4

883 82 60
                                    

- To może tak naprawdę nie wyleczyłeś się z tego gejostwa!
- Mówiłem, że możesz mi ufać. Proszę cię, naprawdę mogę, ale nie dzisiaj - próbował się jakoś tłumaczyć. Tak naprawdę nie chciał wogóle, nigdy.
- Nie chcesz mieć dzieci? Naprawdę? Gdy będą miały dziesięć lat, to ty już będziesz podchodził pod pięćdziesiątkę! W nocy poślubnej nie było to dla ciebie takie trudne... - spojrzała z wyrzutem na niego. Krzysztof tylko jeszcze bardziej się zdenerwował. Wtedy jeszcze był święcie przekonany, że nie wróci do "bycia gejem". Teraz miał mętlik w głowie i nie był tak silny jak wcześniej.
- Sama... Sama wiesz. To co mówisz jest chore, ja naprawdę... - urwał, bo nie wiedział co powiedzieć. Ona tylko spojrzała na niego ponętnie. Przysunęła się bliżej.
- Ale i tak bardzo przesadzasz - powiedział, na co ona się oburzyła.
- Te zboczenie cię dotknęło, ale już nie jesteś taki. Możemy mieć rodzinę.
- Możemy, ale nie dzisiaj - powiedział stanowczo.
Krzysztof stał w podkoszulku i dresach. Wyszedł niedawno spod prysznica, więc na jego ciele można było dostrzec kropelki wody, a włosy były wilgotne.

Karina od zawsze była bardzo źle nastawiona do takich spraw. Nie wychylała się z tym, ale w rodzinnym gronie wszyscy wiedzieli jakie są jej poglądy. Była nieugięta.
- Zejdź mi z oczu. Normalnie widać, jak stajesz się znowu tym obrzydlistwem - powiedziała i wypchnęła go za drzwi. Problemem było to, że to były drzwi prowadzące do domu.
- Kochanie? - Krzysztof próbował je otworzyć, ale bezskutecznie. Na dworze wiał wiatr, padał deszcz i nie zanosiło się aby przestał.
- Nie żartuj sobie. Będziesz się zamykać w domu?
Odpowiedziała mu cisza. Spojrzał w dół na bose (o ironio) stopy i włożył pierwsze lepsze klapki.
Podszedł do okna najbliżej drzwi i zapukał. Roleta się zasunęła. Świetnie.

Zastanowił się, za kogo on wogole wyszedł? Tak bardzo zależało jej na nim? Sądziła, że deszcz "zmyje" jego orientację? Próbował dostać się do domu z każdej możliwej strony, ale żona się ubezpieczyła i zamknęła wszystkie wejścia. Krzysztof nie mógł uwierzyć w absurd tej sytuacji. Jego żona właśnie zamknęła się w domu, bo podejrzewa, że on jest gejem. Do tego leje deszcz i jest zimno. Jest cudownie.
Usiadł zrezygnowany na krześle, niedaleko drzwi. Po paru minutach zniecierpliwiony znowu spróbował je otworzyć. Pieprzyć to, jak tak się bawimy, to ja też stąd pójdę.
Jak pomyślał tak i zrobił.






Sam kolega Roberta szukał psa od jakiejś godziny. Dołączył się dopiero teraz, kiedy  deszcz trochę przestał padać.
Wołali jego imię, ale na marne.
- Wiesz - powiedział Robert - dzięki, że pozwoliłeś mi się choć na chwilę uwolnić od tej monotonnej codzienności. Wiesz, że lubię pomagać w sprawie zwierząt.

Jego towarzysz uśmiechnął się i zawołał jeszcze raz zwierzę.

- Jestem pewien, że go znajdziemy - powiedział Robert i poszedł w przeciwnym kierunku, nawołując.

Szedł przez pusty park, a raczej przedzierał się przez jakieś krzaki. Było dość ciemno i deszcz na nieszczęście zaczął mocniej padać. On tylko nakrył się szczelniej kurtką. Ciszę zagłuszało uderzanie deszczu o podłoże i przejeżdżające samochody. Nie był pewien, ale chyba gdzieś słyszał jakąś muzykę. Może z samochodowego radia?  Nie widział nigdzie psa.
Nagle poczuł wibracje w kieszeni. Wyjął telefon, dzwonił znajomy.
- Słuchaj, mam go. Dziękuję ci za pomoc, bardzo jestem wdzięczny. Ja już idę do domu. Odprowadzić cię?
- O jak dobrze. Nie ma za co i nie, pójdę sam. Dobranoc.
- Dobranoc.
Rozłączył się, rozejrzał dookoła i poszedł w kierunku domu. Dość daleko zaszedł, więc musiał się spieszyć, żeby nie zmoknąć.


Szedł przed siebie, nie oglądając się. Był naprawdę zirytowany. Zimne krople deszczu spadały na jego nagie ramiona. Przeszedł go dreszcz. Tak naprawdę, nie wiedział dokąd chciał, lub miał iść. Miał nadzieję, że spotka kogoś znajomego, ale szansa była bardzo mała, ponieważ większość jego znajomych i rodziny mieszkała na drugim końcu Warszawy.
Na ulicy nie było nikogo, z wyjątkiem innego mężczyzny. Krzysztof spojrzał na niego i uznał, że kogoś mu przypomina.
Nie mógł tylko zgadnąć kogo.
Owy mężczyzna spojrzał się do tyłu i na chwilę przystanął. Poczekał, aż Krzysztof do niego dołączył.



Stał patrząc, jak w dziwnym i absurdalnym położeniu znalazł się Bosak. Chyba go nie poznał.
Gdy wreszcie podszedł do niego, twarz Krzysztofa wypełniła jakby mała radość, choć doskonale umiał ukrywać emocje. Robert uśmiechnął się.
- Jesteś ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewałem - powiedział Biedroń i ruszyli naprzód.
- Ty też - odgryzł się.
Przez chwilę milczeli. Robert znowu zaczął:
- Dlaczego?
- Co dlaczego? - Krzysztof spojrzał się na niego ze zdziwieniem.
- Mówić wprost? Co się stało, że idziesz w podkoszulku i dresie, w deszczu, nie w kierunku swojego domu. Jest zimno, wietrznie. Więcej szczegółów, czy już wiesz?
Krzysztof tylko przewrócił oczami i westchnął. Znowu przeszedł go dreszcz, ale teraz nie wiedział, czy spowodowany był mężczyzną obok, czy chłodem.
- Miałem małą sprzeczkę z Kariną - uciął temat. Z jednej strony nie chciał mówić nic, a z drugiej chciał się komuś zwierzyć, zaufać.
- Małą.
Robert uśmiechnął się z politowaniem, choć Bosak pewnie tego nie zauważył. Spostrzegł, że Krzysztof drży z zimna. Miał na sobie cienki podkoszulek i dresy. Bez namysłu ściągnął swoją bluzę.


Zauważył, że Biedroń coś robi. Nie, nie zrobiłeś tego Robert. Nie zdjąłeś bluzy i właśnie mi jej nie podajesz.
- Robert, nie. Nie jesteśmy zakochanymi gówniarzami z liceum, mamy po czterdzieści lat.
Robert jednak był nieugięty.
- Jak już mam cię przenocować, to chociaż nie bądź chory - stwierdził i wepchnął w ręce Krzysztofa bluzę. On otworzył szeroko oczy.
- Przenocować? Kto się na to zgodził?
- Ja.
- Nie mieszkasz sam. Nawet nie będę cię przekonywał - Krzysztof trochę teatralnie się oburzył.
- To dlaczego idziesz ze mną krok w krok?
Spojrzał na niego i powiedział:
- To dlaczego na mnie czekałeś?
Robert uśmiechnął się i odpowiedział:
- Bo wiedziałem, kto idzie.
- Jesteśmy kwita - Krzysztof zaczął zakładać bluzę. Pomyślał, że i tak nikt go nie widzi, a zimno za bardzo mu przeszkadzało. To wywołało tylko szerszy uśmiech u jego towarzysza.





Weszli do domu. Krzysztof był zmęczony, wyczerpany tą całą złością i nie tylko.
- Napijesz się czegoś? - spytał Robert, wyjmując szklanki.
- Wody.
Zauważył, że Krzysztof nawet uroczo wygląda w za dużej bluzie. Patrzył się chwilę na niego, po czym podał mu szklankę.

Następnie poszli do sypialni.
- Więc, połóż się tutaj, mi wystarczy kanapa w salonie.
Nawet nie protestował. Ubrany był już w jego bluzę, właśnie miał przespać u niego noc i jeszcze jakby spróbował zaprotestować spania w wygodnym, ciepłym łóżku...
Położył się, nawet nie przykrywając. Momentalnie zaczął zasypiać, czując zapach domu i ciała Roberta, w końcu to była jego pościel. Gdy właściciel pokoju wyszedł, on mimowolnie wtulił się bardziej.

Dwie godziny później Robert czując się niekomfortowo na kanapie, pomyślał, że zasnął przypadkowo, przy telewizorze, więc zaczął się kierować w stronę sypialni. Zapomniał o jego gościu, a że łóżko było dość duże, to położył się w losowym miejscu i zasnął.

Epitafium dla miłości (Biedroń x Bosak)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz