3

855 74 2
                                    

- Połóż swoją rękę na mojej.
- Mhm.
Mężczyzna położył dłoń na jego policzku. Jego ciało zadrżało, ostatni raz czuł się tak wieki temu. Ktoś, kogo mógł pokochać szczerze, właśnie dotykał go z miłością i czułością. Tego potrzebował, przestać myśleć, dać ponieść się chwili, choć wolał ułożone i statyczne życie. Ich twarze coraz bardziej się zbliżały.

- Mówię coś do ciebie.

Ich usta się już stykały.

- Wiem, że mnie słyszysz, no otwórz te oczy.

Zrobił to. Zaspany, wybudzony ze snu, nawet nie pamiętał twarzy mężczyzny, który był jego sennym marzeniem. Przez chwilę nie wiedział co się dzieje i patrzył na żonę nie odzywając się.
- Słucham? - odpowiedział, ziewając i przeciągając się. Ona tylko się uśmiechnęła. "Zakochana" pomyślał.
- Mówiłam o tym, co chcę abyś zrobił.
Słuchał jej chwilę, nie było to ważniejsze od rozmyślań o swoim śnie. Gdy Karina skończyła mówić, pocałowała go w policzek i wyszła z pokoju. On tylko dochodził do wniosku, jak ten sen był dla niego osobisty i piękny. Następnie, jak to w swoim zwyczaju, wyrzucił to z głowy, karcąc się za tą myśl. Poszedł się ubrać i wykonać codzienne czynności.




Krzysztof: Dasz mi jeszcze trochę czasu?

Robert obudził się i zobaczył wiadomość. Nawet jej nie odczytał, bo zdążył już zapomnieć o nim na pewien czas.
Był w dobrym humorze. Zauważył, że czas smutku wreszcie minął i nie przeradzał się w coś poważniejszego. Może nie był przybity dzięki komuś?

Zbliżał się wieczór. Zadzwonił telefon.
- Halo?
- Halo? Robert? Mam nadzieję, że mi pomożesz. Zbiera się na deszcz, a nasz pies gdzieś zaginął - ze słuchawki odezwał się jego  dobry znajomy. Pomagali sobie często.
- Mógłbym pomóc, ale za godzinę. Mam coś do zrobienia.
- Dziękuję, matko. Normalnie, to szukałabym go razem z rodziną, ale córka jest przeziębiona i żona z nią zostaje. Jestem bardzo wdzięczny.

Jeszcze chwilę rozmawiali. Gdy skończyli, Robert spojrzał przez okno. Rzeczywiście zbierało się na burzę. To nie był dobry czas, aby szukać zaginionego psa, ale miał dwa argumenty. Po pierwsze, nie powinni czekać, bo to może być dla zwierzęcia  niebezpieczne, a po drugie, czy miał coś lepszego do roboty? Wyjął z szafy ciepłą bluzę, kurtkę przeciwdeszczowa i poszedł zrobić sobie kawę.





- Pamiętaj, że to msza za moją ciotkę - powiedziała ubierając szarą, elegancką marynarkę. Choć było lato, tego popołudnia było dość zimno i deszczowo. Zbierało się także na burzę.
- Tak, pamiętam. Nie wspominałaś czasami, że niezbyt się dogadywałyście? - zapytał trochę uszczypliwie, a żona tylko przewróciła oczami. Może i rzeczywiście tak było, ale powinna uszanować zmarłą, jako człowiek, katolik, ktoś z rodziny.
Dość dawno nie był w kościele. Ostatnio chodził  tylko w niedziele i święta. 
Nie udawało mu się skupić. Nie słuchał kazania, nie rozważał go w myślach, jak miał w zwyczaju robić.
Z jednej strony miał nawet trochę dość takich rzeczy jak wybaczanie bliźniemu, czy nastawienie drugiego policzka. Śmiał twierdzić, że w polityce to by się nie sprawdziło.
Po mszy, Karina wyglądała na poważną. Chciała o czymś porozmawiać, ale dopiero w domu.

Epitafium dla miłości (Biedroń x Bosak)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz