Blondyn wyciągnął z kieszeni maleńki kluczyk.
Jego długość można było porównać do jednej trzeciej małego palca u dłoni Niemca.
Z tegoż powodu kluczyk poraz kolejny wypadł mu z ręki.Niebieskooki zaklął pod nosem, schylając się po miedziany przyrząd.
W końcu udało mu się otworzyć drewniane drzwi.
Szybko zniknął za ich progiem, przekluczając je za sobą.
Nigdy nie mógł pojąć, po co ta cała szopka.
Jakby nie mógł po prostu otworzyć drzwi, wejść, posiedzieć, wyjść, zamknąć za sobą.
Bez żadnego kluczyka, bez tych wszystkich ceregieli.Mimo to uwielbiał ten pokoik.
Zajął miejsce w swoim ulubionym fotelu bujanym.
Ściany w pokoju były w odcieniu łagodnej lawendy, co w pewnym sensie go cieszyło.
Nie był szary, biały czy jakiś inny, nudny i oklepany.Wszystko inne było białe - mały stoliczek kawowy, filiżanka z wodą, firanki, kołdra, poduszki, jego bujany fotel, koc, którym się okrywał, laptop, puszysty dywan.
A! I jeszcze jasne, drewniane panele, lecz Mick sam do końca nie potrafił określić ich koloru.
Ni to biały, ni to szary, no ale beżowy też nie do końca...Podniósł się na moment, by odkręcić kaloryfer, po czym wrócił na swoje miejsce.
— Tatusiu... — wydusił z siebie jedynie, łapiąc mężczyznę za dłoń.
Sam zmarszczył zdziwiony brwi, gdy usłyszał, jak bardzo drżący jest jego głos.
W końcu niedługo siódma rocznica wypadku...
Kciukiem gładził wierzch ręki ojca, ocierając łzy.
Naga klatka Michaela unosiła się spokojnie, miarowo.
Z czasem i Mick podłapał rytm jego oddechu, dostosowując się do niego.Wplótł palce w dość rzadkie, lekko posiwiałe włosy ojca.
Przejechał dłonią w dół, po jego policzku.
Z policzka przesunął ją na szyję, a potem na ramię.
Drugą dłoń ułożył na drugim ramieniu taty i mocno go uścisnął, roniąc kilka nowych łez wprost na jego nagi tors.Miał ochotę zerwać te wszystkie dziwne kabelki, które przylegały do ciała jego rodzica.
Założyć mu koszulkę, jeansy i zabrać go na lody. Jak dawniej.Usłyszał, jak ojciec łapczywie wciąga powietrze.
— Tato! — z radością odsunął się od mężczyzny, uprzednio składając pocałunek na jego czole. — To ja, Mick! Pamiętasz jeszcze?..
Michael wywrócił oczyma.
Oczywiście, że pamiętał.
Ba, wiedział już nawet o kontrakcie syna z Haasem i tytule mistrza formuły drugiej.
No ale przecież mu nie powie...
— Pić? — spytał go syn.
Odwrócił wzrok, co w ich własnym, ustalonym kodzie oznaczało "tak."
W końcu musieli się jakoś porozumieć!
Młodszy sięgnął po filiżankę i łyżeczkę.
Powoli nabierał wody na czubatkę i podawał ojcu.I choć minęło grubo ponad pół godziny, nim opróżnili filiżankę, Mickowi ani na chwilę uśmiech nie zszedł z twarzy.
— Pewnie już o wszystkim wiesz, co? — zagadnął, ukazując białe zęby.
Michael znów odwrócił wzrok w stronę okna.
Wysilił się jak tylko mógł, ale po chwili udało mu się nawet minimalnie uśmiechnąć do syna.Niebieskooki oparł głowę na klatce taty.
Nie było mu zbyt wygodnie, lecz nawet nie zwrócił na to uwagi.Słyszał bicie serca jego ojca, czuł jego oddech.
On wciąż walczył.
— Ich liebe dich, Papa — szepnął, zamykając przemęczone oczęta.
Niedługo później obaj odpłynęli w ramiona Morfeusza.
Z tym, że obudził się tylko jeden...
***
hejka ja żyję takOgólnie stan Michaela nie jest znany, a to, co w shocie, to tylko mój wymysł literacki.
Nie mam pojęcia, czy on mówi.Mam nadzieję, że się podobało.
Opinie mile widziane, w końcu piszę dla Was.