ᵈʳᵘᵍˢ|ˡˑᶰᵒʳʳᶤˢ × ᶜˑˢᵃᶤᶰᶻ

856 39 36
                                    

Hiszpan usiadł na blacie, opierając się o ścianę. Westchnął cicho. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił Lando, jednak chciał usłyszeć to z jego ust.

- C-Carlos... - wydukał nieśmiało młodszy.

W jego niebieskich oczach lśniły łzy, które bezwstydnie torowały sobie drogę po jego opalonych policzkach i zgrabnym nosku. Przykucnąwszy na ziemi skulił się, przez co różnica postur między mim a Sainzem o wiele bardziej rzucała się w oczy. Niesforne kosmyki jego ciemnych loczków wypływały ochoczo spod kaptura wprost na jego czoło. Wyglądał tak uroczo i niewinnie, że starszy czuł potrzebę podejście do niego. Chciał go przytulić, jak to miał w zwyczaju. Zetrzeć mu łzy i zapewnić, że wszystko się ułoży.

Jednak tego nie zrobił. Z bólem serca siedział na blacie, nerwowo uderzając opuszkami palców o swoje udo.

- P-popełniłem błąd... - kontynuował Brytyjczyk, pociągając nosem.

Wbił wzrok w podłogę, podciągając kolana pod brodę. Przełknął głośno ślinę i zaniósł się szlochem.

Carlos, przeklinając w myślach swoje miękkie serce, z gracją zsunął się ze stołu i powoli zbliżył się do chłopaka. Uniósł jego podbródek i otaksował go wzrokiem.

-To m-miał być raz... - krztusił się własnymi łzami, uparcie wbijając wzrok w podłogę.

- Lando - zaczął spokojnie Latynos.

Nigdy nie krzyczał na ukochanego, nie unosił głosu. Za Chiny ludowe nie podniósłby na niego ręki.

Drugą dłonią sięgnął do buta młodszego, drżącymi palcami rozwiązując jego sznurówkę.

-Z-zostaw! - bąknął niezadowolony, szarpiąc się z partnerem.

Ten jednak dominował siłą nad szatynem, bez wahania pozbawiając go obuwia i skarpetki.

- Puść mnie! - usiłował się wyrwać.

- Nie mam zamiaru - odparł niewzruszony.

Na stopie Brytyjczyka wyraźnie odznaczały się sine ślady po ukłuciach. Wielu.

- Jeden raz? -spytał ironicznie, wywracając oczyma.

- T- to uzależnia! - bronił się.

- Po jednym razie się nie uzależnił - słusznie stwierdził.

Lando zagryzł wargę. Doskonale wiedział, że Sainz ma rację. Na jego twarz wpłynął krwistoczerwony rumieniec, który próbował ukryć w dłoniach.

- Powiedz mi... Warto było? - indagował młodzieńca.

Ten w końcu odważył się unieść spojrzenie na starszego. Szybko jednak pożałował tej decyzji, widząc w jego oczach najgorsze, co mogłoby być. Nie było złości. Nie było irytacji. Był za to ból i ogromny zawód. Zawiódł go. Zawiódł swojego chłopaka. Zawiódł miłość swojego życia.

- N-nie - westchnął. - Nie chcę już tego...

W końcu Carlos wyciągnął dłoń ku jego drobnej twarzy, by zetrzeć z niej małe wodospady łez. Korzystając z okazji, dwudziestolatek wtulił policzek w jego śródręcze, starając się unormować oddech.

-Już dobrze - odchrząknął ciemnooki. - Pomogę ci. Wyjdziesz z tego, dzieciaku...

- Dziękuję - rozpromienił się nieco Brytyjczyk, przysuwając się do Latynosa.

Delikatnie wpił swoje spierzchnięte wargi w jego miękkie, malinowe usta. Ku jego zdziwieniu, pocałunek nie doczekał się odwzajemnienia. Odsunąwszy się więc od chłopaka, posłał mu niezrozumiałe spojrzenie.

- Pomogę ci, ale to nie znaczy, że ci wybaczyłem.

*
Wybacz Lando, kocham cię:(

Dziękuję kakaukozeszwabii za wybranie mi shipu i prevcelek za sprawdzenie mi shocika, kocham Was bardzo:( ❤

one shots | formulaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz