Rankiem dwudziestego września, kiedy na zewnątrz siąpi deszcz i wieje przeszywający wiatr, świat nie jest stworzony, aby zaproponować człowiekowi coś więcej niż przeziębienie, albo załamanie nerwowe.
Niespiesznie jedząc śniadanie, Kiara przeglądała najnowsze wydanie Proroka Codziennego i szukała jakiś informacji na temat domniemanego przez ministerstwo bandyty, którego miała złapać.- Nikt nic nie wie. - powiedziała przegryzając chałkę z dżemem wiśniowym. - Albo facet się tak dobrze kryje, albo Kingsley coś nad interpretował.
- Nie wiem. - mruknął ponuro Snape, zgarniając z blatu kubek i dopijając herbatę. Za dwie minuty powinien być w Hogwarcie i uczestniczyć w rozmowie kwalifikacyjnej nowej nauczycielki zaklęć. Dumbledore nie dawał sobie sam rady, więc potrzebował kogoś do pomocy. Odkąd profesor Flitwick odszedł na emeryturę, stary czarodziej zobowiązał się do prowadzenia jego zajęć ale nie przewidział, że wiek już nie ten i po prostu brakuje mu sił.
- Czemu znowu mruczysz?
- Masz jeszcze jakieś inteligentne pytanie? - syknął. - Bo jak nie, to wybacz ale spieszę się do szkoły.
- Kolejna rozmowa? - Kiara już bez wnikania w szczegóły złego humoru Snape'a, rozpoznawała co tym razem go gryzie. I nie pomyliła się. Nietoperz skinął głową i po chwili wyszedł do przedpokoju, a potem do salonu, by wkrótce zniknąć w zielonych płomieniach, które przeniosłyby go do Hogwartu. - Wrócę dziś późno, więc zaopiekuj się Lili, dobrze?
- Jak to późno? Przecież dzisiaj nie masz zajęć w szkole. - Snape zatrzymał się w połowie drogi.
- No tak ale mam też drugą fuchę w ministerstwie, pamiętasz o tym? Kingsley poprosił, żebym przyszła. Podobno ma jakieś nowe ślady.
- Racja. - powiedział. - To powodzenia.
I już go nie było.
Kiara siedziała jeszcze przez chwilę przy kuchennym stole, gdy po jakiś pięciu minutach, z góry dobiegł ją głos Lili:
- Mamo! Siku zrobiłam.
Zapowiadał się kolejny, zwyczajny dzień w towarzystwie czterolatki, która raz po raz, moczyła prześcieradło. Kiara westchnęła, odłożyła talerzyk do zlewu i ruszyła na pomoc dziecku.
- Już idę, kochanie.
***
Nie zdążył jeszcze dobrze wejść do gabinetu, a już na wstępie dopadła go Mcgonagall i Dumbledore, którzy wyczekiwali jego przyjścia.
- Zapomniałeś, że mamy dziś rozmowę z kandydatką? - zapytała profesor transmutacji, jakby robiąc mu wyrzut. Snape nie był pewien, co oznacza jej ton głosu.
- Nie zapomniałem. - minął ją w drzwiach i próbował dotrzeć bezpiecznie, bez ostrzałów Mcgonagll, do swojego biurka.
- Spóźniłeś się. - kontynuowała.
- Słucham? Jestem minutę przed czasem. - sarknął, zdejmując płaszcz i wieszając go na oparciu fotela.
- Rozmawialiśmy wczoraj, że masz być w gabinecie trochę wcześniej. - syknęła profesor.
- No to jestem. Trochę wcześniej. - przedrzeźnił Mcgonagall, a gdy ta próbowała coś odpowiedzieć, do rozmowy wtrącił się Dumbledore:
- Moi drodzy, nie kłóćcie się. Zaraz wejdzie nasz gość.
I gdy kończył mówić, do drzwi ktoś zapukał. Dokładnie cztery razy. Snape'owi przemknęło przez głowę pewne wspomnienie. Coś mu mówiło, że to nie wróży nic dobrego, to owo pukanie. Słyszał kiedyś, że cztery razy puka śmierć...
CZYTASZ
Córka Niczyja
FanfictionPewnego sierpniowego wieczoru, w bramach Hogwartu stanęła znana wszystkim aurorka, o dość dyskusyjnej opinii. Niby wszyscy wiedzieli, że ostatecznie była po ich stronie i walczyła z Voldemortem ale i tak pamiętali co robiła dawniej. Ona jednak powró...