Rozdział 5

2K 104 376
                                    

Mogę się założyć o wszystkie moje gry, że kłóciłem się z Eddie'em ponad godzinę. A o co poszło?

- Wyglądasz na bardzo zmęczonego! A jak ci się coś stanie?! - krzyczałem.

- I co?! Znowu osłonisz mnie swoim ciałem i wylądujesz w szpitalu?! Nie ma mowy!

- A co ci szkodzi, jeśli cię raz odprowadzę?!

- Zaszkodzi to tobie, jeśli znowu będziesz się bawić w superbohatera!

- Chcę cię tylko bronić! Czy to źle?!

- Ale nie kosztem własnego zdrowia i życia!

Nagle zza naszych pleców rozległo się głośne chrząknięcie. Mój tata stał w progu i intensywnie się nam przyglądał.

- Oo... Cześć tato! Kiedy wróciłeś?

- Parę minut temu. Widzę, że masz się bardzo dobrze i drzesz ryja tak, że słyszałem cię z końca ulicy.

Podszedł do mnie i poczochrał mi włosy.

- Dobry wieczór, panie Tozier - przywitał się Eddie. Mój ojciec podał mu przyjaźnie dłoń.

- O co wy się tak kłócicie? - zapytał.

- Eddie nie wygląda najlepiej i nie pozwala mi, abym go odprowadził - poskarżyłem się.

- No i po części ma rację. Nie powinieneś męczyć się długimi spacerami - na te słowa Eddie posłał mi triumfalny uśmiech, który szybko zblakł. - Ale ty też masz rację. Też bym się bał puścić cię samego, Eddie.

- Więc co proponujesz? - zapytałem unosząc brew.

- A może zostaniesz u nas na noc, Eddie?

Rozpromieniłem się. Od razu rzuciłem się na astmatyka głośno krzycząc, aby się zgodził. Mój tata już nie wytrzymał od tych pisków. Pokonany musiał wyjść.

- Jutro mam szkołę, Richie. Nie dość, że będę musiał wstać wcześnie rano, to jeszcze nie mam potrzebnych zeszytów ani ubrań.

- Ciuchy przecież ci pożyczę. A może i nawet znajdzie się coś, co kiedyś należało do ciebie. Zeszyty możesz wziąść moje. I tak mam tam zapisane wszystko, co miałeś ty. A z pobudką jakoś sobie poradzę. Większy problem widziałbym w twojej wściekłej mamuśce. Prędzej mnie wykastruje niż od tak pozwoli ci u mnie nocować.

- Jakoś to załatwię. Ale nie chcę się wam narzucać.

- Jesteś tutaj zawsze mile widziany. A poza tym mamy jeszcze coś do omówienia.

Eddie przełknął głośno ślinę.

- To może ja już pójdę...

- Eddie! Obiecałeś!

- Niby kiedy?!

Spojrzałem na niego wymownie. Poklepałem się po kroczu przypominając mu, do czego doszło jakiś czas temu w moim pokoju. Chłopak od razu sobie wszystko przypomniał. Poznałem to po jego czerwonej buźce.

- Ty mały chu...

- Wyrażaj się, chłopcze! - zawołałem.

- To był podstęp - obruszył się brunet.

- Jakoś nie okazywałeś, że ci się on nie podoba.

Wyszczerzyłem się, a na jego słodkiej twarzy wykwitł jeszcze większy rumieniec. W końcu uniósł ręce w geście poddania się.

- Dobra, zostaję. Rzuć mi mój telefon.

Wesoło podskakując podszedłem do biurka. Z bananem na mordzie oddałem perfekcyjny rzut cegłą Eddie'ego. Ten niespiesznie wyszukał numer do swojej przerażającej matki. Z wielką pewnością siebie wróciłem do mojego przyjaciela. Ten już nerwowo potrząsał telefonem przy uchu. Aż usłyszałem skrzekliwy głos po drugiej stronie. Z uśmiechem wpatrywałem się w zestresowanego chłopaka. I ta moja radość z jego strachu mnie zabiła. Nigdy nie pomyślałbym, że mógłby się zachować jak pizda. Ale Eddie zawsze wykraczał poza wszelkie moje wyobrażenia.

What the fuck is going on?! //REDDIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz