może ty i Stan pójdziecie ze mną?- zaproponował

-Tak!- rozpromieniła się blondwłosa jeszcze bardziej

-To idź się ubierz i zabierz swojego brata.- zaśmiał się mężczyzna. Dziewczynka pobiegła na piętro, a w tym czasie jej ojciec skończył zmywać naczynia.

-Estanislau! Wstawaj!- dziewczynka wpadła do pokoju starszego brata, który wiązał buty.

-Co się dzieje młoda?- zaśmiał się chłopak. Jego blond włosy były zakryte czapką z daszkiem ubraną na bakier.

-Idziemy do bazy!- krzyknęła. Chłopak powiedział, że za chwile zejdzie.

Jasnowłosa weszła do swojego pokoju i rzuciła się na swoje łóżko. Uwielbiała tak spędzać czas, w bazie, z tatą i bratem. Były to jeden z najszczęśliwszych okresów w jej życiu. Nie była świadoma, że za kilka lat wszystko się posypie.

Czułam piekący ból w klatce piersiowej. Na twarzy miałam maskę od inhalatora, a do ciała podłączone kable. Obok mnie ktoś siedział, ale cały czas miałam zamknięte oczy. Próbowałam wziąć wdech, udało mi się, jednak wiązał się z wielkim bólem. Próbowałam coś powiedzieć. Tylko lekko słyszalny szmer wydobył się z moich ust. Osoba obok mnie chyba była bardzo skupiona, ponieważ odrazu się poruszyła. Otworzyłam delikatnie oczy, a jasne światło od razu we mnie uderzyło.

-Zurych? Zu?- głos Denvera był miękki dla moich uszu.

Mimo że byłam zła, chwile przed zemdleniem byłam przerażona, że nigdy go już nie usłyszę. Nie usłyszę jego śmiechu. Nie zobaczę jak stąd wychodzi, cały i zdrowy. Nie wypije z nim szampana na brudnej łodzi. Byłam przerażona do szpiku kości, że umrę. Nigdy się tak nie bałam, a posiadałam spory bagaż doświadczeń.

-Denver, mój boże- mówiłam strasznie wolno i ledwo słyszalnie. Chłopak na dźwięk swojego "imienia" uśmiechnął się szeroko. Oboje puściliśmy kilka łez.- Zaśmiej się, proszę.- brunet bez pytań wykonał moje życzenie, a na moją twarz wpłynął uśmiech. Po tej czynności Denver po prostu położył się na mnie.

-Siedzę tu nieprzerwanie od 12 godzin.- powiedział po dłuższej chwili ciszy.

-Chcesz nagrodę, sukinsynie? To co teraz robimy, jest tylko chwilą słabości po otarciu się o śmierć, nadal jestem wkurzona. Czemu zawsze mi to utrudniasz ratując mi życie debilu, co?- zaśmiałam się. Miałam wrażenie, że mówienie mi zajęło 30 minut.

Po czasie weszli członkowie bandy i zamiast Denvera siedziała przy mnie Nairobi i Berlin. Głownie oni mówili a ja tylko potakiwałam. Zorientowałam się, że chyba będą dzwonić do Profesora.

-Co z bazą?- zapytałam Berlina

-Od 18 godzin nic.-powiedział spokojnie.-...ale mamy jeszcze 6 godzin do skończenia cyklu.- obserwowałam jak mężczyzna wstaje i idzie wykonać telefon.

Nikt się nie zgłasza. Wszyscy mamy ponure miny. Ja nie do końca rozumiem jeszcze wszytko co się działo gdy mnie nie było.

-Spokojnie, idę odpocząć.- zakomunikował Berlin, zabierając, ze sobą wino.

-Teraz idziesz się pieprzyć?- prychnęła Tokio. Po tej miłej pogawędce, kiedy wszyscy myśleli, że to koniec, przemówiłam ja.

-To nic takiego.- spojrzeli na mnie ze zdziwioną miną.- W końcu Denver też to robił. Przynajmniej dwa razy.-powiedziałam i starałam ponieść się na poduszkach.

-Denver, nie.- Nairobi pokręciła głową i pojechała grubo po młodym chłopaku. Nie zostawiła żadnej opinii dla siebie. Po wszystkim brunet siedział skruszony na krześle, unikając spojrzeń innych.

-Przestańcie się gapić!- krzyknął w końcu.- Tak! Jestem samodestrukcyjny! Kiedy rzeczy idą źle, robie coś strasznego. Nie jestem w stanie nad tym zapanować! Wybucham bez powodu, złoszczę się za głupoty! Taki jestem, chuj wam w dupy, a teraz odpierdolcie się!- uniósł się i wyszedł z pokoju. Przez krótką sekundę poczułam się źle z tym, że go tak wkopałam.

Po wszystkich wzlotach i upadkach, cała nasza banda wróciła do obowiązków. Z jednym wyjątkiem, Helsinki został ze mną i Oslo w pomieszczeniu dowodzenia. Zrobił to co musiał przy Oslo, po czym usiadł przy moim łóżku, które pełniła kanapa.

-Czemu powiedziałaś o Denverze?-zapytał mierząc któryś z parametrów. Spojrzałam na niego zdziwiona.

-Byłam zła. Zawiedziona bardziej. Kiedyś, w Toledo, wyznał mi co do mnie czuje, ale mu odmówiłam. Wieczorem, przez przypadek weszłam na niego i Tokio, praktycznie rzucających sobie do gardła, i to nie w złym sensie. Za to kiedy pokłóciliśmy się, po tym jak ty i Narobi zadaliście nam niewygodne pytanie, puknął Monice. I potem zrobił to jeszcze raz.- wytłumaczyłam. Mój głos pracował lepiej, jednak cały czas zmagałam się z trudnością. Serb westchnął głęboko.

-Dobra, teraz to ma sens, ale wiesz ,że on ma teraz mocno przechlapane? I że i tak mu wybaczysz? Kochasz go.- powiedział mnie uśmiechając się.

-Wowow, Panie Casanova, kto tu mówi o kochaniu?- Helsinki spojrzał na mnie z politowaniem.- Ughh, może masz racje? Ale jak mam z nim być, kiedy nie umiemy się nawet porozumieć?- jęknęłam kiedy mężczyzna przemywał ranę, ale również dlatego, że Helsinki miał rację.

-Naprawdę nie żałowałabyś że nigdy nawet nie spróbowaliście?- zdziwił się

-Kiedy umierałam, sekundy mijały coraz wolniej i wolniej, przebiegały mi przez myśl różne rzeczy. Że nigdy was już nie zobaczę, że nie usłyszę jak Denver się śmieje, jak wychodzi stąd cało, jak Berlin tańczy na piekielnej plaży czy Nairobi kupuje całą kolekcje Swarowskiego jako pierwsza na świecie.- zaśmiałam się wyobrażając sobie wszystkie te sytuacje.- Byłam posrana, bo jakbym umarła straciłabym was.- moje oczy zapełniły się łzami, widząc to Serb przytulił mnie, uważając, na kable i inne rurki.

Trwaliśmy tak do kiedy do pomieszczenia nie weszli pozostali członkowie. Rio podłączył telewizor w salonie, zmarszczyłam brwi.

-O! Telewizor, nigdy wcześniej go nie widziałam.- mruknęłam do Denvera a on spojrzał na mnie niezrozumianym wzrokiem. Inni puścili to mimo uszu.

W ekranie pojawiły się, nadawane 24 na dobę, wiadomości o napadzie. Rozpoznałam dom w Toledo a przed nim głowę naszego skoku. Był otoczony policją a obok niego stała inspektor Murillo. Podniosłam się gwałtownie na kanapie, jednak poczułam rękę Nairobi na moim ramieniu i zrezygnowałam z takich szybkich ruchów.

-Co robimy? Oni wchodzą, nie chcą żebyśmy coś wiedzieli!- krzyknęła Tokio. Ludzie westchnęli i spojrzeli po sobie.

-Spokojnie, mamy jeszcze kilka godzin, jak nie aktywujemy plan Czarnobyl.- otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Berlina.

-Berlin...nie.- powiedziałam do mężczyzny.- Mamy czas, nie jesteśmy w krytycznej sytuacji.- wydukałam swoim półgłosem.

-Też tak uważam, dlatego nic się nie zmienia, pracujemy dalej.- ogłosił do wszystkich osób.

Jednak Tokio oczywiście się nie zgodziła, wywołała głosowanie, Berlin się wkurzył. Powymachiwał pistoletem, miał satysfakcję z przegranej młodej kobiety. Wychodząc z pomieszczenia dał mi buziaka w czoło na co fuknęłam na niego. Zaśmiałam się chwilę potem a mężczyzna zrobił to ze mną.

---------------------

Witajcie!
Żeby wynagrodzić wam mój nadchodzący 2-tygodniowy wyjazd, przez najbliższe trzy dni, wliczając dzisiaj, wrzucę trzy rozdziały.

Studentka bez domu.

Jesteś strasznie uparta, wiesz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz