Rozdział 7

2.3K 198 110
                                    


Godzina wyświetlająca się na elektrycznym zegarku ogłaszała wszem i wobec, że zbliża się dziewiętnasta. Tak konkretniej, to za dziesięć. Eliza doszła do wniosku, że ma po prostu pecha. To nie była jej wina, że teraz biegała jak z pieprzem z kąta do kąta swojego małego pokoju, szukając potrzebnych rzeczy. Mogła przysiąc, że wcale nie spała tak długo. Położyła się dosłownie na chwilkę, zaraz po tym jak wzięła szybki prysznic po treningu. A przynajmniej tak jej się wydawało. Może minutnik się zepsuł i tak naprawdę było wcześniej? Niestety to też okazało się rozczarowującą nieprawdą. Teraz starała się sprężać najszybciej jak tylko mogła. Musiała być na czas i koniec.

Na czarną koszulkę włożoną w ciemne jeansy narzuciła bordową bluzę. Szybko zawiązała trampki i zbiegła do kuchni. Wydawało jej się, że wszystko ma. Telefon? Jest. Chusteczki? Są. Pieniądze? Na miejscu. Nieco się uspokoiła. Do swojej ulubionej, materiałowej torby spakowała jeszcze dwa jabłka i małe, poplątane słuchawki. Włosy wyswobodziła z warkocza już dawno. Teraz opadały sobie tak jak chciały. W uszach nieodzownie mieniły się kolczyki. Była gotowa. W momencie w którym sprawdziła godzinę, na chwilę zamarła w miejscu. Zostały jej trzy minuty, żeby znaleźć się przed drzwiami szkoły.

Ostatnim razem biegła tak szybko, kiedy uciekała przed bohaterem noktowizorem tamtej pamiętnej nocy. Wiatr świszczał jej w uszach. Uważała, żeby nie potknąć się przypadkiem o krawężnik. Zawartość torby przewieszonej przez ramię podskakiwała na lewo i prawo. Gdyby nie to, że posiadała zapięcie, istniałoby całkiem spore prawdopodobieństwo zgubienia rzeczy jakie tam wcześniej włożyła. Już widziała szkolne drzwi, już prawie była na miejscu. Jeszcze tylko trochę i dobiegnie. Wizja finiszu napędziła ją jeszcze bardziej. Zacisnęła zęby i przyspieszyła. W końcu zauważyła kawałek czerwonych skrzydeł. No w końcu. Gwałtownie wyhamowała przed zdziwionym Hawksem.

-Zdążyłam! – Wydyszała cała czerwona na twarzy opierając ręce na kolanach. – I co? Mówiłam, że dam radę! Jest równo dziewiętnasta. – Z tryumfalnym wyrazem twarzy podniosła na niego wzrok.

Dopiero teraz zauważyła jak jej towarzysz był ubrany. Nie miał na sobie tamtego stroju lotnika z wysokim kołnierzem i okularami, tylko czarną skórzaną kurtkę i białą koszulę. Ręce trzymał w luźnych jeansach. Dopiero teraz, kiedy zaczesał swoje blond włosy do tyłu dostrzegła, że nosi w uszach małe, kwadratowe kolczyki. Na szyi wisiały mu słuchawki, a nadgarstek zdobił zegarek. Stał przed nią w swoich sportowych butach i patrzył z niemym rozbawieniem na jej pozę. W pewnym momencie dziewczyna powiedziała na głos coś, co chyba wolałaby zostawić w swojej głowie. Jakoś tak jej się wyrwało, w tym ogólnym roztargnieniu.

-Mówił Ci ktoś kiedyś, że nawet przystojny jesteś? – Spojrzała na niego przenikliwie wygłaszając swoją światłą myśl.

-Zdarzało się. – Zaśmiał się łobuzersko Hawks, zamykając przy tym oczy.

Do Elizy właśnie dotarło co jej niesubordynowane usta wywlekły poza strefę jej myśli. To nie miało do końca tak wyglądać. Przerażało ją to, jak łatwo traciła hamulce kiedy zbyt się rozluźniała. Głównie dlatego od niepamiętnych czasów unikała alkoholu, ale żeby palnąć coś takiego od tak? Przetwarzała teraz w głowie jego odpowiedź. W pewnym momencie, kiedy nie mogła wymyślić nic logiczniejszego po prostu wypaliła tym, co jej ślina na język przyniosła.

-Zero w Tobie skromności. – Prychnęła.

-Hej, przecież sama pytałaś. – Jęknął urażony blondyn.

-Może i. – Uciekła wzrokiem Eliza. – Ale to nie ma znaczenia.

-W takim razie co je ma? – Zagadnął Hawks z przekornym uśmiechem. Jego nowa znajoma zastanowiła się przez chwilę i po krótkiej chwili odpowiedziała pełnym przekonania głosem.

Postscriptum [Hawks x Oc] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz