𝗢𝗢𝟭. seaweed brain will be real

951 68 51
                                    

Percy pytająco uniósł brew. Posejdon jak gdyby nigdy nic zafascynowany bawił się srebrnym widelcem wykrzykując coś w stylu "Mini trójząb! Drżyjcie przede mną śmiertelnicy!".

Percy już dawno zaakceptował miłość swojego ojca do wszelkiej maści sztućciów, ale zwykle nie odwiedzał go we śnie tylko po to, by pokazać mu swoją najnowszą kolekcję widelców zdobionych perłami. I nigdy też nie przyprowadzał ze sobą Hazel, Nicka, Piper i Leona, którzy na chwilę obecną patrzyli się na Posejdona jak na wariata.

- Więc, Posejdonie, po co nas tu sprowadziłeś? - zaczęła Hazel w geście poddenerwowania pocierając kciukami.

- Zero z wami zabawy - oświadczył ze skrzywioną miną Posejdon. - Te widelce są naprawdę ładne.

- Tak, są bardzo ładne, ale domyślam się, że nie tylko po to zgromadziłeś nas w głowie Percy'ego - mruknął Nico.

- Chwila, skąd wiesz, że to moja głowa? - Jackson z podejrzeniem spytał.

- To proste. Twój ojciec raczej nie odwiedzał by naszych głów. No i znajdujemy się w pokoju z niebieskimi ścianami - odparł inteligentnie Nico. - Tylko glonów brakuje.

- To da się załatwić! - krzyknął rozentuzjazmowany Posejdon.

- Nie! - zdążył tylko krzyknąć Percy, gdyż w następnej chwili został przykopany wielką i pachnącą morzem górą wodorostów. Gdy udało mu się wydostać się na powierzchnię, zobaczył Valdeza zwijającego się na kupie glonów ze śmiechu.

- Jak tylko opowiem o tym Annabeth... - wykrztusił chłopak między salwami śmiechu.

Percy spojrzał na niego wzrokiem typu "ani słowa". Gdyby Ann się dowiedziała, nie dałaby mu o tym zapomnieć.

Chłopak pomógł wydostać się z plątaniny wodorostów Hazel, której noga tak zaplątała się w glonach, że trzeba je było rozciąć ozdobnym widelcem Posejdona. Choć ten jeden raz kolekcja limitowana się przydała.

- Wybaczcie, chciałem trochę rozluźnić atmosferę - Posejdon wciąż miał na twarzy uśmiech. - Wydawaliście się nieco spięci.

- Posejdonie, powiedz nam po prostu po co nas tu sprowadziłeś - Percy wychwycił w głosie Piper nuty czaromowy. - Proszę - dodała szybko.

Uśmiech boga mórz nieco zbladł. Z cichym westchnieniem schował swoje widelce do tylnej kieszeni ciemno zielonych szortów i przeczesał palcami włosy.

- Osobiście nie chciał bym niszczyć mojemu synowi i jego przyjaciołom życia po tych dwóch wojnach... ale obawiam się, że jest misja.

Przez chwilę panowała grobowa cisza, podczas której Leo chyba usiłował wyrwać sobie kłaki z głowy, a Percy patrzył się wielkimi oczami na swojego ojca. Dosłownie jakby połączenie z mózgiem zostało przerwane.

- Um... prima aprillis? - zapytała niepewnie Hazel, licząc na to, że bóg krzyknie "Dziś pierwszy kwietnia!" i zostawi ich w spokoju. Jednak Posejdon nic takiego nie powiedział, tylko ze smutkiem wpatrywał się w piątkę herosów. No właśnie, piątkę.

- A gdzie jest reszta? - pytając Percy miał raczej na myśli "Gdzie jest Annabeth?", ale Jasona czy Franka też nie było, o Willu już nie wspominając.

- Wybaczcie, ale oni nie mogą dowiedzieć się o misji. Jest dla ograniczonej liczby osob i właśnie wy zostaliście wytypowani.

Jackson poczuł przypływ wściekłości. Nie będzie z nim Annabeth? To sorry, ale on się nigdzie nie wybiera. Ale w tym momencie za sobą usłyszał znajomy głos jakby czytajacy mu w myślach.

- Owszem, wybierasz się.





rozdział poprawiony, pokrywa się jz następnym rozdziałem!

korekta: 04.12.2020

wreszcie zabrałam się za poprawianie tego shitu. w koncu doczekalas sie rozdzialu pizdokleszczu ;)))

DON'T FORGET ABOUT YOUR OLD FRIEND. . . leo valdez (zawieszone?)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz