15

653 74 12
                                    

Na wczasy wybrali sobie domek. Domek w górach.
Taki, żeby mogli zapomnieć na tydzień o pracy, którą wykonywali i aby jeszcze bardziej zdołować Krzysztofa, który nie mając nic zajmującego myśli do roboty, rozmyślał o Robercie. Wyjechał ze względu na nią. Wiedział, że zaczęłaby jeszcze bardziej coś podejrzewać, jeśli by odmówił.
To nie był jakiś drogi apartament, położony w idealnym miejscu, aby podziwiać widoki. To był taki domek, na którego stać przeciętnego Polaka.

To nie było tak, że cały wypoczynek był on pogrążony w stałym smutku, rozmyślając jak głupio postąpił, co mógł zrobić, a co nie. To były takie momenty, gdy na przykład siadał wieczorami na tarasie, obserwując góry, kiedy małżonka robiła albo kolację, albo czytała książkę, bądź już spała. Raz się napił, czego szczerze potem żałował, bo obudził się paręnaście metrów od domu. Miał szczęście, bo gdy wrócił Karina jeszcze się nie obudziła.

Właśnie był ten jeden z wieczorów, gdzie w półmroku, siedział na tarasie i choć było chłodno, nie było mu zimno. Pił herbatę, którą zrobił niedawno i patrzył w dal. Wokół niego słychać było świerszcze, gdzieś niedaleko jakiegoś psa.
Matko, ale chciałby przy sobie teraz mieć Roberta. W ten wieczór, gdzie zapach ziemi po deszczu unosi się w powietrzu, a wokół jest nastrojowa cisza, choć czasem zakłócona jakimś odgłosem, to dalej przyjemna. Nie jest mu zimno, ale gdyby był w jego ramionach, byłoby idealnie. Wtedy nie potrzebowałby jedzenia, alkoholu, papierosa, bądź czegoś innego, bo całą uwagę skupiałby na nim.
Spojrzał w okno, gdzie przebywała jego żona. Nie czuł się tutaj sobą. Nie czuł się nigdzie tak bardzo sobą, gdzie byli jego znajomi, rodzina.
Chwilę jeszcze tak siedział, po czym wrócił do środka.

Tymczasem Robert był w pracy. Wakacjami nazywał czas, w który akurat tam nie przebywał. Tym razem leciał sam, mieszkał sam, do czego nie był przyzwyczajony. Jeździł zawsze z Krzysztofem.
Miewał czasem chęć napisać do Bosaka, ale od razu przypomniał sobie, że jest z żoną, na wakacjach, albo sam on o nim zapomniał.
Wpadł na pomysł. Pewnego wieczoru, wziął telefon do ręki, wybrał numer i zadzwonił. Czekał chwilę, aż usłyszał dobrze znany głos.

- Halo? - odpowiedziała osoba po drugiej stronie.

- Cześć. Jak się trzymasz? - spytał.

Rozmówca milczał parę sekund, ale odpowiedział:

- Dobrze. To była dobra decyzja. Jak u ciebie? Mam nadzieję, że zakończyłeś tą sprawę z tym faszystą - gdy to mówił, słychać było w jego głosie obrzydzenie.
Robert zawahał się. Tak, nie spotykał się z nim, ale chciał i to bardzo. W końcu zdecydował się powiedzieć prawdę, czyli, że decyduje się kończyć tą relację.

- Wiesz, że nie życzę ci źle. Bardzo szanuję cię jako człowieka i nie chcę, aby ktoś taki po prostu cię zniszczył. Może i ukrywa swoją orientację, ale nie zmieni się od tak. Wiesz o tym.

Przytaknął. Wiedział. Tak samo traktował jego, bo właśnie dlatego dzwonił. Po prostu, aby utrzymać jakikolwiek kontakt. To, że był jego byłym partnerem, nie zmieniało nic.

- Widać, że jest nieszczęśliwy. Ale nie próbuj go uszczęśliwiać, bo może ciebie samego to wyniszczyć. Wiem po nim, bo widzę, że jest też uparty, ale przez jego środowisko i drogę jaką sobie obrał, będzie to niewykonalne, aby od tak przestał.

- Sam o tym wiem. Dlatego to kończę. To nie dla mnie. Może jakbym nie był osobą publiczną, to byłoby inaczej, wiesz o co chodzi - odpowiedział.

Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Robert chciał już iść spać, jednak zdecydował się wyjść na balkon. Była to już noc. Bloki i domy, w których gdzieniegdzie w oknach można było dostrzec światła, wyglądały jak świetliki na tle czarnego nieba. Przejeżdżały samochody, chodzili ludzie, dwa koty, idące samotnie ulicą, przeszły kilka metrów, aby zniknąć potem w krzakach.
Słyszał odgłosy miasta, które zakłócały ciszę. Po jakimś czasie wpatrywania się w panoramę, westchnął i wszedł do środka.

Epitafium dla miłości (Biedroń x Bosak)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz