Fin d'existence

270 20 18
                                    

Puste spojrzenie, blada skóra, zanik mięśni, brak jakiegokolwiek apetytu czy pragnienia czegokolwiek, osłabienie i zmęczenie, omdlenia i dezorientacja- tak teraz wyglądał mój Hiroto. 

Lekarz mówił, że może się tak zachowywać przed śmiercią, ale nie przypuszczałem, że to tak będzie wyglądać.

Płakałem, gdy widziałem, jak się męczy, jak czasem gwałtownie siada na podłodze, bo nie ma siły iść, jak nie może złapać oddechu, nawet gdy siedzi. Nie mógł spać nawet po silnych lekach, budził się z krzykiem lub spał nawet 16 godzin. Nie mogłem patrzeć już na jego stan, to mnie doszczętnie wyniszczało.

Teraz rozumiałem tych wszystkich ludzi mówiących, że największy ból należy do osób, które są przy chorej osobie.

Teraz znałem ten ból.

Zdarzało się, że był w stanie biegać, a po chwili opadał na kolana i nie mógł oddychać, a serce łomotało mu tak, że myślałem, że zaraz eksploduje. 

Mój stan nie był lepszy, upadałem psychicznie, płakałem całe noce, bałem się jego straty, byłem przerażony.

A przed nim udawałem, że jest okej.

Często budził się w środku nocy i coś bełkotał, pourywane słowa, czasem nawet nie w naszym języku. Chwytałem go wtedy za lodowatą dłoń i próbowałem porozmawiać, ale on jakby mnie nie rozumiał, jakby mnie nie słyszał, tak jakby mnie nie było.

Często sapał, bo nie mógł zaczerpnąć już więcej powietrza. Jego skostniałe ciało powoli zaczynało męczyć się nawet przy najmniejszych czynnościach. Czasem w połowie schodzenia po schodach musiał się zatrzymać, bo nie mógł iść dalej. Dlatego spaliśmy na dole, zajmowałem się nim, a o gotowaniu Hiroto nie mógł już nawet marzyć, teraz to była moja działka.

Wiedziałem, że on nie wie, że odchodzi, że powoli jest już gdzieś indziej. Płakałem, gdy widziałem jego stan, jego bezradność. Kiedyś umięśniony i dobrze rozbudowany, a teraz- wrak. Był tak wychudły, że mogłem go choćby z łatwością podnieść. Mięśnie mu wiotczały, skóry było coraz mniej, a kości mocno odznaczały się w większości miejsc na ciele. Nawet ja tak nie wyglądałem, gdy wyszedłem z więzienia.

Nie tak fatalnie.

Wystarczyło tylko szturchnięcie, a jego ciało pokrywało się siniakami. Oczy miał podkrążone, przekrwione i opuchnięte, bez braku życia, niegdyś radosne, teraz- martwe. Włosy mu wylatywały, masowo. Nie było tego widać na jego głowie, ale na poduszkach czy kocach- już tak. Jebana chemia.

Patrzyłem, jak grzebie w talerzu i niechętnie wpakowuje sobie łyżkę z zupą do buzi. Wiem przecież doskonale, że zaraz pójdzie ją zwymiotować. Jadł trochę, żeby mnie jakoś pocieszyć, ale potem wszystko wypluwał. Wystarczyło, że się odwróciłem, a on od razu wypluwał wszystko w chusteczkę i chował do kieszeni, wiedziałem o tym dobrze.

-Wiem, że nie chcesz jeść. Nie musisz się zmuszać- powiedziałem, siadając naprzeciwko niego i uśmiechając się nieszczerze. 

Chciałem płakać, krzyczeć i błagać o chociaż jeden dzień, żeby było tak jak kiedyś, ale było za późno.

-To jedzenie nie ma smaku, żadne zresztą nie ma- mruknął Hiroto odsuwając lekko talerz. Podniosłem naczynie i wylewając jego zawartość do zlewu, wziąłem się za zmywanie. Czułem, jak pojedyncza łza spływa mi po policzku, znowu.

Nalałem mu szklankę wody, nie upił dużo, prawie wcale. Pił tyle, że prawdopodobnie był mocno odwodniony, ale nie chciał też dać podpiąć się pod żadną kroplówkę czy spróbować jakichś leków na apetyt. Widziałem, jak cierpi, jak nie może znieść tego, co się z nim dzieje, jak to go wyniszcza, przygniata i powoli uśmierca.

Zakochany i Bestia    YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz