Kolacja

414 28 10
                                    

Wieczór i godzina siedemnasta trzydzieści zbliżały się nieubłaganie, a Kiara jak siedziała w szlafroku, tak siedziała i prawie zalewała się łzami. Nigdy nie przywiązywała wagi do ubioru, a sukienki kupowała raz na rok albo i rzadziej, bo uważała, że te które posiada są wystarczające. W sumie miała rację, pracowała w ministerstwie, więc wyjściowe stroje nie były jej potrzebne. Gustowała bardziej w wygodnych spodniach, szerokich bluzkach i trampkach, a nie w szpilkach i sukienkach koktajlowych. Wyjście wieczorem do restauracji i teatru było jak dla niej niespodziewane i trochę krępujące, a dodatkowo chciała wypaść olśniewająco przed swoim przyjacielem. W końcu mógł to być potencjalny kandydat na męża.  

- A ty dalej nieprzygotowana. - sarknął Snape stając w progu sypialni. 

- Nie mam się w co ubrać. - pociągnęła nosem jak małe, bezradne dziecko. 

- To już nie mój problem. - sarknął ponownie, wchodząc dalej. - Wy kobiety macie jakąś wrodzoną umiejętność nieradzenia sobie z garderobą.  

- Powiedział ten, co ma jedno ubranie na całe życie. - sarknęła buntowniczo. 

- Nie pyskuj mi, smarkulo. 

Kiara spojrzała na niego roziskrzonymi śmiechem oczami. Nie mogąc dłużej stłumić chichotu, wybuchnęła gromki śmiechem, który poniósł się po całym domu. 

- A ty znowu taki dorosły jesteś. - próbowała opanować napad. 

- Skończ, bo się ośmieszasz. - mruknął. - Chodź ze mną, bo jak Cię Worple zobaczy w tym stanie, to nigdy się ciebie nie pozbędę. 

I ruszył korytarzem do jedynego pokoju w całym domu, który zamykany był na klucz. Był to jego gabinet, świątynia dumania i zgryźliwości, oaza spokoju i odpoczynku, eden równowagi i nieobecności Kiary. 

Przekręcił klucz, uprzednio mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe dla Kiary zaklęcie i wkrótce potem, drzwi szeroko się otworzyły. Pierwsze co poczuła wchodząc do środka był przeraźliwy chłód. Było tam ciemno, żeby nie powiedzieć mroczno i śmierdziało czymś bliżej nieokreślony, co mieszało się z zapachem lawendy i fiołków. 

- To i tak nie jest mi potrzebne. - powiedział, grzebiąc w jednej z szaf. Po chwili wyciągnął z niej długą kremową suknię, opatrzona w drobne kryształy na gorsecie i rękawach. Dekolt miała w kształcie litery V, a cały jej krój przywodził na myśl rozkloszowaną syrenkę.  Kiara nie mogąc wyjść ze zdumienia stała w progu i z niemądrze rozdziawioną buzią patrzyła to na Snape'a, to na suknię. 

- A..ale - zająknęła się.

- Jest twoja. - odparł Snape, wręczając jej delikatny materiał. - Należała do mojej matki, a że nie miała córki, a trafiła jej się pośmiertnie synowa - na te słowa zaśmiał się złośliwie - myślę, że nie miałaby nic przeciwko temu, aby była twoja. 

- Nie, Sev. Nie mogę. - powiedziała zmieszana. 

- Zgadzam się. Nie możesz, a musisz ją wziąć. Chyba nie zamierzasz pójść w tych swoich znoszonych łachach? 

- Sam jesteś łach. - burknęła. 

- Nie pyskuj, tylko się ubieraj. - to mówiąc cisnął w nią suknią i wyprowadził z gabinetu. - Bądź grzeczną żoną i ubierz się jak człowiek. 

- Mogę być bardziej niegrzeczna. - szepnęła mu koło ucha, gdy próbował ją wyminąć. Skrzywił się paskudnie i zmierzył ją od stóp do głowy krytycznym spojrzeniem. 

- Nie jesteś w moim typie, słonko. I nie próbuj mnie przegadać. - dodał szybko. - Jest siedemnasta piętnaście, ubieraj się. - po czym zszedł po schodach do kuchni, gdzie próbował przygotować kolację dla Lili i siebie. 

Córka NiczyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz