Łzy kobiety

412 37 7
                                    

- Otwórz, porozmawiajmy. - przy drzwiach sypialni, stał Snape i pukając raz po raz, próbował przetłumaczyć żonie, żeby nie zachowywała się jak dziecko. 

- Nie! - zza drzwi usłyszał przytłumiony głos Kiary. Naprawdę nie miał siły na głupie dyskusje i bawienie się w kotka i myszkę. Jasne, poniosło go przedwczoraj i poniekąd zaczynał tego żałować ale starał się ją przeprosić, jednak z małym skutkiem. Kiara była uparta i zamknęła się w sypialni. Wychodziła tylko żeby coś zjeść, nie zaszczycając Snape'a spojrzeniem, już nie mówiąc o zwykłym "dzień dobry" czy "dobranoc". Zacięła się jak płyta w magnetofonie i odtwarzała ciągle tę samą śpiewkę: Nie! Nie! i jeszcze raz nie! 

- Masz rację, przesadziłem ale to nie powód żebyś się tak dąsała. - kontynuował. 

- Odejdź stąd! Nie chcę z Tobą rozmawiać. Powiedziałeś mi już wszystko. 

- Kiara, nie wygłupiaj się... - nie zdążył dokończyć, a drzwi otworzyły się z hukiem, o mało co nie przewracając go na podłogę. Z wnętrza wyszła zapłakana i poczochrana Kiara z walizką w ręku. Snape zdumiał się na ten widok i całkiem ogłupiał. - Co ty robisz? - zapytał oschle.

- Jeśli nie szanujesz mojej autonomii, to ja się wyprowadzam. - oznajmiła z wyrzutem. 

- Czego? Twojej autonomii? - sarknął. - Ja ją aż za bardzo szanuję. 

- Wiesz co, Snape? Wal się! - prychnęła i czym prędzej wyminęła go, kierując się w stronę schodów. - Lili zabieram ze sobą. 

- A przepraszam, gdzie zamierzasz iść? - poszedł za nią, schodząc aż do przedpokoju. 

- Do Eldreda. Powiedział, że w każdej chwili mogę się do niego wprowadzić. 

- Z Lili?- dociekał, a wredny uśmieszek błąkał się po jego twarzy. - Czyli powiedziałaś mu w końcu. 

- Nie. Nie powiedziałam ale dzisiejszego wieczora to naprawię. - fuknęła, po czym krzyknęła do córki, a gdy dziewczynka pojawiła się w progu salonu, Kiara bez dłuższych wyjaśnień złapała ją za rękę i obie wyszły z domu. Snape wyszedł za nimi na ganek i ostatkiem sił, próbował zawrócić żonę, żeby nie robiła głupot.

- Przestań, wróć do domu i porozmawiajmy na spokojnie. - powiedział ale Kiara już nie słuchała, tylko szła dalej przed siebie. Snape machnął na to ręką i wrócił do środka. Nie miał ochoty biec za nią i prosić żeby została. Aż tak nisko nie upadł i nie zamierzał upaść. Nie pozwoli, żeby ta smarkula wodziła go za nos i płaczem wymuszała wszystko.  

Gdy zdążył zaparzyć herbatę, tą okropną zwykłą herbatę, i zdążył się uspokoić, nagle w kuchni pojawił się srebrzysty kształt rysia i głosem Shacklebolt'a oznajmił co następuje:

- Przyjdź do mojego gabinetu za dziesięć minut. Musimy ustalić pewne rzeczy. - po czym rozpłynął się tak szybko jak się pojawił. Snape westchnął ciężko, bo nie dość, że Kiara wyprowadziła go z równowagi, to jeszcze zamierzał to powtórzyć Kingsley. 

Wstał z oporem z krzesła, które nagle wydawało się być najwygodniejszym miejscem na ziemi i powłócząc swoją czarną peleryną, podszedł do kominka w salonie, nabrał odrobiny proszku Fiu i wchodząc do środka, po chwili okryły go zielone płomienie, a wkrótce potem zniknął.  

W ministerstwie było bardzo cicho. Może dlatego, że większość skończyła na dzisiaj pracę i wrócili do spokojnych domów. Jedyną anomalią w całym tym systemie był Kingsley, który pracował dzień i noc. Przynajmniej tak przypuszczał Snape. Nietoperz powoli zaczynał żałować tego, że zgodził się chronić Kiarę, gdy ona będzie szukać Granta. No bo, co mógł innego zrobić? Doskonale wiedział, że nawet jeśliby się nie zgodził, to jego żona i tak by wróciła do pracy aurora. Kingsley tak łatwo nie odpuszczał, więc Snape wolał sam ją śledzić, niż ktokolwiek inny. Tak było i bezpieczniej, i rozsądniej. 

Córka NiczyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz