Valentin powoli schodziła w dół tunelu. Pani Pomfrey została przy wejściu i miała wrażenie, że jeszcze coś mamrotała. Podparła się o wilgotną ścianę i czuła się, jakby za chwilę miała zemdleć. Ostatkiem sił walcząc z pląsającymi wnętrznościami dotarła do końca drogi – małego pomieszczenia z łóżkiem. Zmęczona tą z pozoru krótką wędrówką usiadła na materacu pokrytym warstwą kurzu. Czuła, że to będzie już za chwilę.
I wtedy się zaczęło. Nie była wcale początkującą, ale i tak za każdym razem bolało niemiłosiernie. Wręcz poczuła strzyknięcie w kręgosłupie – kości powoli zaczęły jej się wydłużać i rosnąć tak mocno, że aż zawyła z bólu. Z jej skóry nieprzyjemnie się z niej wybijając wyrosła sierść – szara, sztywna i stalowa. Poczuła, jakby ktoś wbił jej tysiąc cienkich szpileczek w oczy i wstrzyknął do nich jakiś piekący płyn, który zmienił pigment jej tęczówek. Wcześniej niebieskie i zielone, a teraz przerażająco żółte.
Małą przestrzeń znów przeszył jej okrzyk cierpienia. Kończyny dalej się rozrastały, a mięśnie rozdzierały i boleśnie przenosiły się na inne miejsce. Jej serce na chwilę stanęło oznajmiając, że już za moment straci nad sobą kontrolę. Czemu za każdym razem tak bardzo bolało?
━━✧ ೃ༄*ੈ✩━━
Leo zmartwiony nieobecnością przyjaciółki na śniadaniu wrócił do pokoju. Rzucił się na łóżko i zaczął wysłuchiwać Rona i Dean'a, którzy dyskutowali właśnie o jednym zadań z zaklęć. Dla niego była to po prostu czarna magia – zabawne zważając na to, że właśnie znajduje się w szkole magii...
Wtem niezapowiedzianie do ich pokoju wtargnął Neville – całkiem sympatyczny, ale dosyć niezdarny gryfon z jego rocznika.
– Profesor McGonagall karze wszystkim stawić się za chwilę w Wielkiej Sali – oznajmił wychylając nieco głowę zza drzwi. – Chce by wszyscy byli obecni – po czym odszedł.
Leo spojrzał z niezrozumieniem na Harry'ego, który tylko wzruszył ramionami.
Czyli nie tylko on kompletnie nie miał pojęcia kim jest McGonagall.
A nie, jednak tylko on.
– O co chodzi? – spytał Leo po drodze doganiając Pottera i Weasley'a. – W sensie... robiła już takie niezapowiedziane zebrania, czy coś?
– Nie, to chyba pierwszy raz – oznajmił Harry. – Chociaż jak uczyła nas tańca na bal to było podobnie.
Valdez wolał przemilczeć kwestię tego, czym był ów bal – wolał skupić się na powodzie, dla którego zwoływała ich pani profesor.
Usiadł przy stole Gryffindoru koło Percy'ego, który od niedawna zajmował tamto miejsce. Hazel siedząca niedaleko nich spojrzała na nich pytająco i wzruszyła ramionami.
To chyba miało znaczyć – Uwielbiam Leo Valdeza.
Albo – Też totalnie nie kumam sytuacji.
Leo chyba bardziej stawiał na to drugie.
– Witam wszystkich zgromadzonych! – przywitał ich – jak Leo zdążył się już dowiedzieć – dyrektor Hogwartu zwykle cieszący się dużym uznaniem i szacunkiem wśród uczniów. – Ostatnio mieliśmy już niespodziewanych, niezapowiedzianych gości – zrobił krótką pauzę i uśmiechnął sie promiennie do Leona. – Ale dziś przywitamy jeszcze jednego takiego gościa! Drodzy uczniowie, przywitajcie się proszę z Victorią Selwyn!
Prawie cała męska część uczniów ze zdumieniem i "rozanieleniem" zaczęła wpatrywać się w dziewczynę, która wkroczyła do Wielkiej Sali. Bowiem weszła tam przedstawicielka płci pięknej, która z pewnością zasłużyła na miano "pięknej". Brunetka była wysoka, czym od razu zaminusowała u Leo.
No jak on by przy niej wyglądał? Jak jakiś kurdupel.
Była szczupła i czarną, krótką spódnicą oraz obcisłą, białą bluzką zdecydowanie podkreślala swoje kobiece kształty. Nie miała wcale delikatnego typu urody. Wręcz przeciwnie, miała ostre rysy twarzy i mocno wyróżniające się kości policzkowe, co nie oznacza, że była brzydka. Pojedyńcze kosmyki z jej ciasnego warkocza wymykały się i okalały jej gładką twarz w kształcie serca. Wielkie, niebieskie oczy z uwagą skanowały pomieszczenie i wszystkie znajdujące się w niej osoby.
Leonowi wydawało się, że skanowała jego duszę.
Pewnym krokiem podeszła do Dumbledora, zamieniła z nim parę słów i usiadła na wcześniej przygotowanym stołku wraz z Tiarą – Valdez nawet nie zauważył, że się tam znajdowały. Profesor McGonagall sprawnym ruchem nałożyła jej tiarę na głowę, a ta po chwili krzyknęła:
– Hufflepuff!
Szczerze? To według Leo tam nie pasowała. Jej oczy wydawały się takie zimne i bez wyrazu, a mimika twarzy była taka... chłodna i obojętna.
By po chwili przybrać flirciarski wyraz i przysiąść się do Franka.
Przepraszam, że taki krótki, ale...
Obiecałam dzisiaj spóźniony (bardzo spóźniony, okazało się, że mój pies miał urodziny 11 maja ://) rozdzialik urodzinowy!
Padać do stóp za to, że dodaję.
No i wow, mamy już 222 śledzi. Na 250 zastanowię się nad jakimś specjalikiem, ale spokojnie, do tego czasu spadnie mi do 210, także...
Miłego dnia/wieczoru moje słoneczka ♡
CZYTASZ
DON'T FORGET ABOUT YOUR OLD FRIEND. . . leo valdez (zawieszone?)
Fanfiction❝ valdez, przysięgam na wszystkich bogów, że zaraz cię zabiję ❞ życie valentin jones i leo valeza było dziwne. jedno było pewne - że przez ten czas rozłąki nie zapomnieli. bo nie zapomina się. nie zapomina się o swoim dawnym przyjacielu. czyli troc...