Nieśmiałe promienie porannego słońca, powoli wdzierały się do wnętrza cichego, szpitalnego pokoju. Jedynym dźwiękiem zakłócającym niemal idealny spokój był ten, który nieustannie wydobywał się ze środka włączonych całodobowo, szpitalnych maszyn. Zdaniem lekarzy i pielęgniarek, ich obecność była w pokoju konieczna i nieodwołalna. Spełniały funkcje na tyle ważne, że nawet ciche pojękiwania zirytowanej Elizy nie stanowiły w tej kwestii jakiegokolwiek argumentu. Musiała przeżyć ten nieco niekomfortowy fakt, tak samo jak jej nos zmuszony był pogodzić się z drażniącym zapachem środków dezynfekcyjnych. W ich kwestii również nie dało się niestety zrobić zbyt wiele, przez co jedyną opcją pozostawało przyzwyczajenie się.
W obolałe przedramię leżącej na brzuchu, ubranej w szpitalną koszulę nocną dziewczyny, wbity był połączony z kroplówką wenflon. Jej zawartością były w głównej mierze środki przeciwbólowe, które znacząco redukowały spowodowany oparzeniami, nieustający ból. Mimo że od feralnej walki minęło już dziesięć dni, stan skóry brązowowłosej wciąż pozostawiał naprawdę wiele do życzenia. W niektórych miejscach rany nadal nie chciały goić się prawidłowo, co znacząco zwiększało ryzyko powstania niechcianych blizn. W głowie Elizy wciąż tliła się cicha nadzieja, że może wcale nie będzie tak źle. Lekarze chyba woleli uraczyć ją mniej optymistycznym scenariuszem, żeby na wypadek jego sprawdzenia nie rozczarowała się zbyt mocno. W rzeczywistości zdawała sobie jednak sprawę z faktu, że pretensje do kogokolwiek nie miały w tej sytuacji racji bytu. Na tamtej misji wypełniła obowiązek, była w stanie pogodzić się również z jego konsekwencjami. Jakkolwiek niewygodne by one nie były.
Jej przemyśleniom od początku pobytu w szpitalu towarzyszył wybijany przez wskazówki zegara, miarowy rytm. Sekunda po sekundzie odmierzał czas, którego młoda bohaterka nie chciała zmarnować w tym miejscu zbyt wiele. W końcu wciąż wypadało załatwić parę spraw. Nie wiedziała co stało się z Shinso, gdzie podziewa się Madelaine, i co po skończonym starciu stało się z Dabim. Wszystkie te sprawy interesowały ją dość znacząco, bo jak każdy człowiek martwiła się o przyjaciół. Każde z nich wykonywało prace, w których mogłoby przytrafić im się coś złego. Dręczyły ją negatywne przeczucia, których z bliżej nieokreślonego powodu nie była w stanie się pozbyć.
Cichym rozmyślaniom brązowowłosej od samego początku towarzyszyła symfonia budzącego się do życia miasta. Stanowiła budzik niemal idealny, dzięki czemu Eliza miała pewność, że tego ranka nie uda jej się już zmrużyć oka. W akompaniamencie cichego jęku nieznacznie przekręciła się na szpitalnej poduszce. Zależało jej na tym żeby sprawdzić, która właściwie jest godzina. Nie dało się ukryć, że jej żołądek domagał się jakiegokolwiek śniadania. Personel przywoził je dopiero o ósmej trzydzieści, co oznaczało mniej więcej tyle, że trzeba było czekać jeszcze półtorej godziny. Zegar wskazywał siódmą. Na zmęczonej twarzy wymalował się grymas niezadowolenia. Jeśli nie mogła zasnąć, to znów była zmuszona leżeć na brzuchu w tej samej pozycji, nudząc się bardziej niż za czasów zajęć baletu, na które jej matka za młodu kazała jej chodzić.
Mimo wszystko musiała jednak przyznać, że nie trafiło jej się tak źle. W końcu wiele słyszało się o nieprzyjemnych dla pacjentów pielęgniarkach. Eliza nie mogła powiedzieć złego słowa o kobietach, którym przyszło zajmować się jej poobijanym i poparzonym ciałem.
Ich praca była naprawdę wymagająca i ciężka, a nawet pomimo tego faktu były w stanie każdego dnia pojawiać się w jej sali z pokrzepiającym uśmiechem na ustach. Zmieniając kroplówki i podając odpowiednie leki, od początku pobytu w szpitalu kierowały w jej stronę garść przyjaznych słów. Nigdy nie powiedziały o niej niczego złego, nawet w chwilach, w których brązowowłosa ze względu na swój stan nie ułatwiała im wykonywania pracy. O dziwo nie doczekała się też zgryźliwych uwag na temat indywidualności. W podzięce za to traktowanie pozostawało jej jedynie starać się być jak najmniej upierdliwym pacjentem, co poniekąd już na starcie skazane zostało na porażkę. Wszystko to za sprawą pierzastego gościa, odwiedzającego oddział szpitalny niemal codziennie.
CZYTASZ
Postscriptum [Hawks x Oc]
FanficNic nie łączy ludzi tak mocno, jak wspólny cel. Nie ważne jak bardzo się od siebie różnią, jak inne mają poglądy, przekonania lub sposób bycia. Jeśli przyświeca im ta sama idea, są w stanie poruszyć góry i niebo dążąc do jej osiągnięcia. Czasem zn...