2/4, maratony są męczące
Dla Piper ta sobota zaczęła się w miarę normalnie. Wstała, wywaliła się o kufer niejakiej Luny Lovegood, ubrała się i poszła na śniadanie. W Wielkiej Sali spotkała Cho Chang – całkiem miłą krukonkę z jej roku. Była w pokoju z nią, Luną i jeszcze jedną dziewczyną, Saskią Fleamont, która była najlepszą przyjaciółką Cho i jakiejś puchonki. Piper totalnie nie orientowała się kto się z kim trzyma.
Saskia jakoś nie wzbudzała sympatii Piper. Była dla niej miła, to fakt i nawet pomogła jej raz z zadaniem na astronomię, ale coś jej w niej nie pasowało. Była bardzo ładna i McLean potrafiła to zauważyć. Miała owalną twarz, prosty i lekko zadarty nosek oraz nieco spiczasty podbródek. Jej ufarbowane na niebiesko włosy sięgały trochę przed ramiona, grzywka była odrobinę nierówno obcięta a duże, szaro-zielone oczy przyozdobione były krótkimi rzęsami. Na jej buzi odznaczał się młodzieńczy trąd, a pomniejsze wągry czasem zlewały się z wyrazistymi piegami. Figura jej nie była może idealna – była chuda jak patyk i brak jej było trochę krągłości, ale za to miała bardzo długie i ładne nogi.
I gdy tak rozważała plusy i minusy jej wyglądu, co dla Piper nie było raczej codziennością jak na przykład dla Drew, wpadła na kogoś. Kogoś mokrego. Bardzo mokrego.
– Uważaj proszę jak chodzisz – usłyszała głos nad sobą. Za pomocą nieznajomej, która miała mokre ręce podniosła się z zimnej posadzki. Z początku pomyślała, że to Valentin, którą niedawno widziała siedzącą na deszczu przez okno, ale się myliła. Była to nowa uczennica – Victoria Selwyn, która zaledwie parę dni temu zawitała do Hogwartu. – Nie widziałaś mnie, czy co?
– Przepraszam – odparła krótko Piper kuląc się pod wzrokiem dziewczyny. Dlaczego czuje do niej taki respekt i... strach? Przecież pokonała w życiu już dużo potworów, a teraz boi się jakiejś tam dziewczyny wymachującej patykiem. – Ale ty też mnie nie wyminęłaś.
Victoria zmierzyła ją wzrokiem, wyminęła i mrucząc jakieś obelgi poszła dalej. Co ona robiła na dworze?, pomyślała Piper.
Nie ufała jej jeszcze bardziej niż Saskii. Czy to nie dziwne, że oni, herosi dostają misję odnalezienia tego głupiego półboga, a ona tak niespodziewanie przybywa do Hogwartu?
A może to ona jest tym herosem?
wow, udało mi się coś sklecić. a dla tych, którzy na bieżąco to czytają, mam bojowe zadanie – napiszcie jakieś ładne angielskie imię i nazwisko, ale takie mniej popularne, bo muszę kogoś nazwać, ale nie mam pomysłu. proszeeeee.
ktoś, coś?
CZYTASZ
DON'T FORGET ABOUT YOUR OLD FRIEND. . . leo valdez (zawieszone?)
Fanfic❝ valdez, przysięgam na wszystkich bogów, że zaraz cię zabiję ❞ życie valentin jones i leo valeza było dziwne. jedno było pewne - że przez ten czas rozłąki nie zapomnieli. bo nie zapomina się. nie zapomina się o swoim dawnym przyjacielu. czyli troc...