Andrés de Fonollosa

708 32 0
                                    

Nastała niedziela. Okupowaliśmy mennicę od prawie 46 godzin. Cały czas drukowaliśmy pieniądze, suma z godziny na godzinę rosła. To była jedyna rzecz, która się do tej pory nie spieprzyła. To były szalone godziny, dużo się wydarzyło, dużo reguł zostało złamanych. Jeśli nad tym nie zapanujemy, osiągniemy jeszcze większy chaos. Berlin robi co chce i nikt nie jest mu w stanie przeszkodzić. Bałam się, że do tego dojdzie. Staramy się go jakoś powstrzymywać, ale z marnym skutkiem.

Z samego rana Profesor do nas zadzwonił, Tokio odebrała telefon. Kobieta wypytywała się go, jak mamy ukarać Berlina. Mózg operacji przekazał nam, że coś wymyśli i zajmie się tym. Chwilę potem poprosił Helsinki do telefonu. Jeszcze przed skokiem Serb miał za zadanie zniszczyć Seata Ibizę, ale tego nie zrobił. Zostawił go na wysypisku nie zacierając śladów, a 1000 euro przekazane na cel zniszczenia samochodu przelał rodzinie. Teraz policja wpadła na trop samochodu i szukają go. Profesor musiał coś zrobić, żeby policja nigdy nie dotarła do samochodu.

Miałam nadzieję, że chociaż ten dzień będzie odrobinę spokojniejszy od wczorajszego. Chciałam się zająć zakładniczkami, które cały czas były najbardziej przerażone, jednak mój plan pokrzyżował Berlin, który zatrzymał mnie w drodze do nich.

- Gdzie się wybierasz? - Spytał mnie swoim poważnym tonem.

- Jak to gdzie? Wykonywać swoje zadanie. Spróbować uspokoić te biedne kobiety. – Odpowiedziałam mu, unikając kontaktu wzrokowego.

- Ach, tak? – Zaśmiał się. – Nic z tego, dzisiaj to ja „pobawię się" w terapeutę. Poza tym, odkąd zakładnicy wiedzą, że nie masz licencji zaczęli się Ciebie bać. – Zakpił ze mnie.

- Chcesz mi powiedzieć, że bardziej zaczęli się bać psychiatry z zawieszonym prawem wykonywania zawodu niż psychopaty? – Postawiłam mu się, moja złość była ogromna.

Po tych słowach Berlin złapał mnie za ramiona i przycisnął do ściany, próbowałam się szarpać.

- Kurwa mać, puść mnie! – Próbowałam się uwolnić, ale był za silny.

- Masz dzisiaj pójść pomagać Nairobi, to rozkaz. – Powiedział swoim zimnym tonem.

- A jak nie, to co? Postrzelisz mnie? – Próbowałam go sprowokować.

Ucisk na moich ramionach zmalał.

- Nie będę powtarzał drugi raz. – Całkowicie mnie puścił i poszedł w swoją stronę.

Byłam rozdarta. To był fatalny pomysł, żeby zostawiać te kobiety na pastwę Berlina. Ale co mogłam zrobić? Musiałam się podporządkować. Cholera, oby nic im się nie stało. Co raz bardziej zaczyna mi się to nie podobać. Miałam nadzieję, że może później uda mi się do nich zajrzeć.

Tak jak miałam zrobić, stawiłam się u Nairobi w drukarni. Kobieta nie miała dla mnie żadnego zadania, ale chciała, żebym z nią została i podziwiała owoc pracy zakładników. Nairobi też była niesamowita, dbała o najmniejszy szczegół tak, żeby nasze banknoty były dziełem sztuki. Właściwa kobieta na właściwym stanowisku.

Podczas jednej z przerw rozmawiałyśmy na różne tematy, aż w końcu wróciłyśmy do dnia wczorajszego.

- Praga? – Nairobi zapytała się mnie bardzo cicho.

- Co jest? – Odpowiedziałam jej. Zaczęłam się niepokoić.

- Nic... Dobra, zapytam się wprost. Czy to prawda, że masz zawieszone prawo wykonywania zawodu? – Nairobi wydusiła z siebie.

Westchnęłam i zaczęłam patrzeć się w podłogę. Nie mogłam już od tego uciec, ktoś musiał poznać prawdę. Wiedziałam, że Nairobi mogę powierzyć wszystko.

Seks, wino i napadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz