Zniszczyłeś mnie.
Mokre kosmyki opadają mi na twarz, a przemoczona koszulka opina tors, nieprzyjemnie przypierając do mojego ciała.
Po twarzy spływają mi łzy, lecz nikt ich nie widzi, zlewają się z kroplami deszczu.
A może widzą?
Po prostu ich to nie obchodzi?
Szklane jezioro, oprawione w drewno, znów pokazało mi to samo...
Nie chcę już, wiesz?
Opadam na ziemię, a po moim kolanie płynie krew.
Chciałbym ci to pokazać...
Jesteś jak pasożyt.
Wybrałeś mnie na swoją ofiarę i powoli, powolutku wyniszczasz.
Pilnujesz jedynie, bym nie umarł.
Bo jak umrę ja, umrzesz i ty.
Jesteś niczym zombie, niszczysz mój umysł.
Przejmujesz go powoli, kawałek po kawałeczku.
Jesteś jak wampir, żywisz się moją krwią.
I powoli przemieniasz mnie w siebie.
Z tym, że wampir musi ugryźć, by kogoś zarazić.
A ty?
Wystarczy, że dotkniesz.
Niby rekin, przybiegasz do mnie, zwabiony moimi ranami.
Jestem słaby, tak bardzo słaby...
Nie mogę nawet podnieść wzroku.
Kucasz tuż przy mnie, unosisz mój podbródek.
A gdy każę ci puścić, jedynie się śmiejesz.
Tak mocno ściskasz zranione kolano, brodząc palcami w oceanie krwi.
Plecami uderzam o twardą ziemię.
Zamykam oczy.
Nie czuję już bólu, wiesz?
Przepraszam, że cię zawiodłem...
Wiem, że chciałbyś, żebym cierpiał.
"Kocham cię, Nicholas..."
***
Ja nie wiem skąd mi się to wzięło serio