To co w przeciągu kolejnych kilkunastu sekund rozegrało się na otoczonej przez służby policyjne ulicy, dla blondyna zdawało się być wiecznością. Nieco bolesną i upokarzającą, ale jak najbardziej rzeczywistą. Nie był to żaden zły sen, koszmar czy spowodowane przepracowaniem zwidy. Ten sztylet, który utkwił w jego plecach i teraz stał się źródłem przeszywającego bólu był jak najbardziej prawdziwy. Tak samo jak osoba, która była jego właścicielką.
''Od zawsze chciałam to zrobić.''
To zdanie dźwięczało mu teraz w uszach. Chwilę po jego wypowiedzeniu wokół podniosły się krzyki. Nie był w stanie stwierdzić do kogo tak naprawdę należały. W ustach powoli zaczął wyczuwać charakterystyczny smak krwi. Pomyślał sobie, że to naprawdę żałosne. Dać się tak podejść będąc na pozycji czołowego bohatera. I to przez kogo? Przez własną współpracownicę z którą wydawało mu się, że coś ich łączy i z pewnością nie była to chęć wzajemnego pozabijania się. No przynajmniej do teraz. Dopiero po chwili uświadomił sobie, jak bardzo to boli. Nie był do końca pewien z jakiego powodu, bo znali się tylko kilka miesięcy. Mimo tego nigdy im się razem nie nudziło, a Eliza była jedną z niewielu osób nieusiłujących przypodobać się tylko ze względu na jego pozycję. Nie dzielił ich ten chłodny dystans szacunku do kogoś o wyższej randze. Ona była sobą na swój własny, nieco dziwny sposób. On starał się ją chronić ale nie przypuszczał, że to właśnie z jej ręki doczeka się czegoś takiego. Właściwie, nie był zły. Było mu jedynie przykro. Ostatkiem sił odwrócił się i spojrzał w te bordowe, przepełnione determinacją oczy. Nie był w stanie widzieć tak wyraźnie, jakby chciał. Mroczki zaczęły pojawiać w coraz to większych ilościach, a fakt zbliżającej się utraty przytomności dawał o sobie znać. W kilku ostatnich sekundach, w których jego mózg myślał jeszcze względnie trzeźwo, zlustrował Elizę wzrokiem.
-Żałosne. Czołowy bohater który daje się zajść od tyłu. Taki byłeś pewien kiedy mówiłeś, że tego nie zrobisz. – Prychnęła, ale w odpowiedzi spotkała się o dziwo z uśmiechem blondyna.
-W takim razie oboje jesteśmy kłamcami. – Odpowiedział jej nieco już słabym głosem i tracąc przytomność osunął się na ziemię.
***
Dźwięk niespiesznie stawianych kroków roznosił się w przestronnym pomieszczeniu. We wnętrzu budynku na dobre zdążyły już rozszaleć się niebieskie płomienie, niszczące większość wyposażenia przemytniczych magazynów. Ciągnący się niemal do połowy nóg, ciemny płaszcz wirował niesiony gwałtownymi podmuchami i nieustającymi eksplozjami narkotykowych pojemników. Dabi był zdecydowanie zmęczony całą tą zaistniałą z niewiadomych powodów sytuacją. Nie w jego kwestii leżało zajmowanie się takimi rzeczami, a jednak nie mając zbyt dużego wyboru musiał się zgodzić. Nie było wyjścia zważywszy, że ta bawiąca się sztyletami idiotka nijak nie nadawała się na przywódcę grupy, a Kurogiri z jakiegoś powodu nalegał, żeby on poszedł z nimi. Cóż, kilka trupów więcej nie zrobiłoby mu żadnej różnicy, ale wizja rozkazu zajęcia się upierdliwą pomagierką jeszcze bardziej upierdliwego Hawksa – owszem. Tomura naprawdę ostatnio zaczynał podejmować coraz mniej racjonalne decyzje.
W końcu po kilku minutach poruszania się po płonącym magazynie, znalazł to czego szukał. Specjalne środki psychoaktywne mające pomóc w wykonywaniu przyszłych misji, których sposobu działania jeszcze nie zdążył poznać. Nie interesowało go jakoś szczególnie, po co Shigarakiemu wspomagacze. Jego zadaniem było tylko i wyłącznie wykonanie powierzonej misji. Teraz, żeby w pełni ją zakończyć musiał zająć się bardziej upierdliwą częścią. Nie czekając chwili dłużej, wybił najbliższe okno i opuścił budynek. Od teraz trzeba było znaleźć się poza zasięgiem kamer. Na bladej twarzy pokrytej fioletowymi bliznami pojawił się prawie niezauważalny, ironiczny uśmiech.
CZYTASZ
Postscriptum [Hawks x Oc]
FanfictionNic nie łączy ludzi tak mocno, jak wspólny cel. Nie ważne jak bardzo się od siebie różnią, jak inne mają poglądy, przekonania lub sposób bycia. Jeśli przyświeca im ta sama idea, są w stanie poruszyć góry i niebo dążąc do jej osiągnięcia. Czasem zn...