Mały brudny sekrecik

1.4K 61 6
                                    

Prawie cały rozdział został napisany dzisiaj w pracy, kiedy miała kilka chwil wolnego. Nie powinnam tego robić podczas pracy, ale po powrocie do domu padam na twarz i cała chęć na pisanie umiera z zarodku. Jestem kiepska w dialogach, może kiedyś będą lepsze. Praktyka czyni mistrza.


Większości szczęka opadła, gdy dowiedzieli się o celu napadu. Sama pewnie wyglądałam podobnie, gdy Profesor mi o tym powiedział. To naprawdę będzie skok stulecia. Jeśli się uda. Żeby nie było, nie wątpię w naszą grupę, to są najlepsi specjaliści w swoim fachu. Jednak wiele rzeczy może pójść źle, mogą zdarzyć się takie sytuacje, których Profesor po prostu nie przewidzi i wtedy trzeba będzie improwizować, a to doprowadzić do chaosu. Najsłabszy jest zawsze czynnik ludzki.

Cieszę się, że mamy zasadę o braku rozlewu krwi. Tego w sumie bałam się najbardziej. Nie pozwoliłabym na krzywdzenie niewinnych ludzi. Ale z drugiej strony i tak będziemy ich krzywdzić psychicznie. I muszę na to pozwalać, bo taki jest plan. Cóż za hipokryzja... Ale nie mogę nic z tym zrobić. Ale jedno jest pewne, będę zakładnikom pomagać jak mogę. Jeśli ktoś z nas postanowi przekroczyć jakieś granice nie będę stać cicho i będę reagować. Nawet jeśli będzie mnie to kosztować życie.

Nasze „szkolenie" mięliśmy zacząć następnego dnia. Do kolacji mieliśmy czas wolny. W końcu nadszedł czas zobaczyć pozostałą część domu oraz nasze pokoje. Kilka dni przed przyjazdem do Toledo Profesor zabrał moje bagaże. Mam nadzieję, że niczego nie zgubił.

Moim towarzysze zaczęli powoli wychodzić z sali. Gdy byłam blisko drzwi poczułam czyiś wzrok na sobie. Być może moja ołówkowa sukienka lub botki na wysokim obcasie były brudne. Wcale bym się nie dziwiła. Powiedzmy sobie szczerze, na poddaszu była spora kolekcja kurzu. Albo ktoś zwrócił uwagę na moją figurę, którą podkreślała sukienka. Albo po prostu strój sam w sobie. Odwróciłam delikatnie głowę i już wiedziałam. Berlin. Postanowiłam to zignorować i iść dalej.

Moja sypialnia znajdowała się na samym końcu długiego korytarza. Nie była za duża, ale przynajmniej zmieściło się dwuosobowe łóżko i szafa. Oprócz ubrań i kosmetyków wzięłam ze sobą również gitarę. Gdy byłam młodsza uczyłam się grać, byłam w tym całkiem dobra. Na początku grałam na gitarze akustycznej, w wieku 16 lat postanowiłam spróbować z gitarą elektryczną. Swojego czasu udawało mi się nawet komponować piosenki, ale gdy rodzice zmarli przestałam to robić. Być może w końcu nadszedł czas na reaktywowanie tego.

Gdy skończyłam rozpakowywać torby usiadłam na łóżku i wyciągnęłam gitarę z futerału. Spojrzałam na nią i się uśmiechnęłam. Gitara wymagała tylko lekkiego nastrojenia. Zaczęłam grać piosenkę, którą skomponowałam ponad 10 lat temu. Melodia przywołała wszystkie dobre wspomnienia, jakie miałam związane z życiem przed wypadkiem. Po chwili moje granie przerwało chrząknięcie kogoś. Zapomniałam zamknąć drzwi. Cholera.

- No no, ktoś tu potrafi grać na gitarze! – Nairobi krzyknęła z entuzjazmem.

- Laska, nieźle! – Skomplementował mnie Denver.

- Dzięki. – Uśmiechnęłam się lekko. - Uwierzycie, że gram pierwszy raz od ponad 10 lat?

Nie uwierzyli. No cóż, nie kłamałam. Tak mnie komplementowali, że mocno się zarumieniłam na twarzy.

- Hej, może mnie kiedyś nauczysz grać? – Zapytał Denver.

- Jeśli zasłużysz i będziesz grzeczny to czemu nie? – Opowiedziałam mu z figlarnym uśmiechem na ustach.

I wtedy usłyszałam śmiech Denvera w pełnej okazałości. O mój Boże, w życiu nie słyszałam takiego śmiechu. Był rozbrajający. Aż sama zaczęłam się śmiać. Na szczęście Denver się nie obraził. W pewnym momencie zrobiło się u mnie tak głośno, że Rio i Tokio sprawdzili, co się u mnie dzieje.

Seks, wino i napadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz