7

801 79 60
                                    

Była godzina 17.30. Do miejsca ich spotkania miał dziesięć minut drogi, więc już się zbierał. Ubrał się i już miał wychodzić, ale żona go zatrzymała.
- Gdzie się wybierasz?
- Spotkać się ze znajomym.
- Jakim?
- Tomkiem, nie znasz go.
On też nie znał żadnego Tomka. Miał jej powiedzieć, że idzie spędzić wieczór w kawiarni z przedstawicielem lewicy? O Boże, jak teraz o tym myślał, to zastanawiał się, w co się wpakował.

Szedł szybkim krokiem, jakby chciał mieć to za sobą. Może i chciał, może i nie. Raczej stawiałby na nie. Gdy doszedł do celu, Roberta jeszcze nie było. Spojrzał na zegarek, była 17:50. Już miał go obwiniać o spóźnialstwo, ale przypomniał sobie, że przecież mieszka niedaleko, więc zaraz pewnie będzie na miejscu.

Po pięciu minutach siedzenia przed budynkiem przy jednym ze stolików, wreszcie zobaczył, że ktoś się zbliża.

- Dobry wieczór. Czy czekałeś? - Robert uśmiechnął się trochę triumfalnie.
- Myślałem, że będziesz wcześniej - Krzysztof spojrzał na niego jakby od niechcenia.

- Kawy raczej już nie wypiję. Jest za późno. Zamówię jakąś herbatę, co ty byś chciał?
Ich spojrzenia spotkały się, co przeraziło nieco Krzysztofa, więc spojrzał szybko na szybę kawiarni i odpowiedział, że także poprosi herbatę.


Tak naprawdę, to nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, żeby zaprosić go gdziekolwiek. To nie było na pewno pocieszenie po tym, co działo się między nim, a Śmiszkiem. Spojrzał przez okno i chyba uświadomił sobie, że dalej resztki uczucia zostały w jego umyśle z dawnych lat. Wiedział, że to on musi o niego zawalczyć, bo Bosak sam nie da sobie rady. To było widoczne, przez ten czas, jak obaj układali sobie życie po swojemu, zapominając o sobie.

Usiadł, postawił jeden kubek przed rozmówcą, a drugi przy sobie. To był kolejny z zimniejszych wieczorów, choć było to lato.

- Nawet nie zamienię z tobą słowa o polityce - zaczął Krzysztof - nie ma takiej opcji.
- Nie proszę o to. Nie bądź taki porywczy - spojrzał na niego.
- Może i będę bezpośredni- niepewnie powiedział - ale nie daje mi to spokoju, wybacz. Czy ty i Krzysztof...

Robert westchnął. Jego wyraz twarzy się zmienił na mniej pogodny, więc Bosak zaprzestał pytań.
- Nie uraziłeś mnie. Nie martw się. Może i dla ciebie to jest narazie niezrozumiałe, ale naprawdę się kochaliśmy.

Krzysztof zmarszczył brwi.
- Nie tłumacz mi tego jak małemu dziecku.

Robert uśmiechnął się i kontynuował:
- Czasami miłość wygasa. Sama z siebie, nie wiemy dlaczego - wziął łyka napoju i spojrzał się na niego wymownie.

- Chyba dobrze cię rozumiem.

Mimo, że Robert cieszył się z jego przyjścia, chciał się z nim trochę podroczyć. Bądź co bądź, jak się irytował zdawał się być uroczy.

- A dlaczego postanowiłeś przyjść? - spytał go.
- A dlaczego mnie zaprosiłeś?

Robert uśmiechnął się i wziął kolejnego łyka.

- Żeby ci pokazać, że możesz przestać udawać.


Krzysztofa zamurowało. Udawać? Czy on się domyślał? Czy myślał o nim tak samo jak Krzysztof o Robercie?
Myślał, że kolejny trudny etap bycia sobą minął. Ale znowu patrząc w oczy mężczyzny zapragnął aby on go pocałował. Wyobraził to sobie i po jego ciele przeszedł dreszcz. Zaraz po tym nabrał swój codzienny wyraz twarzy. Wiele osób mówiło, że ta twarz już nie ma chęci do życia.

- Co mam udawać? Nie udaję niczego.

Ulica była pusta. Czasem przejeżdżał tylko jakiś samochód, albo już bardzo rzadko, przechodził jakiś człowiek. W kawiarni były zaledwie dwie osoby, a reszta po odbiorze swojego napoju szła najprawdopodobniej na nocną zmianę do pracy.

- Twoja żona się poznała, ja się poznałem. Naprawdę, przestań to ciągnąć. Być niezadowolonym przez całe życie, może być spełnionym, ale dalej pod maską.

Krzysztof patrzył na niego ze skupieniem. Myślał chwilę, że to co on mówi może być prawdą, ale szybko odrzucił ta myśl i spojrzał na niego złowrogo.

- Czy ty mi próbujesz wmówić że nie wyleczyłem się z tej paskudnej przypadłości?

Pomiędzy nimi czuć było napięcie, które coraz bardziej wzrastało.

- Czyli ja się nie wyleczyłem, idąc twoim tokiem myślenia? - Robert podniósł jedną brew.
On tylko spojrzał się na niego z nienawiścią w oczach. Spojrzał na ulicę, następnie do środka kawiarni.
Coś pękło, nagle podniósł się, złapał Roberta za koszulę i przyciągnął do siebie. Pocałunek choć był krótki, oddał w nim to, co teraz czuł. Spojrzał na niego ze zmartwioną twarzą, puścił jego koszulkę i opadł na krzesło. Robert chwilę patrzył na niego. Krzysztof zorientował się, że rozlał trochę swojej herbaty, bo zbyt gwałtownie wstał. Siedział bez słowa i wpatrywał się w rozlaną ciecz. Robert mógł się tylko domyślać, co się dzieje w jego głowie. Wstał i wyciągnął do niego rękę. Krzysztof ujął ją, wstał i szybko puścił. Poszli przed siebie.

- Czasami nie lubię tego, jak impulsywnie działam. Może w moim życiu publicznym tego nie widać, ale w prywatnym czasem puszczają mi hamulce.
- Mi to nie przeszkadza - odparł Biedroń i zaśmiał się.

- Jakie masz plany na następną sobotę? - spytał Krzysztof, który rzeczywiście już rozmawiał bez zahamowań.
- Moje plany to kolejna, taka miła, niespodziewana rzecz - zatrzymał się, wziął jego twarz w dłonie i pocałował jeszcze raz. Tym razem trochę dłużej - dobranoc, wierzę w ciebie - puścił mu oczko i zaczął iść w stronę swojego mieszkania. Krzysztof myślał, że się rozpłynie.



************
Łeb mnie boli.

Epitafium dla miłości (Biedroń x Bosak)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz