Rozdział 26

1.5K 105 78
                                    

Ze szczelnie zabezpieczonego i owiniętego w warstwy kołdry kokonu wydobył się bliżej niezidentyfikowany pomruk, za który najprawdopodobniej odpowiadała jego wielce niezadowolona zawartość. W końcu była już ósma rano, a to znaczyło mniej więcej tyle, że czas było wreszcie się ruszyć i wstać. Przykra rzeczywistość w końcu dogoniła nawet Elizę, każąc jej wywiązać się z obietnicy punktualności którą złożyła przedwczoraj Hawksowi. Tyle tylko, że zamieszanie związane z nadchodzącym świętem zmarłych okazało się być większe, niż początkowo przypuszczała. Od ostatniej konferencji minął dosłownie jeden dzień i już trzeba się było spotykać ponownie. Tym razem rzecz miała mieć miejsce w biurze Hawksa i dotyczyć jak to Endeavor powiedział ''ustalania szczegółów we własnym zakresie''. Do tego cały wczorajszy dzień który blondyn teoretycznie okrzyknął wolnym od pracy, dzwoniły do niej telefony. Akurat wtedy, kiedy zajmowała się obiadem dla ojca. Przy czym nie mogła sobie pozwolić na nie odbieranie, bo tylko nastręczyłoby to problemów.

Kilka minut później zrolowana pościel wylądowała po drugiej stronie łóżka, a Eliza przemieściła się do niewielkiej kuchni. Zresztą, całe jej mieszkanie można było określić podobnym mianem i w żaden sposób jej to nie przeszkadzało. Według niej, na jedną osobę było jak najbardziej wystarczające, a w porównaniu do tego w którym mieszkała z ojcem i tak wydawało się jej duże. Najprawdopodobniej było to złudne wrażenie. Hawks był właścicielem co najmniej dwukrotnie większego, co od zawsze rodziło w głowie Elizy pewną myśl. No bo po co? Przecież nie miał ani rodziny, ani zapotrzebowania na tak dużą przestrzeń. Oczywiście mógł kupić je sobie z kaprysu, ale Eliza miała nieodparte wrażenie, że to by nie było w jego stylu. Wzruszyła ramionami i związała niesforne włosy w coś na kształt koka. W bordowych oczach wciąż nie obudziło się jeszcze życie. Gdyby ktoś w nie teraz spojrzał stwierdziłby, że dziewczyna musi się czuć naprawdę zmęczona. Przetarła je ręką w nadziei, że odniesie to jakiś efekt, ale doczekała się tylko nieprzyjemnego szczypania. No tak. Chyba jednak będzie musiała się pofatygować i przed jedzeniem umyć tą nieszczęsną twarz.

Kiedy wreszcie była wystarczająco zmobilizowana żeby wziąć się a przyrządzanie śniadania, przyszedł czas na jajecznice. Od pamiętnego ogniska na patelni w dormitorium pierwszej A minął już jakiś czas, a i jej umiejętności kulinarne dzięki misji karmienia ojca wskoczyły na nieco wyższy poziom. Teraz mogła być prawie pewna, że użycie gaśnicy nie będzie konieczne. Chwilę później dwa jajka wylądowały na patelni, którą ostatnio udało jej się wypatrzyć na przecenie w sklepie z wyposażeniem domowym. Jej przyszły posiłek rozpoczął swój całkiem niedługi proces smażenia. W tym czasie Eliza spokojnie mogła zdążyć zrobić sobie herbatę i przebrać się w coś nieco bardziej wyjściowego od zmęczonej życiem koszuli nocnej. Postawiła na całkiem wygodne jeansy, ciemnozieloną koszulkę, czarną bluzę i trampki w tym samym kolorze. Nie odczuwała potrzeby ubierania się w bardziej wyrafinowany sposób bo wiedziała, że to spotkanie w tempie Hawksa nie potrwa dłużej niż dwie godziny. Zresztą, już się wystarczająco nastroiła na przedwczorajszą konferencję. Żakiet uwierał ją wtedy równie mocno co ołówkowa spódnica. Ostatnim elementem na jaki postanowiła się zdecydować były jej stare, niezawodne kolczyki.

Kiedy wróciła do kuchni, jajecznica dość dobitnie prosiła się o zdjęcie z ognia. Gdyby Eliza przetrzymała ją nieco dłużej, może i nie spłonęłaby od razu, ale niewątpliwie zamieniła się w wiór. A przecież nikt nie lubił jeść przesuszonych do granic możliwości jajek, które swoją drogą wcale nie były takie tanie! W końcu dopiero zaczynała karierę bohaterki, oszczędzanie zdecydowanie powinno wchodzić w skład jej priorytetów. Czym prędzej wyłączyła gaz i przełożyła śniadanie z patelni na talerz. Dodała trochę pieprzu i zabrała się za jedzenie, popijając całość gorącą herbatą. Na chwilę zmrużyła wciąż zmęczone oczy i głęboko odetchnęła. Jak tak na to spojrzeć, całkiem daleko zaszła z tym zmienianiem życiowych warunków. Jeszcze nie tak dawno jadała podobne śniadania w zatęchłej kamienicy Larsa. Tyle tylko, że te smakowały jakoś inaczej. Kto wie, może dlatego, że nie było w nich przeterminowanych składników.

Postscriptum [Hawks x Oc] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz