Część 49

182 11 1
                                    

POV Lily
Po powrocie do Hogwartu. Okazało się że rozpocznie się on meczem Qwiditha na upamiętnienie śmierci dotychczsowego komentatora. Teraz jego miejsce miały zająć  Siostry Jensen. Zoe i Sky.  Zoe była spokojna i sumienna miała piękne brązowe włosy które sięgały ja do ramion. A Sky nie tylko wyróżniała się białymi długimi włosami które w tamtym roku pofarbowała na niebiesko ale też sposobem bycia była raczej szalona i niezrównoważona. Zajełam swoje miejsce z Luną i Remusem i zaczął się mecz dziewczyny kometowały to sprawnie i bez opuźnienia. James jak złapał znicz całkiem mnie zaskoczył, przyleciał i pocałował mnie. Wszyscy bili brawo poza ślizgonami oczywiście. Nawet nauczyciele a szczególnie McGonagal i Dumbeldor. Po tym jak mecz się skończył poszliśmy na boisko spotkać się z Jamesem I Syriuszem. Gdy ich spotkaliśmy siedzieli cicho i pokazywali żebyśmy też usiadły.

- Miotła- powiedziała Sky

- A może proszę.

- To moja miotła

- A weź... - Sky w tym momęcie wzięła miotłe i na nią usiadła- powiedz mi czemu nie chcesz by w drużynie... Znasz tą grę jak mało kto...

- Po prostu i tak ludzie mają mnie za nie zrównoważoną osobę, więc nie... nie chce psuć wam reputację...

- Ja cię nie mam za niezrównoważoną- odezwała się Zoe

- Ty jesteś moją siostrą nie liczysz się. Dobra lecę

- Gdzie?

-Do miodowego królestwa... Chcecie coś.

- Nie

- Nie

Sky poleciła w stronę Hogsmade

- Jesteś jej chłopakiem. Czemu jej nie przekonasz?

- A ty jej siostrą... Poza tym jak tylko o tym mówię to ma takie same argumenty...

- A mówiłaś coś o ojcu... NIE! trzeba tego spróbować...

- Czyli tak... No idź się zgłoś bo ojciec tak chciał... Ja bym nawet w to nie uwieżył...- po chwili przyleciała Sky

- Ja pierdziele zamknęli mi przed nosem...- powiezła Sky- O czym gadacie?

- O tym że powinnaś się zgłośić ojciec by tak chciał...

- Ojciec by chciał też być tu przy nas...

- A ta znów o tym... Co to twoja wina? Umarł przez Voldemorta nie pierwszy i nie ostatni... - powiedział chłopak

- Dobra chodź bo jak się spuźnimy to będzie źle...

- To ty masz problem mnie Filth się boi i niech tak zostanie...

- A może mi pomożecie...- powiedział Marcus

- N I E -POWIEDZAŁY DZIEWCZYNY
Cała sytuacja z boku wyglądała podejrzanie a szczególnie miny Syriusza i Jamesa którzy przyglądali się rozmowie.

- No nie wierzę, że nie chce być w drużynie- powiedział Syriusz

-A może ją jakoś przekonamy?-zaproponowała Luna

-Możemy jej powiedzieć, że może być w drużynie tymczasowo a jak stwierdzi, że to nie dla niej to będzie mogła zrezygnować- powiedział James.

- To niezły pomysł. Mogę z nią pogadać- odezwał się łapa.

- No to załatwione- powiedział James- Idziemy na błonia?- zapytał.

- Pewnie- odpowiedziałam razem z Luną.
Gdy byliśmy na błoniu przyłączył się do nas Luniek.

- Hej wszystkim!

-Cześć- odpowiedzieliśmy chórem.

-Lily możemy porozmawiać na osobności?
-Pewnie- odpowiedziałam.

- Lunatyku tylko szybko mi ją oddaj. Zrozumiano?- zapytał James.

-Zrozumiane szefie!- odpowiedział Remus z uśmiechem.

Pocałowałam Jamesa w policzek i poszłam za Luńkiem.

-Lily masz już pomysł jak znaleźć siostry?
-Jeszcze nie... A ty coś  masz?

-Powiedzmy. Znalazłem pewne zaklęcie dzięki któremu możemy wyczarować drzewo genealogiczne twojej rodziny. Tylko trzeba mieć dużo energii i umiejętności bo można ucierpieć na zdrowiu- powiedział- ale jeśli zrobimy to razem to nie powinno nam się nic stać.

-Możemy zaryzykować... Przyjdź dziś wieczorem do mojego dormitorium.

-Ok. Tylko myślę, że musisz porozmawiać o tym ze wszystkimi- powiedział patrząc na naszych przyjaciół siedzących pod drzewem.

-Masz rację.

Podeszłam do nich i wszystko im powiedziałam co chcę zrobić i jakie jest ryzyko. James nie był zbyt zadowolony z tego, że może mi się coś stać, ale zgodził się pod warunkiem, że nam pomoże. Zgodziłam się.

Jily/ Historia jak z bajki, ale czy na pewno?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz