Życie Percy'ego było już dostatecznie poplątane. A ta misja była najdziwniejszą misją, jaką otrzymał od bogów. Chyba...
No i w dodatku brak Ann go przytłaczał. Ona napewno wiedziała by co robić. A on nie wiedział co ma robić.
Wiedział jedno – musieli odnaleźć półboga w tej magicznej szkole. Albo półboginię. Nie dyksryminujmy płci pięknej.
– Hej, Hazel! – zawołał widząc ją u wyjścia z Pokoju Wspólnego.
– Tak? – odwróciła się i spojrzała na Percy'ego.
– Gdzie idziesz? – spytał. – Nie coś, że ci zakazuje, ale skończyliśmy już lekcje na dziś. Ale jeśli to nie jest nic związanego z bogami, potworami, misjami i czerwonymi ciasteczkami to w to wchodzę.
Hazel w odpowiedzi zmarszczyła brwi.
– Nic nie poradzę na to, że czerwone są ble. Najlepsze to te niebieski, każdy to wie. Ale czerwone... brrr, nie chce nawet myśleć o ich ochydnym smaku.
– Postanowiłam, że zapiszę się na lekcje z numerologii. W końcu, jak mamy znależć tego... kogoś – Hazel ściszyła głos rozglądając się po zatłoczonym pokoju. – To chyba musimy szukać wszędzie, co nie?
– Słusznie – stwierdził Percy. – Ale kolejne lekcje? Sorry, ale ja się na to nie piszę – powiedział unosząc ręce w pół obronnym geście. – Annie by tak zrobiła...
Hazel poklepała go w celu dodania mu otuchy. Ona też niemiłosiernie tęskniła za Frankiem. Wiedziała, co przechodzi Percy. Mniej więcej, bo ona jednak nie musiała przebywać wraz z Frankiem w Tartarze. Dzięki bogom.
Hazel przeszła przez dziurę po portrecie schylając się i mocniej ściskając swój pasek od torby z książkami. Parę razy pytała o drogę do klasy od numerologii starając się uważać, by nie natknąć się na jakiegoś ślizgona. Ona, jak zauważyła, nie za bardzo lubili się z gryfonami.
W końcu udało jej się dojść na miejsce. Na miejscu było nie tak wielu uczniów, jak się spodziewała. W większości byli to krukoni, aczkolwiek zauważyła także puchonów, paru gryfonów, a nawet jedną ślizgonkę. Szok.
– Um, hej – zagadała do jakiejś dziewczyny z burzą orzechowych włosów. Wypada nawiązać nowe znajomości, można się dowiedzieć czegoś ciekawego, prawda? Poza tym, kojarzyła ją. Siedziała obok niej przy stole Gryffindoru i chyba była przyjaciólką tej Valentin.
– Cześć – odparła podnosząc wzrok znad podręcznika. – Jestem Hermiona.
– Hazel – podała jej rekę i ją uścisnęła. – To moja pierwsza lekcja numerologii. Jaki jest nauczyciel?
– Profesor Vector jest wymagająca, ale całkiem miła. Zwykle zadaje sporo pracy domowej, ale nie jest jakoś specjalnie długa czy trudna.
Nagle rozległ się stukot czyjejś laski. Dziewczyny wzdrygnęły się. Powoli się odwróciły, a ręką Levesque odruchowo powędrowała do sztyletu schowanego pod szatą.
Przezorny zawsze ubezpieczony.
Ten głos. Była pewna, że skądś do zna. Był taki szorstki, nieprzyjemny dla ucha, ale jednak kobiecy.
– Kim pani jest? – zapytała marsząc nos Hermiona. Hazel przemknęło przez głowę, że był to gest nawet uroczy i po tej myśli poczuła się bardzo dziwnie. – I gdzie profesor Septima?
– Dumbledore was nie powiadomił? – spytała ta przerażająca kobieta. Była niska, nawet niższa od Hazel i miała lekkiego garba. Jej brodawka na nosie zdawała się niepokojąco poruszać. Ale najgorsze były te oczy. Te żółte, krwiożercze i przywodzące na myśl wilcze oczy. Cóż, całość dawała upiorny efekt, a dodatkowo miała na sobie całą czarną szatę ze spiczastym kapturem. Hazel spokojnie mogła twierdzić, że mogła dubbingować Złą Królową po metemorfozie ze Śnieżki. – Profesor Vector zaginęła. Tymczasowo jestem w zastępstwie.
Hermiona zakryła usta dłonią i wydała zduszony okrzyk.
A Hazel tylko stała i patrzyła się na nową nauczycielkę.
Coś jej w niej nie pasowało.
heeeelo everybody! odżyłam na tym fanfiku. i wiecie, co dodało mi weny? to, jak wracałam z deskorolką i zaczeło lać, a ja biegłam do domu z deską nad głową, żebym się bardzo nie zmoczyła. i nagle poczułam taki przypływ weny. po prostu, ot tak se. ale wena chyba już tak ma.
mam nadzieję, że nie wyszło jakoś fatalnie.
CZYTASZ
DON'T FORGET ABOUT YOUR OLD FRIEND. . . leo valdez (zawieszone?)
Fanfiction❝ valdez, przysięgam na wszystkich bogów, że zaraz cię zabiję ❞ życie valentin jones i leo valeza było dziwne. jedno było pewne - że przez ten czas rozłąki nie zapomnieli. bo nie zapomina się. nie zapomina się o swoim dawnym przyjacielu. czyli troc...