- Alex! - zawołał młodszy, gdy tylko chłopak przekroczył próg sali szpitalnej.
- Cześć dzieciaku - parsknął śmiechem, a Russell skrzywił się niezadowolony.
Chwilę później, Albon przysunął krzesełko i dyskretnie musnął wargi Brytyjczyka. Ten zawiesił mu ręce na szyi, wtulając się w jego klatkę.
- Jak się czujesz? - spytał cicho Taj, gdy młodszy odsunął się od niego.
- Lepiej już - zapewnił. - Zaczynam nawet chodzić! - pochwalił się, obdarzając Alexandra jednym z najpiękniejszych uśmiechów, na jakie było go w tej chwili stać.
- To świetnie - odwzajemnił uśmiech ciemnooki. - Cieszę się, kochanie.
George opadł z powrotem na łóżko, wtulając twarz w białą pierzynę. Albon chwycił jego wychudzoną dłoń, gładząc kciukiem jej wierzch.
- Nie jesz, George - westchnął głośno. - Znowu schudłeś. Jak tak dalej pójdzie, to popadniesz w jakąś anoreksję i nie wrócisz do ścigania. Wtedy będziesz z siebie zadowolony? - spytał nieco ostrzejszym tonem, niż zamierzał.
- To nie moja wina, te szpitalne jedzenie jest niedooooobre - przeciągnął niezadowolony. - Ty nic nie rozumiesz!
- Przepraszam - mruknął. - Martwię się... Wiesz, że cię kocham. Tak? - spojrzał w jego niebieskie tęczówki, mimowolnie unosząc kąciki ust. Russell pokiwał głową, ściskając jego dłoń. - Martwię się. Chcę, żebyś był szczęśliwy.
- Jaka jest według ciebie definicja szczęścia? - spytał po chwili młodszy, unosząc się na łokciu.
- Leż - Alex delikatnie pchnął go na łóżko. - Definicja szczęścia? Hm... - zawahał się. - Szczęście to słońce, ale i czasem deszcz. To, że jesteśmy, żyjemy, rozmawiamy właśnie, to też szczęście. Szczęściem jest to, że ja i moi bliscy są zdrowi, a ty wracasz do pełni sił. Że w ogóle przeżyłeś ten wypadek. Jesteś przytomny. Mówisz, oddychasz, poruszasz się, jesteś świadomy. To, że mogę się ścigać, że dotarłem do Formuły 1, że znalazłem miłość... Że wstaję rano i mam jakiś cel, mam co ze sobą zrobić, nie jestem bezużyteczny. To jest szczęście - zakończył i odgarnął grzywkę z czoła chłopaka, odsłaniając gojące się rany. - A twoja definicja? - posłał mu szeroki uśmiech. George z niemałym wysiłkiem przeniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał w ciemne, lśniące oczy chłopaka. Przygryzł lekko dolną wargę i z powagą odparł:
- Ty.
*
Miało nie być przesłodzone, wybaczcie.
Dla kakaukozeszwabii nie zabij mnie za ten cukier i tandetę, kocham Cięprevcelek dziękuję za sprawdzenie i nie płacz kasztanie jeju hahah