Pan i Pani Fonollosa

509 30 9
                                    

Myślałam,  że ten rozdział nie pojawi się do końca tygodnia, a jednak 😉. Został jeszcze tylko przed nami epilog.


Po dwóch miesiącach intensywnych przygotowań i poszukiwaniu odpowiednich kreacji nastał ten szczególny dzień. Dzisiaj mieliśmy się pobrać. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu to stanie się realne. Byłam niesamowicie szczęśliwa, ale również przerażona, że coś może pójść nie tak. Ten strach w tym przypadku był nieuzasadniony, nielogiczny i śmieszny, ale wciąż go czułam. Ale tak to już jest z napadami lękowymi. Wyglądało na to, że już nigdy mnie nie opuszczą.

Sergio pomógł nam załatwić wszelkie formalności. Po dziś dzień nie wiem, jak udało się to zrobić. Wszelkie wymagane formularze z moimi danymi były jak najbardziej autentyczne. Jak udało się to zrobić? Po pierwsze, moja tożsamość nadal była nieznana, więc mogłam sobie na to pozwolić. Po drugie, okazało się, że dokumenty potrzebne do takich rzeczy można na spokojnie wygenerować przez Internet przez specjalne portale rządowe. Kocham swój kraj, ale czasami osoby rządzące nim potrafią nieźle napsuć i pewnie rzeczy w nim po prostu nie działają, ale chociaż na tym polu wszystko przebiegło pomyślnie.

Jeśli chodzi o dane Andrésa to oczywiście musiały być chociaż częściowo sfałszowane. Sergio zorganizował również zaufanego urzędnika, który ma udzielić nam ślubu. Brat bruneta ma niesamowite koneksje. Mógłby bez problemu rządzić światem. Gdyby nie on, tego ślubu by w ogóle nie było. Będę mu dozgonnie wdzięczna.

Do ceremonii zostało jeszcze kilkanaście minut, właśnie kończyłam poprawianie włosów i po raz setny upewniałam się, czy dobrze wyglądałam w mojej czerwonej sukience. Nie było łatwo ją znaleźć, ale ostatecznie udało mi się. Nie była to „typowa" suknia ślubna, ale nadal była elegancka i długa oraz idealnie nadawała się na tą okazję. Składała się z gorsetowej góry wykończoną koronką, dół wykonany był z umarszczonej tkaniny oraz posiadała rozcięcie na lewą nogę.

Dopasowałam do niej szpilki w szampańskim kolorze. Włosy lekko podkręciłam na lokówce, by uzyskać romantyczne fale. Makijaż oczu był w kolorystyce beżowo-złotej z mocniejszą kreską niż zazwyczaj robię. Na ustach wylądowała lekko różowa matowa pomadka. Oczywiście wszystkie kosmetyki miały być super trwałe i wodoodporne, nie chciałam by nawet malutka łezka zniszczyła mój wygląd.

Wyglądałam na gotową i tak się czułam, ale byłam również zestresowana. Mogłam przysiąc, że niedługo cała zawartość żołądka znajdzie się w gardle. Musiałam usiąść na chwilę, wziąć kilka głębokich oddechów i się uspokoić. Nie miałam wątpliwości, że chcę być jego żoną. W zasadzie nie wiedziałam, czemu to odczuwałam.

Chciałabym, żeby Nairobi tutaj ze mną była. Zawsze potrafiła poprawić mi nastrój. Również chciałabym, żeby była moją świadkową, ale jej obecność była wykluczona. Musiałam więc poradzić sobie sama.

- Gotowa? - Brunet nagle wszedł do komnaty i oparł się o ścianę. - Wyglądasz przepięknie. - Uśmiechnął się.

Spojrzałam się na mojego przyszłego męża. Ubrany był w biały garnitur smokingowy, do tego dobrał oczywiście dodatki w odcieniach bieli. Wyglądał niesamowicie, zresztą jak zawsze. Jedynym kolorystycznym akcentem w jego stylizacji była czerwona róża w butonierce.

- Chyba tak. - Odpowiedziałam niepewnie, nadal czując mdłości.

- Chyba? - Zaśmiał się. - Wyglądasz, jakbyś chciała zostawić mnie przed ołtarzem. - Podszedł do mnie i delikatnie objął mnie. - Co się dzieje?

- Wygląda na to, że się stresuję. Ostatnio czułam się tak, jak podchodziłam do ostatniego i najważniejszego egzaminu lekarskiego. Nie sądziłam, że poczuję się tak w dzień ślubu. - Westchnęłam. - Wiem, że to jest głupie. - Odwróciłam od niego wzrok.

Seks, wino i napadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz