Valdez nie do końca rejestrował to, co właśnie się zdarzyło. Dostał misję. Spoko. Wylądował w jakiejś chorej szkole magii. Na luzie. Spotkał Valentin. NO TO JUŻ CHYBA PRZESADA.
Tak szczerze nie wiedząc, co właśnie się dzieje, siedział w czymś, co nazywało się dormu... darmito... uch, no po prostu coś w ten deseń, szczerząc się jak głupi. Lekcje zaczynał dopiero od poniedziałku, a do niego zostały mu jeszcze trzy dni. Nie trafił do dormitorium z Percy'm, ale był z Ronem Weasley'em, Harry'm Potterem, Seamus'em Finninganem i Dean'em Thomasem. Percy trafił do pokoju z jakimiś nieznanymi mu grafinami, czy jak im tam było, ale w chwili obecnej siedział na łóżku obok niego. Dermitirum było puste, ponieważ pozostali jego współlokatorzy mieli lekcje. Siedzieli w milczeniu sami pochłonięci własnymi myślami.
***
Gdyby ktoś jeszcze godzinę temu powiedział Valentin, że spotka Leona Valdeza w Hogwarcie, to by go wysłała do pani Pomfrey z zaburzeniami normalności.
Taaa... zaburzenia normalności... pasowałoby idealnie.
– Val, skup się – powiedziała Hermiona, gdy któryś już raz blondynka trąciła kociołek.
– Sorry – rzuciła szybko Jones i wstała – Przyniosę jeszcze sproszkowanego rogu.
Po chwili wróciła nie ze sproszkowanym rogiem jednorożca, a z posiekanym żukiem, którego przez roztargnienie wrzuciła do kociołka. Wywar zmienił kolor ze słodko fioletowego na wściekle czerwony, przez co Granger aż rozdziawiła buzię ze zdziwienia, ponieważ tak właśnie miał wyglądać końcowy kolor antidotum.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, do jej stanowiska podszedł Snape i powiedział coś, co zszokowałoby samą McGonagall.
– Gratulacje, Jones, dobrze uważone antidotum.
Harry aż spadł krzesła gdy usłyszał te słowa.
***
Valentin leżała bez celu rozciągnięta na łóżku w dormitorium uśmiechając się do sufitu. Dzisiejszy dzień według niej byłby jednym z najlepszym, gdyby nie pełnia za cztery dni. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że już jutro Leo może całkowicie zmienić o niej zdanie. Zawsze przed tym dniem chodziła cała zdenerwowana i naburmuszona, nic jej nie wychodziło i z praktycznie nikim nie rozmawiała. No, może oprócz Hermiony, bo nawet na chłopaków się wtedy wkurzała.
Nikt nie wiedział, czemu tak się zachowuje prócz dyrektora, profesor McGonagall, Snape'a i Granger. Początkowo miało wiedzieć tylko grono pedagogicznie, jednak jak wiadomo, Hermiona była zbyt inteligentna.
Jones przewróciła się na drugi bok z sekundy na sekundę przestając się szczerzyć. Okropnie jej się nie chciało cokolwiek robić, ale zwlokła się z wygodnego posłania i mimo wcześniejszych postanowień zachowania dystansu międzu nią a Valdezem, wyruszyła na poszukiwanie jego dormitorium.
Wbrew pozorom, wcale łatwo nie było i musiała się nieźle naszukać zważywszy na to, że nie wiedziała nawet na jaki rok chodzi. Kiedy okazało się, że ma pokój z Harry'm i Ronem miała ogromną chęć przybić sobie piątkę. Z twarzą. Z plaskacza.
– Cześć – powiedziała wchodząc do pomieszczenia. W dormitorium jak zwykle było pełne ubrań walających się po podłodze i leżących wszędzie książek. W pewnym sensie odetchnęła z ulgą gdy okazało się, że Leona jednak w niej nie ma, a z drugiej lekki zawód i na los, i na samą siebie. Od kiedy to gryfonka boi się zwykłej rozmowy?
– Hej – odpowiedział Potter. – Co ty taka przumulona?
– Emmm... – Valentin przeszukiwała odmęty swoich szarych komórek w celu wyszukania jakiejś wiarygodnej wymówki. – Yyyyy... no wiesz... okres – palnęła czując w kolanach swoją głupotę. Starość nie radość.
– A, tak, jasne – odparł zawstydzony Harry. – Mogłabyś pomóc mi z esejem na transmutację?
– Pewnie – rzuciła blondynka siadając koło chłopaka.
***
Annabeth siedziała zdenerwowana w domku Ateny nerwowo przeglądając wszystkie papiery, które leżały na jej łóżku. Wizyta u Chejrona wcale w niczym nie pomogła, bo centaur powiedział, że bogowie zakazali mu mówić cokolwiek na ten temat. Obok niej siedziała Gloria Fleamont – jej siostra, która w obozie była zaledwie dwa miesiące. Była bardzo ładną dziewczyną biorąc pod uwagę jej delikatne rysy twarzy, drobny nosek i posturę oraz duże, szare oczy, takie same, jak te Chase.
Druga córka Ateny z roztargnieniem wpatrywała się w swoje własne notatki na temat zaginięcia przyjaciół jej siostry. Gloria była osobą bardzo wrażliwą i troskliwą, a to nie pozwalało jej na przejście obok Annabeth obojętnie. Wiedziała, że blondynka bardzo przeżywa stratę swojego chłopaka, mimo, że tego nie pokazywała.
Annabeth nie pozwoli, by Percy ponownie zaginął na długo, tego Fleamont była pewna.
***
Jason siedział na byłym łóżku swojej siostry w domku numer jeden. Patrzył w zamyśleniu za posąg Zeusa nawet nie zauważając, jak bardzo zmiętolił już swoją pościel skubając ją palcami.
Frank niepewnie zapukał do drzwi byłego pretora i w milczeniu usiadł koło niego. Teraz oboje wpartywali się smętnie w statuę boga piorunów jakby licząc, że się nagle ożywi i poda im odpowiedź wprost na talerzu.
– Jak tam, Frank? – spytał Grace nie odrywając wzroku od Zeusa.
– Bywało lepiej – rzucił Frank i oparł się z tyłu na rękach, tym samym odchylając nieco głowę. – A u ciebie?
– Nawet dobrze... uch, męczy mnie takie udawanie – Jason w końcu spojrzał na swojego rozmówcę. – Nic nie jest okej. Piper, Percy, Hazel, Nico i Leo zaginęli bez śladu, a ja mam mówić, że jest dobrze – wkurzył się blondyn i kopnął leżącą na podłodze koszulkę. – Idę pomóc Annabeth.
– Też pójdę, przynajmniej tam może się do czegoś przydam.
Troszku krótko, bo tylko 871 słów, ale uważam, że rozdział wyszedł mi naprawdę dobrze.
Jak się czujecie? Ja w domu już świruję tak bardzo, że w końcu napisałam rozdział i wena przyszła w odwiedziny, także może dzisiaj bądź jutro jeszcze coś wleci.
Dziękuję samowystarczalnosc i sisternico
Jesteście wspaniałe, motywujecie mnie do pisania następnych rozdziałów 💖
Obowiązkowo wbijać do tych pań!
CZYTASZ
DON'T FORGET ABOUT YOUR OLD FRIEND. . . leo valdez (zawieszone?)
Fiksi Penggemar❝ valdez, przysięgam na wszystkich bogów, że zaraz cię zabiję ❞ życie valentin jones i leo valeza było dziwne. jedno było pewne - że przez ten czas rozłąki nie zapomnieli. bo nie zapomina się. nie zapomina się o swoim dawnym przyjacielu. czyli troc...